A
|
reanna
prowadziła nefilima w tylko sobie znanym kierunku. Damon podążał za nią bez
zastanowienia. Z jakiegoś powodu wiedział, że może jej zaufać, choć nie
potrafił tego wytłumaczyć. Anielica miała w sobie jakiś majestat, coś co kazało
uznawać ją za przywódcę. Damon zauważył jednak, gdzie zmierzają i wcale mu się
to nie spodobało. Nienawidził Mystic Falls za to, co go tam spotkało. Gdy tam
się zjawiał, jedyne co na niego czekało, to kolejne cierpienia. To tam stracił
matkę, Katherine, zginął, został wampirem, a potem utracił nawet Stefana i ją. Nienawidził
tego przeklętego miasteczka i miał nadzieję, że już nigdy jego noga tam nie
postanie. Areanna kazała mu o niej zapomnieć, lecz teraz wiodła go w miejsce
jej śmierci, miejsce, gdzie wszystko wracało do początku końca.
Szlaki w chmurach były puste i wspaniałe.
Chłodne objęcia ciężkich obłoków dawały ukojenie po upałach Włoch. Damon nie
musiał się więc przejmować tym, że jakiś człowiek mógłby go zobaczyć i wtedy
zaczęłyby się kłopoty. Słyszał o łowcy, Victorze, który trudnił się
„oczyszczaniem ziemi z piekielnego pomiotu jak nazywał wampiry i dhampiry. Ciekawe, że nie ugania się za wilkołakami,
czy wiedźmami. Durny idiota, któremu wydaje się, że wie wszystko o tym, co
dobre a co złe. Damon wyczuł coś, czego nie odczuwał od lat. Był to zew,
któremu nie sposób się oprzeć. Miał wrażenie, że coś nakazuje mu powrócić, że
wzywa go w rozpaczliwym akcie desperacji. Damon zatrzymał się w powietrzu,
przez chwilę młócił powietrze swymi cienistymi skrzydłami. Areanna szybko
zorientowała się, że Salvatore za nią nie podąża i również się zatrzymała.
– Co ty wyprawiasz, Damonie?! – Jej krzyk
ledwie przebił się do uszu nefilima.
Damon spojrzał w dół. Pod nim rozpościerały
się czarne chmury, które przynosiły burze. Mężczyzna posłał swej przewodniczce
przepraszające spojrzenie, a potem skierował się w dół, pikując przez ciężkie,
pełne deszczu chmury. Miał wrażenie jakby wpadł pod wodospad. Woda okalała go z
każdej strony i przez chwilę czuł się jakby był jedną z miliardów kropel
spadających w morze i rozbijających się o mroczą taflę. Damon Salvatore był
jednak nefilimem. Gdy pokonał warstwę chmur, wciąż wszędzie spadały łzy nieba,
lecz jemu udało się wzbić przed runięciem w głębiny. Damon zobaczył
frachtowiec, który właśnie tonął. Większa część statku znajdowała się już pod
wodą, a wokół rozlegały się krzyki przerażonych ludzi. Do uszu anioła dobiegło
echo wystrzału, a potem zobaczył pomarańczową łunę, która zamigotała na chwilę
nad horyzontem. Kolejny statek został zatopiony. Ludzie i ich wojna. Zupełnie jakby niczego się nie nauczyli przez te
wszystkie lata.
W wodzie migały ciemne sylwetki, które
znikały pod falami wzburzonego morza. Wątłe krzyki przebijały się nad
bezwzględnymi wodami. Powoli wszystkie te odgłosy słabły, odchodziły w nicość,
lecz ten, kto wezwał Damona wciąż żył, przebywał gdzieś wśród rozbitków.
Damon przelatywał tuż nad falami, poszukując
wzywającego. Wiedział, że aby żądać czegoś od anioła trzeba wiedzieć, co
sprowadzi go na miejsce spotkania. Dla Damona najważniejsza była Estelle, to
ona zaprzątała jego myśli i to dla niej gotów był poświęcić wszystko.
Kimkolwiek był ten, kto pragnął go spotkać, musiał ją znać. Za sobą usłyszał
łopot znajomych skrzydeł, a potem oślepiająco biała postać sfrunęła z
nieboskłonu niczym strzała. Areanna wyglądała na rozeźloną, mokre włosy opadały
ciężko na jej ramiona. W błękitnych oczach anielicy odbijały się błyskawice,
przecinające niebo raz po raz.
– Oszalałeś? – Areanna rozejrzała się wokół,
jednak widok cierpienia nie zrobił na niej większego wrażenia. – Nie masz
zajmować się ludźmi, nie po to tu jesteśmy. Nie wolno ingerować w ich
działania, ich istnienia, bo inaczej nie wyciągną żadnych wniosków. To, co
chcesz zrobić jest tylko i wyłącznie ostatecznością, gdy nie mamy innego…
– Zapominasz, że nie jestem jednym z was!
Damon przelatywał nad rozbitkami, a nieznana
siła prowadziła go do tego, kto był w stanie go wezwać. Wreszcie udało mu się
dojrzeć tą postać. Dla jego oczu wyróżniała się delikatną poświatą. Gdy
podfrunął na odległość kilku metrów był pewien, że to mężczyzna. Jedna z fal
ukryła go pod sobą, a Damon w ostatniej chwili uniknął tego samego losu. Zaczął
uważniej lustrować rozmazany w kroplach deszczu świat, aż wreszcie znów dojrzał
dryfujące ciało. Pozbawione sił unosiło się na wodzie, jakby było tylko pustą
powłoką. Mimo złych przeczuć Damon podleciał do nieznajomego mężczyzny, chwycił
go mocno pod ramiona i postarał się jak najmocniej zamachać skrzydłami, by
dolecieć do brzegu.
Areanna nie pomogła mu. Widział jak jej
sylwetka miga co jakiś czas gdzieś niedaleko, poświadczając, że jest pilnowany,
jednak nie ingerowała w działania nefilima. Damon z trudem dźwigał pasażera,
który wyślizgiwał mu się z ramion. Gdy przed oczami zamajaczyła mu linia
brzegowa, jedna z największych fal, jakie widział w całym swoim życiu, nakryła
ich, pogrążając w morskich czeluściach. Pod wodą skrzydła stały się przeszkodą,
więc ukrył je najszybciej jak mógł. Nawet mimo usunięcia tej przeszkody
wydostanie się razem z mężczyzną graniczyło z cudem. Damon czuł jak woda
wdziera się do jego płuc, gdy rozpaczliwie próbował zaczerpnąć tchu. Jestem nefilimem, do cholery! Nie mogę się
utopić! Nikt mu jednak nigdy nie powiedział jak można zabić takich jak on,
lecz wiedział, że to możliwe.
– Spójrz
w głąb siebie. – Damon usłyszał głos, dobiegający z daleka. – Jest w tobie magia, potężniejsza niż w
jakiejkolwiek innej istocie. Wydobądź ją! – Ostatnie słowa zakrawały o
rozpacz, lecz Damon nie był w stanie pojąć o co chodzi temu komuś, tonął.
Wtem poczuł jakby coś w nim ożywiło się.
Nieposkromiona siła wydostała się z jego ciała, spowijając go w blasku, który z
pozoru przypominał kolejny podwodny wybuch. Damon chwycił mocniej mężczyznę, a
potem wydostał się na powierzchnię niczym pradawny władca morza. Bez żadnego
problemu, lekko wylądował na piaszczystym brzegu. Drobiny przylepiały się do
jego mokrego ciała, jednak on pełen był energii. Damon czuł jakby właśnie
zmartwychwstał, a potęga wypełniająca go, zdawała się być nieskończona.
Dopiero teraz mógł przyjrzeć się
człowiekowi, którego uratował. Wciąż był nieprzytomny, a jego klatka nie
unosiła się. Krótkie, ciemnoblond włosy wydawały się bardzo znajome. Ubranie
mężczyzny było ciemne i poszarpane, w kilku miejscach ewidentnie zostało
rozdarte przez coś dużego i ostrego, prawdopodobnie zniszczone elementy statku.
Lecz, choć widać było resztki krwi, to same rany zniknęły. Damon przyjrzał się
twarzy mężczyzny i zamarł z zaskoczenia. Przed nim leżał Stefan Salvatore.
Damon usłyszał łopotanie skrzydeł, lecz
zignorował to. Skoro nie była skłonna mi
pomagać, to niech nie liczy na moją uwagę. Areanna nie robiła mu już wyrzutów.
Miał wrażenie, że promieniuje z niej radość i duma. Kobieta położyła dłoń na
jego ramieniu. Była ciepła i delikatna, teraz to ona zdawała się ledwie
iskrzyć, podczas gdy jego skóra gorzała światłem. Spojrzał na nią przez chwilę,
odrywając wzrok od brata. Uśmiechała się serdecznie.
– Wiedziałam, że wybierzesz właściwie –
powiedziała, spoglądając na niego tymi przeszywająco błękitnymi oczami.
Stefan przekręcił się na bok i zaczął
wypluwać wodę. Damon przytrzymał go, pomagając pozbyć się nadmiaru płynu.
Wydawało mu się, że nie widział brata przez wieki.
– Damon? – zdołał wreszcie wykrztusić Stefan.
– Jestem tu, braciszku.
Damon objął Stefana mocno. Po tylu latach
mieli sobie wiele do powiedzenia, a jeszcze więcej do wyjaśnienia.
***
G
|
abrielle
czuła, że opuszczają ją siły, choć miała ledwie czterdzieści kilka lat.
Zamieszkała w Mystic Falls, gdzie istoty nadprzyrodzone pojawiały się bardzo
rzadko. Od odprawienia rytuału ofiary miasteczko postrzegano jako przeklęte.
Gruzy jaskini pozostały na swoim miejscu, nieodkopane prochy spoczywały wciąż w
niepoświęconej ziemi, a filary nieustannie pyszniły się bielą, choć mech porósł
już ich większą cześć. Z tego miejsca emanowała wciąż magia, która nie niosła
jednak sobą niczego pozytywnego. Każda wiedźma mogła wyczuć grozę, którą
pozostawiło zaklęcie ofiary. Czarna magia zawsze pozostawiała głęboko
odciśnięte piętno.
Jules była przy wiedźmie odkąd obie straciły
osoby, które nadawały sens ich życiu, na których chciały budować przyszłość.
Wilczyca nie zestarzała się jednak ani o jeden dzień, co było zresztą wynikiem
złamania klątwy. Gabrielle nie winiła towarzyszki za to, jednak, widząc własną
bezradność, coraz trudniej było jej się pogodzić z losem. Gabrielle starzała
się w nienaturalnie szybkim tempie. Obecnie wyglądała jak kobieta sterana co najmniej
sześćdziesięcioletnim życiem i nie mogła zmienić tego nawet magią, którą
władała. Natura odbierała swą należność za sprzeniewierzenie się jej. Gabrielle
przez ostatnie lata skupiła się na zemście. Klaus był co prawda martwy, lecz
ona musiała kogoś obwinić za to, co się stało. To Estelle przyprowadziła jej
Nate’a, to przez nią zginął. Ufał jej, a
ta dziwka go zdradziła. Przeklęta elfka! Jednak Estelle popełniła
samobójstwo i była poza zasięgiem jakiejkolwiek wiedźmy. Obojgu zależało na tym
samym wampirze, więc to na niego Gabrielle skierowała cały swój gniew.
Drzwi frontowe trzasnęły, a Gabrielle
odwróciła się wyrwana nagle z letargu. Na podłodzie narysowała pentagram, a na
jego końcach ułożyła świece. Wosk z kilku z nich spłynął już na drewnianą
podłogę. W ciemności trudno było zauważyć kształty, a cienie stały się
niewiarygodnie duże. Okna zasłaniały ciężkie zasłony, których koloru nie można
było określić z uwagi na panujący mrok. Gabrielle siedziała po turecku w samym
środku pętagramu, a przed nią spoczywała opadła książka.
– Pracujesz nad jakimś zaklęciem? – zapytała
Jules, stawiając na szafle siatkę z zakupami. – Czasami mam wrażenie, że gdyby
nie ja umarłabyś z głodu.
Kobieta podeszła do czarownicy, gdy nie
otrzymała odpowiedzi. Ukucnęła, by znaleźć się na wysokości spojrzenia
Gabrielle i przyjrzała się jej uważnie.
– Niedługo przyjdzie czas, gdy będę musiała
cię opuścić. Cesar przyzywa coraz natrętniej, a ignorowanie jego wezwania może
się okazać bardzo niebezpieczne. – Jules zrobiła pauzę, czekając na reakcję
czarownicy. Gabrielle milczała. – Słuchasz mnie w ogóle?
Gabrielle uchyliła zamknięte dotąd powiek i
rozdrażniona odpowiedziała wreszcie:
– Wiem. Staram się sformułować trudne
zaklęcie. – Kobieta ponownie zamknęła oczy.
– Co to za zaklęcie? Wiesz że nie jesteś już
tak młoda jak kiedyś, nie powinnaś rzucać czarów, które cię przerastają.
– Obawiam się, że wysłali posłańca, by
sprowadził elfkę – odpowiedziała Gabrielle,
nie otwierając oczu.
– Nie może wrócić! Umarła lata temu i tak
powinno zostać. Damon nie zasłużył na szczęście, nie po tym, co zrobił jego
ojciec. – Jules zaczęła chodzić w kółko, wymachując rękoma ze złości. –
Przeklęty Klaus!
Gabrielle deklamowała formułę zaklęcia.
Płomienie świec wystrzeliły kilkanaście centymetrów w górę, zasłony załopotały,
wpuszczając promienie słońca, a okiennice chrupnęły nieprzyjemnie jakby miały
zostać wyrwane z zawiasów. Jules zaprzestała dreptania w kółko, przyglądając
się uważnie towarzyszce. Ciało wiedźmy zaczęło się najpierw delikatnie, później
coraz gwałtowniej kołysać. Z nosa Gabrielle skapywały kropelki krwi, których
częstotliwość zwiększała się. Drgawki ogarnęły całe ciało czarownicy, a w jej
włosach pojawiło się kilkanaście kolejnych siwych pasm.
– Gabrielle, przestań! – krzyknęła Jules.
Wilczyca spróbowała podejść do wiedźmy, lecz
nie mogła przekroczyć wyrysowanych białą kredą linii. Niewidzialna tarcza
powstrzymała dłoń Jules, która zaczęła krzyczeć, by Gabrielle natychmiast
zaprzestała. Czarownica kontynuowała inkantację zaklęcia, cały dom zaczął się
trząść w posadach. Wreszcie w środku pętagramu rozbłysło białe światło, a
Gabrielle wydała z siebie przerażający dźwięk. Wiedźma upadła na prawy bok, a z
kącika jej ust sączyła się stróżka krwawej cieczy.
Jules podeszła do Gabrielle, wzięła jej
głowę na kolana i próbowała ocucić, klepiąc po policzku. Czarownica nie
zareagowała. Jules zacisnęła dłoń w pięść i włożyła sobie do ust, próbując
stłumić własny krzyk, ból i kolejne niepowodzenie.
***
Z
|
mrok, który
wiecznie panował w czyśćcu w pełni potrafiły przeniknąć tylko anielskie oczy.
Miliony dusz, które poszukiwały światła wydawały się być ślepe, bo ich cel tak
naprawdę był na wyciągniecie ręki. Zanim możliwe było zasmakowanie z rajskiego
szczęścia, trzeba było zapłacić za grzechy, jakich dusze dopuściły się na
ziemi.
Raphael znał
drogę bardzo dobrze. Wiedział, że dostanie się tu to ta łatwiejsza część planu,
a prawdziwe zadanie stoi przed nim. Musiał odnaleźć tą jedną właściwą osobę i
wyprowadzić ją stąd tak, by aniołowie tego nie spostrzegli. Feamori cieszył się
w tym momencie, że jego skrzydła są tak czarne jak jego uczynki, bo w
przeciwnym razie, nie mógłby się tak łatwo skryć.
Kilka jasnych smug przecięło otchłań
czyśćca. Aniołowie. Coś zwróciło ich
uwagę. Będzie niebezpieczniej niż sądziłem. Raphael zaczął się rozglądać
wśród dusz, jednak szybko doszedł do wniosku, że bez użycia mocy się nie
obędzie. Zagłębił się w pokłady spoczywające w najbardziej nierozerwalnej
części jego jestestwa, odnajdując właściwy potencjał. Po chwili był już w
stanie określić miejsce, w którym mógł znaleźć Estelle i pośpiesznie się tam
udał, przelatując tuż nad duszami.
Poznał ją już z daleka. Siedziała na
skarpie, otulając kolana ramionami, jakby broniła się przed czymś lub przed
kimś. Jej falowane, brązowe włosy otulały jej widny strój, a jej dusza zdawała
się być jaśniejsza niż pozostałe. Raphael wylądował najbliżej jak mógł i
położył dłoń na jej ramieniu. Dziewczyna spojrzała na niego i wzdrygnęła się,
rozpoznając w nim dawnego nieprzyjaciela.
– Spokojnie, jestem tu, by ci pomóc – szepnął,
obawiając się, że zostanie zauważony.
Estelle zmieniła się przez lata spędzone w
czyśćcu. W jej oczach gościł lęk i obawa, a jednak wciąż miała tę wiarę, by
zaufać. Ona jedna nigdy nie spisywała na straty, była jak dobry duch, który
pomagał wydźwignąć się z kłopotów. Raphael wiedział to, znał elfkę już od lat. Jest zagubiona. W czyśćcu powinni przebywać tylko ci, którzy na to zasłużyli,
bo czyste dusze można złamać w ten sposób.
– Pamiętam cię – wychrypiała wreszcie, wciąż
się od niego odsuwając. – Jesteś Raphael, nefilim. Chciałeś śmierci Damona, by
móc zająć jego miejsce.
– Trafiłem do piekła, zresztą to był mój
własny wybór, którego żałuję. – Raphael wyciągnął do niej rękę, musiał się
spieszyć. – To moja szansa na odkupienie. Błagam, Estelle, zaufaj mi. Chcę ci
tylko pomóc. Znam ścieżki, które mogą zaprowadzić cię z powrotem.
Kobieta zmarszczyła brwi i odwróciła wzrok w
stronę bramy niebios. Przez cały czas
widziała swój ratunek i z niego nie skorzystała. Niewiarygodne. W jej
zielonych oczach pojawił się lęk, nadzieja i coś, co trudno było określić.
Wreszcie znów patrzyła na Raphaela. Była pełna determinacji, widział to.
Estelle podała mu dłoń. Wstali.
Raphael kazał jej podążać za sobą tak szybko
jak będzie to możliwe. Przemykali miedzy duszami, a droga zdawała się niemieć
końca. Białe smugi zjawiały się coraz częściej, a zamieszanie wokół zagubionych
dusz stawało się coraz większe i trudniejsze do opanowania. Wreszcie Raphael
zobaczył właściwą drogę. Czarna otchłań, której przejście było
najniebezpieczniejszą częścią całego planu. Dziura bez końca, prowadząca
zarówno na ziemię jak i do piekła. Smugi pojawiały się coraz bliżej, aż
wreszcie jedna z nich skierowała się jednoznacznie w ich kierunku. I wtedy
Raphael zobaczył, co przyciągało aniołów.
Duch starej wiedźmy inkantował zaklęcie,
które prowadziło prosto do nich. Było skargą umarłych czarownic, strażniczek
ładu, a aniołowie musieli odpowiedzieć na wezwanie. Miedziane włosy niemal
zupełnie zniknęły pod pasmami bieli, a bystre oczy i orli nos nadawały
podstarzałej kobiecie drapieżności. Raphael rozpoznał wreszcie w wiedźmie
Gabrielle, siostrę Nathana.
– Idź tą drogą i nie waż się zboczyć! –
krzyknął do Estelle, chwytając ją mocno za ramiona. – Nie słuchaj szeptów bez
względu na to kto będzie mówić. To będą zjawy, postarają się ściągnąć cię w
otchłań piekielną. – Puścił kobietę popchnął ją w stronę czeluści. – Biegnij!
Raphael nie zobaczył czy Estelle posłuchała
jego rozkazu. Rozwinął swe smoliste skrzydła, przygotowując się na stracie. W
ręku famoriego zapłonął ogniem piekielnym ogromny miecz. Upadły wzniósł się
ponad dusze i zwarł oręż w pojedynku z Xavierem. Anioł oślepiał go bielą swego
jestestwa. Dwie potęgi starły się w walce, której wynik był z góry przesądzony.
Za każdym razem jak mam sraczkę, to wchodzę na tego bloga - żal dupę ściska i już mi lepiej.
OdpowiedzUsuńTo fajnie, że pomaga.
UsuńA swoją drogą to zawsze mi żal tyłek ściska jak widzę tak konstruktywne komentarze. Ale ja nie miewam sraczek tam często jak ty, więc to raczej mało pomocne. Twoja inteligencja i zdolność wyrażania własneg zdania oraz niesamowicie rozbudowane zdania aż mnie porażają swą wspaniałością.
Mi rozdział bardzo przypadł do gustu.
OdpowiedzUsuńA najbardziej moment, w którym Damona ratuje Stefana. Później jak Damona pod wodą wydobywa w sobie moc i na koniec jak uściska brata - boskie.
Gabrielle i jej plan i późniejsze pojawienie się do góry - zdecydowanie nie przypadło mi do gustu.
Strasznie się ucieszyłam się, gdy Estelle podążyła jednak za Raphaelem. Oby tylko nie zboczyła z drogi.
Bardzo mi się podobało. Szczególnie ta próba na początku, którą Damon przeszedł pomyślnie. Ale co to dla niego oznacza?
OdpowiedzUsuńI nawet sobie nie wyobrażasz jak się cieszę, że to był Stefan i bracia znowu spotkali się po latach. Powinnam się była domyślić, bo od zawsze łączyła ich wyjątkowa więź, a poza tym Stefan bardzo lubił zaciągać się do wojska przez wieki ;p
Jak ja nie lubię Jules, ot tak, po prostu nie potrafię jej obdarzyć cieplejszymi uczuciami, nieważne co by zrobiła. Rozumiem też żal Gabrielle, ale wiedźma chyba nieco podstradała zmysły, bo przesadza. Narażać samą siebie dla zemsty?
Estelle wraca! Hura! Mam nadzieję, że odnajdzie drogę nie tylko na ziemię, ale też do Damona. Ich ponowne spotkanie będzie epickie :D
Ale czy to oznacza, że Raphael poświęcił się dla jej dobra? Jeśli tak, to muszę powiedzieć, że przeszedł ogromną zmianę i naprawdę go polubiłam.
Weny!
Dla niego znaczy to tyle, że wreszcie zaczyna wracać do życia, a nie ciągle żyć tym, co było. To krok ku lepszemu.
UsuńGabrielle opierała wcześniej wszystko na odzyskaniu brata, a to uniemożliwiono jej. Straciła sens życia, a Jules, choć mogła być jej przyjaciółką, to nie była w stanie zastąpić Nathana. Tak, można powiedziec, że zwiariowała na punkcie zemsty.
Czy Estelle wraca i gdzie trafi to śliski temat.
Tak, Raphael zrezygnował z ratowania własnej skóry i został, by umozliwić Estelle ucieczkę. Xavier nie puściłby jej w taki sposób, bo sama powinna była do tego dojść, a nie przy pomocy upadłego anioła.
Spamownika nie ma więc napiszę tu, ze Cię nominowałem do Liebster Award :) - Let Rainfall (blogger)
OdpowiedzUsuńJa również z Liebsterkiem. I także z nominacją. Po więcej szczegółów zapraszam tutaj: http://nocne-przeblyski.blogspot.com/2013/01/liebster-award.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)