piątek, 11 stycznia 2013

7 Wolność

A
reanna prowadziła nefilima w tylko sobie znanym kierunku. Damon podążał za nią bez zastanowienia. Z jakiegoś powodu wiedział, że może jej zaufać, choć nie potrafił tego wytłumaczyć. Anielica miała w sobie jakiś majestat, coś co kazało uznawać ją za przywódcę. Damon zauważył jednak, gdzie zmierzają i wcale mu się to nie spodobało. Nienawidził Mystic Falls za to, co go tam spotkało. Gdy tam się zjawiał, jedyne co na niego czekało, to kolejne cierpienia. To tam stracił matkę, Katherine, zginął, został wampirem, a potem utracił nawet Stefana i ją. Nienawidził tego przeklętego miasteczka i miał nadzieję, że już nigdy jego noga tam nie postanie. Areanna kazała mu o niej zapomnieć, lecz teraz wiodła go w miejsce jej śmierci, miejsce, gdzie wszystko wracało do początku końca.
   Szlaki w chmurach były puste i wspaniałe. Chłodne objęcia ciężkich obłoków dawały ukojenie po upałach Włoch. Damon nie musiał się więc przejmować tym, że jakiś człowiek mógłby go zobaczyć i wtedy zaczęłyby się kłopoty. Słyszał o łowcy, Victorze, który trudnił się „oczyszczaniem ziemi z piekielnego pomiotu jak nazywał wampiry i dhampiry. Ciekawe, że nie ugania się za wilkołakami, czy wiedźmami. Durny idiota, któremu wydaje się, że wie wszystko o tym, co dobre a co złe. Damon wyczuł coś, czego nie odczuwał od lat. Był to zew, któremu nie sposób się oprzeć. Miał wrażenie, że coś nakazuje mu powrócić, że wzywa go w rozpaczliwym akcie desperacji. Damon zatrzymał się w powietrzu, przez chwilę młócił powietrze swymi cienistymi skrzydłami. Areanna szybko zorientowała się, że Salvatore za nią nie podąża i również się zatrzymała.
 – Co ty wyprawiasz, Damonie?! – Jej krzyk ledwie przebił się do uszu nefilima.
   Damon spojrzał w dół. Pod nim rozpościerały się czarne chmury, które przynosiły burze. Mężczyzna posłał swej przewodniczce przepraszające spojrzenie, a potem skierował się w dół, pikując przez ciężkie, pełne deszczu chmury. Miał wrażenie jakby wpadł pod wodospad. Woda okalała go z każdej strony i przez chwilę czuł się jakby był jedną z miliardów kropel spadających w morze i rozbijających się o mroczą taflę. Damon Salvatore był jednak nefilimem. Gdy pokonał warstwę chmur, wciąż wszędzie spadały łzy nieba, lecz jemu udało się wzbić przed runięciem w głębiny. Damon zobaczył frachtowiec, który właśnie tonął. Większa część statku znajdowała się już pod wodą, a wokół rozlegały się krzyki przerażonych ludzi. Do uszu anioła dobiegło echo wystrzału, a potem zobaczył pomarańczową łunę, która zamigotała na chwilę nad horyzontem. Kolejny statek został zatopiony. Ludzie i ich wojna. Zupełnie jakby niczego się nie nauczyli przez te wszystkie lata.
   W wodzie migały ciemne sylwetki, które znikały pod falami wzburzonego morza. Wątłe krzyki przebijały się nad bezwzględnymi wodami. Powoli wszystkie te odgłosy słabły, odchodziły w nicość, lecz ten, kto wezwał Damona wciąż żył, przebywał gdzieś wśród rozbitków.
   Damon przelatywał tuż nad falami, poszukując wzywającego. Wiedział, że aby żądać czegoś od anioła trzeba wiedzieć, co sprowadzi go na miejsce spotkania. Dla Damona najważniejsza była Estelle, to ona zaprzątała jego myśli i to dla niej gotów był poświęcić wszystko. Kimkolwiek był ten, kto pragnął go spotkać, musiał ją znać. Za sobą usłyszał łopot znajomych skrzydeł, a potem oślepiająco biała postać sfrunęła z nieboskłonu niczym strzała. Areanna wyglądała na rozeźloną, mokre włosy opadały ciężko na jej ramiona. W błękitnych oczach anielicy odbijały się błyskawice, przecinające niebo raz po raz.
 – Oszalałeś? – Areanna rozejrzała się wokół, jednak widok cierpienia nie zrobił na niej większego wrażenia. – Nie masz zajmować się ludźmi, nie po to tu jesteśmy. Nie wolno ingerować w ich działania, ich istnienia, bo inaczej nie wyciągną żadnych wniosków. To, co chcesz zrobić jest tylko i wyłącznie ostatecznością, gdy nie mamy innego…
 – Zapominasz, że nie jestem jednym z was!
   Damon przelatywał nad rozbitkami, a nieznana siła prowadziła go do tego, kto był w stanie go wezwać. Wreszcie udało mu się dojrzeć tą postać. Dla jego oczu wyróżniała się delikatną poświatą. Gdy podfrunął na odległość kilku metrów był pewien, że to mężczyzna. Jedna z fal ukryła go pod sobą, a Damon w ostatniej chwili uniknął tego samego losu. Zaczął uważniej lustrować rozmazany w kroplach deszczu świat, aż wreszcie znów dojrzał dryfujące ciało. Pozbawione sił unosiło się na wodzie, jakby było tylko pustą powłoką. Mimo złych przeczuć Damon podleciał do nieznajomego mężczyzny, chwycił go mocno pod ramiona i postarał się jak najmocniej zamachać skrzydłami, by dolecieć do brzegu.
   Areanna nie pomogła mu. Widział jak jej sylwetka miga co jakiś czas gdzieś niedaleko, poświadczając, że jest pilnowany, jednak nie ingerowała w działania nefilima. Damon z trudem dźwigał pasażera, który wyślizgiwał mu się z ramion. Gdy przed oczami zamajaczyła mu linia brzegowa, jedna z największych fal, jakie widział w całym swoim życiu, nakryła ich, pogrążając w morskich czeluściach. Pod wodą skrzydła stały się przeszkodą, więc ukrył je najszybciej jak mógł. Nawet mimo usunięcia tej przeszkody wydostanie się razem z mężczyzną graniczyło z cudem. Damon czuł jak woda wdziera się do jego płuc, gdy rozpaczliwie próbował zaczerpnąć tchu. Jestem nefilimem, do cholery! Nie mogę się utopić! Nikt mu jednak nigdy nie powiedział jak można zabić takich jak on, lecz wiedział, że to możliwe. 
 – Spójrz w głąb siebie. – Damon usłyszał głos, dobiegający z daleka. – Jest w tobie magia, potężniejsza niż w jakiejkolwiek innej istocie. Wydobądź ją! – Ostatnie słowa zakrawały o rozpacz, lecz Damon nie był w stanie pojąć o co chodzi temu komuś, tonął.
   Wtem poczuł jakby coś w nim ożywiło się. Nieposkromiona siła wydostała się z jego ciała, spowijając go w blasku, który z pozoru przypominał kolejny podwodny wybuch. Damon chwycił mocniej mężczyznę, a potem wydostał się na powierzchnię niczym pradawny władca morza. Bez żadnego problemu, lekko wylądował na piaszczystym brzegu. Drobiny przylepiały się do jego mokrego ciała, jednak on pełen był energii. Damon czuł jakby właśnie zmartwychwstał, a potęga wypełniająca go, zdawała się być nieskończona.
   Dopiero teraz mógł przyjrzeć się człowiekowi, którego uratował. Wciąż był nieprzytomny, a jego klatka nie unosiła się. Krótkie, ciemnoblond włosy wydawały się bardzo znajome. Ubranie mężczyzny było ciemne i poszarpane, w kilku miejscach ewidentnie zostało rozdarte przez coś dużego i ostrego, prawdopodobnie zniszczone elementy statku. Lecz, choć widać było resztki krwi, to same rany zniknęły. Damon przyjrzał się twarzy mężczyzny i zamarł z zaskoczenia. Przed nim leżał Stefan Salvatore.
   Damon usłyszał łopotanie skrzydeł, lecz zignorował to. Skoro nie była skłonna mi pomagać, to niech nie liczy na moją uwagę. Areanna nie robiła mu już wyrzutów. Miał wrażenie, że promieniuje z niej radość i duma. Kobieta położyła dłoń na jego ramieniu. Była ciepła i delikatna, teraz to ona zdawała się ledwie iskrzyć, podczas gdy jego skóra gorzała światłem. Spojrzał na nią przez chwilę, odrywając wzrok od brata. Uśmiechała się serdecznie.
 – Wiedziałam, że wybierzesz właściwie – powiedziała, spoglądając na niego tymi przeszywająco błękitnymi oczami.
   Stefan przekręcił się na bok i zaczął wypluwać wodę. Damon przytrzymał go, pomagając pozbyć się nadmiaru płynu. Wydawało mu się, że nie widział brata przez wieki.
 – Damon? – zdołał wreszcie wykrztusić Stefan.
 – Jestem tu, braciszku.
   Damon objął Stefana mocno. Po tylu latach mieli sobie wiele do powiedzenia, a jeszcze więcej do wyjaśnienia.
***
G
abrielle czuła, że opuszczają ją siły, choć miała ledwie czterdzieści kilka lat. Zamieszkała w Mystic Falls, gdzie istoty nadprzyrodzone pojawiały się bardzo rzadko. Od odprawienia rytuału ofiary miasteczko postrzegano jako przeklęte. Gruzy jaskini pozostały na swoim miejscu, nieodkopane prochy spoczywały wciąż w niepoświęconej ziemi, a filary nieustannie pyszniły się bielą, choć mech porósł już ich większą cześć. Z tego miejsca emanowała wciąż magia, która nie niosła jednak sobą niczego pozytywnego. Każda wiedźma mogła wyczuć grozę, którą pozostawiło zaklęcie ofiary. Czarna magia zawsze pozostawiała głęboko odciśnięte piętno.
   Jules była przy wiedźmie odkąd obie straciły osoby, które nadawały sens ich życiu, na których chciały budować przyszłość. Wilczyca nie zestarzała się jednak ani o jeden dzień, co było zresztą wynikiem złamania klątwy. Gabrielle nie winiła towarzyszki za to, jednak, widząc własną bezradność, coraz trudniej było jej się pogodzić z losem. Gabrielle starzała się w nienaturalnie szybkim tempie. Obecnie wyglądała jak kobieta sterana co najmniej sześćdziesięcioletnim życiem i nie mogła zmienić tego nawet magią, którą władała. Natura odbierała swą należność za sprzeniewierzenie się jej. Gabrielle przez ostatnie lata skupiła się na zemście. Klaus był co prawda martwy, lecz ona musiała kogoś obwinić za to, co się stało. To Estelle przyprowadziła jej Nate’a, to przez nią zginął. Ufał jej, a ta dziwka go zdradziła. Przeklęta elfka! Jednak Estelle popełniła samobójstwo i była poza zasięgiem jakiejkolwiek wiedźmy. Obojgu zależało na tym samym wampirze, więc to na niego Gabrielle skierowała cały swój gniew.
   Drzwi frontowe trzasnęły, a Gabrielle odwróciła się wyrwana nagle z letargu. Na podłodzie narysowała pentagram, a na jego końcach ułożyła świece. Wosk z kilku z nich spłynął już na drewnianą podłogę. W ciemności trudno było zauważyć kształty, a cienie stały się niewiarygodnie duże. Okna zasłaniały ciężkie zasłony, których koloru nie można było określić z uwagi na panujący mrok. Gabrielle siedziała po turecku w samym środku pętagramu, a przed nią spoczywała opadła książka.
 – Pracujesz nad jakimś zaklęciem? – zapytała Jules, stawiając na szafle siatkę z zakupami. – Czasami mam wrażenie, że gdyby nie ja umarłabyś z głodu.
   Kobieta podeszła do czarownicy, gdy nie otrzymała odpowiedzi. Ukucnęła, by znaleźć się na wysokości spojrzenia Gabrielle i przyjrzała się jej uważnie.
 – Niedługo przyjdzie czas, gdy będę musiała cię opuścić. Cesar przyzywa coraz natrętniej, a ignorowanie jego wezwania może się okazać bardzo niebezpieczne. – Jules zrobiła pauzę, czekając na reakcję czarownicy. Gabrielle milczała. – Słuchasz mnie w ogóle?
   Gabrielle uchyliła zamknięte dotąd powiek i rozdrażniona odpowiedziała wreszcie:
 – Wiem. Staram się sformułować trudne zaklęcie. – Kobieta ponownie zamknęła oczy.
 – Co to za zaklęcie? Wiesz że nie jesteś już tak młoda jak kiedyś, nie powinnaś rzucać czarów, które cię przerastają.
 – Obawiam się, że wysłali posłańca, by sprowadził elfkę – odpowiedziała Gabrielle,  nie otwierając oczu.
 – Nie może wrócić! Umarła lata temu i tak powinno zostać. Damon nie zasłużył na szczęście, nie po tym, co zrobił jego ojciec. – Jules zaczęła chodzić w kółko, wymachując rękoma ze złości. – Przeklęty Klaus!
   Gabrielle deklamowała formułę zaklęcia. Płomienie świec wystrzeliły kilkanaście centymetrów w górę, zasłony załopotały, wpuszczając promienie słońca, a okiennice chrupnęły nieprzyjemnie jakby miały zostać wyrwane z zawiasów. Jules zaprzestała dreptania w kółko, przyglądając się uważnie towarzyszce. Ciało wiedźmy zaczęło się najpierw delikatnie, później coraz gwałtowniej kołysać. Z nosa Gabrielle skapywały kropelki krwi, których częstotliwość zwiększała się. Drgawki ogarnęły całe ciało czarownicy, a w jej włosach pojawiło się kilkanaście kolejnych siwych pasm.
 – Gabrielle, przestań! – krzyknęła Jules.
   Wilczyca spróbowała podejść do wiedźmy, lecz nie mogła przekroczyć wyrysowanych białą kredą linii. Niewidzialna tarcza powstrzymała dłoń Jules, która zaczęła krzyczeć, by Gabrielle natychmiast zaprzestała. Czarownica kontynuowała inkantację zaklęcia, cały dom zaczął się trząść w posadach. Wreszcie w środku pętagramu rozbłysło białe światło, a Gabrielle wydała z siebie przerażający dźwięk. Wiedźma upadła na prawy bok, a z kącika jej ust sączyła się stróżka krwawej cieczy.
   Jules podeszła do Gabrielle, wzięła jej głowę na kolana i próbowała ocucić, klepiąc po policzku. Czarownica nie zareagowała. Jules zacisnęła dłoń w pięść i włożyła sobie do ust, próbując stłumić własny krzyk, ból i kolejne niepowodzenie.
***
Z
mrok, który wiecznie panował w czyśćcu w pełni potrafiły przeniknąć tylko anielskie oczy. Miliony dusz, które poszukiwały światła wydawały się być ślepe, bo ich cel tak naprawdę był na wyciągniecie ręki. Zanim możliwe było zasmakowanie z rajskiego szczęścia, trzeba było zapłacić za grzechy, jakich dusze dopuściły się na ziemi.
Raphael znał drogę bardzo dobrze. Wiedział, że dostanie się tu to ta łatwiejsza część planu, a prawdziwe zadanie stoi przed nim. Musiał odnaleźć tą jedną właściwą osobę i wyprowadzić ją stąd tak, by aniołowie tego nie spostrzegli. Feamori cieszył się w tym momencie, że jego skrzydła są tak czarne jak jego uczynki, bo w przeciwnym razie, nie mógłby się tak łatwo skryć.
   Kilka jasnych smug przecięło otchłań czyśćca. Aniołowie. Coś zwróciło ich uwagę. Będzie niebezpieczniej niż sądziłem. Raphael zaczął się rozglądać wśród dusz, jednak szybko doszedł do wniosku, że bez użycia mocy się nie obędzie. Zagłębił się w pokłady spoczywające w najbardziej nierozerwalnej części jego jestestwa, odnajdując właściwy potencjał. Po chwili był już w stanie określić miejsce, w którym mógł znaleźć Estelle i pośpiesznie się tam udał, przelatując tuż nad duszami.
   Poznał ją już z daleka. Siedziała na skarpie, otulając kolana ramionami, jakby broniła się przed czymś lub przed kimś. Jej falowane, brązowe włosy otulały jej widny strój, a jej dusza zdawała się być jaśniejsza niż pozostałe. Raphael wylądował najbliżej jak mógł i położył dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna spojrzała na niego i wzdrygnęła się, rozpoznając w nim dawnego nieprzyjaciela.
 – Spokojnie, jestem tu, by ci pomóc – szepnął, obawiając się, że zostanie zauważony.
   Estelle zmieniła się przez lata spędzone w czyśćcu. W jej oczach gościł lęk i obawa, a jednak wciąż miała tę wiarę, by zaufać. Ona jedna nigdy nie spisywała na straty, była jak dobry duch, który pomagał wydźwignąć się z kłopotów. Raphael wiedział to, znał elfkę już od lat. Jest zagubiona. W czyśćcu powinni  przebywać tylko ci, którzy na to zasłużyli, bo czyste dusze można złamać w ten sposób.
 – Pamiętam cię – wychrypiała wreszcie, wciąż się od niego odsuwając. – Jesteś Raphael, nefilim. Chciałeś śmierci Damona, by móc zająć jego miejsce.
 – Trafiłem do piekła, zresztą to był mój własny wybór, którego żałuję. – Raphael wyciągnął do niej rękę, musiał się spieszyć. – To moja szansa na odkupienie. Błagam, Estelle, zaufaj mi. Chcę ci tylko pomóc. Znam ścieżki, które mogą zaprowadzić cię z powrotem.
   Kobieta zmarszczyła brwi i odwróciła wzrok w stronę bramy niebios. Przez cały czas widziała swój ratunek i z niego nie skorzystała. Niewiarygodne. W jej zielonych oczach pojawił się lęk, nadzieja i coś, co trudno było określić. Wreszcie znów patrzyła na Raphaela. Była pełna determinacji, widział to. Estelle podała mu dłoń. Wstali.
   Raphael kazał jej podążać za sobą tak szybko jak będzie to możliwe. Przemykali miedzy duszami, a droga zdawała się niemieć końca. Białe smugi zjawiały się coraz częściej, a zamieszanie wokół zagubionych dusz stawało się coraz większe i trudniejsze do opanowania. Wreszcie Raphael zobaczył właściwą drogę. Czarna otchłań, której przejście było najniebezpieczniejszą częścią całego planu. Dziura bez końca, prowadząca zarówno na ziemię jak i do piekła. Smugi pojawiały się coraz bliżej, aż wreszcie jedna z nich skierowała się jednoznacznie w ich kierunku. I wtedy Raphael zobaczył, co przyciągało aniołów.  
   Duch starej wiedźmy inkantował zaklęcie, które prowadziło prosto do nich. Było skargą umarłych czarownic, strażniczek ładu, a aniołowie musieli odpowiedzieć na wezwanie. Miedziane włosy niemal zupełnie zniknęły pod pasmami bieli, a bystre oczy i orli nos nadawały podstarzałej kobiecie drapieżności. Raphael rozpoznał wreszcie w wiedźmie Gabrielle, siostrę Nathana.
 – Idź tą drogą i nie waż się zboczyć! – krzyknął do Estelle, chwytając ją mocno za ramiona. – Nie słuchaj szeptów bez względu na to kto będzie mówić. To będą zjawy, postarają się ściągnąć cię w otchłań piekielną. – Puścił kobietę popchnął ją w stronę czeluści. – Biegnij!
   Raphael nie zobaczył czy Estelle posłuchała jego rozkazu. Rozwinął swe smoliste skrzydła, przygotowując się na stracie. W ręku famoriego zapłonął ogniem piekielnym ogromny miecz. Upadły wzniósł się ponad dusze i zwarł oręż w pojedynku z Xavierem. Anioł oślepiał go bielą swego jestestwa. Dwie potęgi starły się w walce, której wynik był z góry przesądzony.

7 komentarzy:

  1. Za każdym razem jak mam sraczkę, to wchodzę na tego bloga - żal dupę ściska i już mi lepiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fajnie, że pomaga.
      A swoją drogą to zawsze mi żal tyłek ściska jak widzę tak konstruktywne komentarze. Ale ja nie miewam sraczek tam często jak ty, więc to raczej mało pomocne. Twoja inteligencja i zdolność wyrażania własneg zdania oraz niesamowicie rozbudowane zdania aż mnie porażają swą wspaniałością.

      Usuń
  2. Mi rozdział bardzo przypadł do gustu.
    A najbardziej moment, w którym Damona ratuje Stefana. Później jak Damona pod wodą wydobywa w sobie moc i na koniec jak uściska brata - boskie.
    Gabrielle i jej plan i późniejsze pojawienie się do góry - zdecydowanie nie przypadło mi do gustu.
    Strasznie się ucieszyłam się, gdy Estelle podążyła jednak za Raphaelem. Oby tylko nie zboczyła z drogi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mi się podobało. Szczególnie ta próba na początku, którą Damon przeszedł pomyślnie. Ale co to dla niego oznacza?
    I nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę, że to był Stefan i bracia znowu spotkali się po latach. Powinnam się była domyślić, bo od zawsze łączyła ich wyjątkowa więź, a poza tym Stefan bardzo lubił zaciągać się do wojska przez wieki ;p
    Jak ja nie lubię Jules, ot tak, po prostu nie potrafię jej obdarzyć cieplejszymi uczuciami, nieważne co by zrobiła. Rozumiem też żal Gabrielle, ale wiedźma chyba nieco podstradała zmysły, bo przesadza. Narażać samą siebie dla zemsty?
    Estelle wraca! Hura! Mam nadzieję, że odnajdzie drogę nie tylko na ziemię, ale też do Damona. Ich ponowne spotkanie będzie epickie :D
    Ale czy to oznacza, że Raphael poświęcił się dla jej dobra? Jeśli tak, to muszę powiedzieć, że przeszedł ogromną zmianę i naprawdę go polubiłam.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla niego znaczy to tyle, że wreszcie zaczyna wracać do życia, a nie ciągle żyć tym, co było. To krok ku lepszemu.
      Gabrielle opierała wcześniej wszystko na odzyskaniu brata, a to uniemożliwiono jej. Straciła sens życia, a Jules, choć mogła być jej przyjaciółką, to nie była w stanie zastąpić Nathana. Tak, można powiedziec, że zwiariowała na punkcie zemsty.
      Czy Estelle wraca i gdzie trafi to śliski temat.
      Tak, Raphael zrezygnował z ratowania własnej skóry i został, by umozliwić Estelle ucieczkę. Xavier nie puściłby jej w taki sposób, bo sama powinna była do tego dojść, a nie przy pomocy upadłego anioła.

      Usuń
  4. Spamownika nie ma więc napiszę tu, ze Cię nominowałem do Liebster Award :) - Let Rainfall (blogger)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również z Liebsterkiem. I także z nominacją. Po więcej szczegółów zapraszam tutaj: http://nocne-przeblyski.blogspot.com/2013/01/liebster-award.html
    Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń

Faith dla Zaczarowane Szablony