B
|
ezchmurne niebo, słońce nad głową
i przyszłość, stojąca otworem, w której jest się graczem, nie pionkiem. Czy
mogło istnieć coś wspanialszego? Obraz tak doskonały, gdyby nie błędy
przeszłości, krzyki ofiar, zgrzyty sumienia,
maskowane latami. Zupełnie jakby wszystkie niepowodzenia były efektem
irracjonalnej zemsty, bo zbyt trudno jest uciec od wspomnień, od przerażonych
ostatnich spojrzeń zgładzonych. Gdy w przyszłości nie ma tego, czego się
pragnie, a przeszłość trawi duszę, niemożliwym jest życie w teraźniejszości. Nawet
najwspanialsza pogoda nie wygra z mrocznymi płomieniami wnętrza istot.
Damon przesiadywał nad niewielką, krystaliczną rzeką, która toczyła swe
wody w pobliżu domu europejskiej odnogi rodziny Bennettów. Przeklęta anielica
nieustannie prowadziła z nim dywagacje natury moralnej. Jednak nie robiła tego,
tak jak jej poprzednicy. Areanna zastanawiała się, co by było, gdyby wybić
wampiry, gdyby nie zastanawiać się nad ich życiem, czy czynami. Tak samo
postępowała w związku z innymi nadprzyrodzonymi istotami, lecz gdy wspomniała o
elfach, Damon nie wytrzymał. Czuł jak jego dłonie trzęsą się ze złości, lecz
pamiętał obietnicę, którą złożył Estelle. Jej słowa były prawdziwe, lecz
Salvatore chciał , by było to już tylko jego przeszłością. Teraz więc siedział
na nieregularnym, szarym kamieniu w części zanurzonym w wodzie. Woda kojarzyła
mu się ze szczęśliwymi chwilami, z Estelle. W prawym ręku tkwiła opróżniona do
połowy butelka Burbona. Alkohol jednak nie uderzał mu do głowy, nawet nie
pozwalał zapomnieć, był tylko mocnym trunkiem, lekko uśmierzającym ból.
– Znów tu jesteś – stwierdziła Areanna,
podchodząc do niego.
Była równie piękna i smutna jak zawsze. Damon miał wrażenie, że ta
kobieta jest zwyczajnie zgorzkniała i wszystko dla niej jest żartem, z którego
nie warto się śmiać. Od dnia pojawienia
się, nie dawała mu spokoju, jednak nie zachęcała go też do niczego. Nie mówiła
o wspaniałościach nieba, czy okropieństwach piekła, nie stawała po żadnej ze
stron i chyba dlatego była tak horrendalnie mu bliska.
– Znów mnie znalazłaś – odpowiedział, biorąc
kolejny łyk alkoholu. – Nigdy ci się to nie znudzi? Już ci odpowiedziałem,
możesz wracać.
Areanna usiadła przy nim na ów szarym głazie. Damon poczuł ciepło, które
promieniowało z jej anielskiego ciała.
– Nie chcę, byś stał się aniołem –
stwierdziła, patrząc na wody rzeki. – Życie nie jest proste, czy możliwe do
zaplanowania, próbuję ci pokazać, że nie jest też dobre czy złe. Nie wszystko
jest takim, jakim się wydaje być. – Zwróciła na niego spojrzenie błękitnych
oczu, w których zdawały się tkwić kryształki lodu. – Musisz się nauczyć żyć
własnym życiem, zamiast nieustannie czepiać się czyjegoś. Tylko wtedy
zrozumiesz kim jesteś, co czujesz i tylko wtedy pojmiesz czego pragniesz.
– Wiem…
– Nie, nie wiesz – przerwała mu. – Ja też nie
wiedziałam. Nie jestem tu po raz pierwszy. Dwieście lat temu zjawiłam się tu. Czysta
i tak niewyobrażalnie głupia. Wtedy liczyło się tylko dobro i zło, czarne i
białe. Ty też tak postrzegasz świat. – Areanna wciąż wpatrywała się w niego,
jakby chciała, by coś zrozumiał. – Miałam zabić wampira, zmorę kroczącą po
świecie, lecz wszystko się zmieniło. Zrobiłam coś, co było zabronione, coś, co
mogło mnie postawić przed sąd i unicestwić. Myślisz, że kiedykolwiek żałowałam?
Nie, ale ja byłam tego pewna, byłam sobą, wiedziałam kim byłam, kim
jestem.
– Więc czego chcesz ode mnie? Ciągle stawiasz
pytania, lecz ja nie wiem, co mam zrobić, byś wreszcie dała mi spokój.
Damon wstał, ciągle odczuwał na sobie spojrzenie anielicy, lecz czuł się
zaszczuty. Dręczyła go swoimi przemowami, osobą, tym, co chciała osiągnąć.
– Zapomnij o niej – szepnęła. – Zrozum siebie,
wejdź w głąb duszy i bądź pewny. Mówisz, że ją kochasz, ale ja widzę mętlik w
twojej głowie. Nie możesz opierać wszystkiego na niepewnych fundamentach.
Damon odetchnął ciężko. Był pewny uczucia do Estelle, lecz nie wiedział
czy będzie dla niej odpowiedni, czy sprosta jej oczekiwaniom. Tak naprawdę byli
ze sobą przez bardzo krótki czas. Czas,
który wystarczył, bym pokochał ją bardziej niż Katherine, bardziej niż Elenę,
bardziej niż brata…
– Przypomniałeś sobie wreszcie. Zatraciłeś się
w swoim bólu i zapomniałeś o Stefanie, Elenie, Bonnie, ojcu, matce, nawet o
samym sobie. Zajmij się tym, co możesz odzyskać.
– A ona, chciałbym…
– Wróci, gdy będzie gotowa. Wtedy będziesz
potrzebował wszystkich sił, wszystkich, którzy będą mogli udzielić ci wsparcia.
To będzie twoja ostatnia walka, ale do tego jeszcze daleko.
Areanna wstała, uśmiechając się do nefilima. Po raz pierwszy jej twarz
rozpogodziła się, a wtedy stała się piękniejsza niż wszystko, co Damon widział
kiedykolwiek. Wyciągnęła z jego dłoni butelkę i pociągnęła długi łyk. Potem
rozłożyła skrzydła, spoglądając na niego wyczekująco. Jej postać zajaśniała
światłem, była niczym słońce. Damon także wydobył swą nefilimską cząstkę, lecz
jego skrzydła były niczym stworzone z półcienia. Anielica lekko odbiła się od
ziemi, a nefilim podążył za nią.
Ethel Bennet przyglądała się, jak oboje znikają z horyzontu. Jej starcza
twarz spoglądała na nich z dziwną troską i żalem jednocześnie.
– Coś się stało, babciu? – zapytała Zena, jej
maleńka wnuczka.
Staruszka uśmiechnęła się do dziewczynki, biorąc ja na kolana i tuląc do
siebie.
– Żałuję, że przyszłość została już przypieczętowana,
a kara za grzechy musi zostać poniesiona.
– Lecz czy to nie jest sprawiedliwość?
– To nie zwróci martwym życia, nie ukoi bólu
pozostałych, więc jaki sens w karaniu zabójców? Słonko, pamiętaj, byś ty nie
zabrnęła tam, gdzie jedynym odwrotem będzie śmierć.
Zena nie zrozumiała, lecz jej kochana babunia tego nie oczekiwała.
Uścisnęła mocniej dziewczynkę, nie wypuszczając jej z objęć.
***
C
|
iche granie strumienia, mocny
powiew wiatru, który wdzierał się przez otwarte okno, słońce na policzku i
ciche skrobanie myszy o podłogę, na której zalegała cieniutka warstewka kurzu
wydawały się wszystkim, co ważne. Raphael siedział na kanapie w maleńkim, górskim
domku Elijah. Pierwotny był mu tak wdzięczny, że nieustannie posyłał mu
uśmiechy i poklepywał po ramieniu. Raphael miał wrażenie, że wreszcie znalazł
swoje miejsce na świecie i za nic nie chciał opuszczać tego azylu. Tylko Cara
chodziła smutna, wyglądała tak jakby żałowała, że opuściła piekło. Raphael
nigdy nie potrafił jej zrozumieć, więc nie wiedział też za czym może ona
tęsknić. Nie wtrącał się, gdy przechadzała się po lesie na długich spacerach,
nie protestował, gdy wzlatywała wysoko w przestworza, wracając z lodem na
skrzydłach i we włosach. Sądził, że potrzebuje czasu, by przyzwyczaić się do
tego świata, więc pozostawił jej wolną drogę. Cara zawsze jednak wracała, jakby
była przywiązana do tego miejsca. A może
po prostu nie ma gdzie pójść? Wszyscy, których znała wyrzekli się jej lub byli
dawno martwi. Na ziemi nie ma nikogo.
Odrodzony feamori siedział oparty o dom pierwotnego, wpatrując się w
obłoki, toczące się po niebie. Zastanawiał się dlaczego jego skrzydła pozostały
czarne jak noc i czy kiedykolwiek jeszcze będzie mógł się ich pozbyć, zapomnieć
o wszystkim, co było i cieszyć się teraźniejszością.
– Czy mogłabym mieć do ciebie prośbę?
Pauline zjawiła się po cichu, niczym szelest. Raphael dowiedział się, że
płynie w niej krew elfów, była nim chyba w jednej czwartej poprzez matkę. W jej
oczach lśniły maleńkie, srebrne iskierki. Zawdzięczał jej wszystko i był gotów
spełnić każde jej życzenie.
– Powiedz tylko co, a zrobię co w mojej mocy.
– Jak dużo wiesz o śmierci, o możliwościach jej
pokonania? – zapytała, przypatrując się mu uważnie.
Raphael zmarszczył czoło, nie wiedząc do czego zmierza. Takie pytania
nigdy nie kończyły się dobrze, sam je kiedyś zadawał, lecz jako anioł nauczył
się, że odpowiedź jest jedna.
– Zapomnij o tym. Jeżeli nawet dzięki czarnej
magii udałoby ci się przywrócić kogoś do życia, nie byłby tym, kim był przed
śmiercią. Nie wróci przed Dniem Sądu. Żyj własnym życiem.
– Nie rozumiesz. Ja nie mam na myśli
człowieka, chodzi mi o półelfa.
– Elfowie mogą powracać, są związani z ziemią
na wieczność, lecz ludzie to wolne istoty. Ich dusze są wieczne i wykraczają
poza kręgi świata. Ta wolność to coś, czego nikt nie powinien się wyrzekać –
odpowiedział Raphael ostrożnie z ledwie słyszalną stalową nutą.
– Więc mówisz, że nie powinniśmy sprowadzać
Estelle. – Pauline była wyraźnie rozdrażniona. – Może tak byłoby lepiej dla
ciebie, bo ty nie miałbyś do kogo wracać. Żyłeś znacznie dłużej i sadzisz, że
wszystko, co dobre jest już za tobą. Sądziłam, że pobyt w piekle czegoś cię nauczył,
ale, jak widzę, myliłam się.
Pauline wstała i chciała odejść, lecz zatrzymał ją głos Raphaela.
– To nie tak, że nie chcę pomóc, ale tak jak
jest, jest dla niej najlepiej. Dlatego, że byłem w piekle, rozumiem więcej.
– Jak można to zrobić? – zapytała. – Jak może
wrócić? Dlaczego inni elfowie nie wracają?
– Nie jestem w stanie dokładnie ci tego
wytłumaczyć, nie jestem jednym z nich.
Wiem jednak, że powroty elfów z zaświatów zdarzają się niezwykle rzadko. Coś
musi ich ściągnąć z powrotem, a oni muszą naprawdę chcieć wrócić. Lecz Estelle…
tu wchodzi w grę jeszcze działanie klątwy. Jej ofiara zerwała moc przekleństwa,
duchy wiedźm nie puszczą jej łatwo, jeżeli w ogóle to zrobią. Może się okazać,
że jest dla niej tylko jedna droga. Tylko aniołowie mogą pomóc, znają ścieżki
dusz.
– Kiedyś byłeś jednym z nich.
– Tak. Kiedyś, byłem aniołem, jednak to było
bardzo dawno temu. Teraz nie pragnę już chwały, glorii, blasku.
– Może rzeczywiście nie jesteś tym, o kim
opowiadał mi Elijah. Czy możesz się po nią udać, pokazać jej drogę z powrotem?
Raphael popatrzył w dal. Kochał to miejsce, jego spokój i ciszę. Chciał
pozostać tu, nie zważając na nic i na nikogo, lecz wiedział, że ma długi do
spłacenia. Nie potrafił być dobrym nefilimem, ani dobrym feamori. Westchnął i
podniósł się powoli. Tę decyzję podjął już dawno, zanim Pauline wyrwała go z
matni.
– Pomogę jej odnaleźć drogę, powróci jako elf
– odpowiedział powoli. – Pamiętaj jednak, że już nigdy nie będzie mogła podążyć
ludzką drogą, na wieki będzie elfem. Wiesz, co to oznacza?
– Wiem i jestem pewna, że przystanie na taką
umowę.
– Zaopiekuj się Carą, proszę. Ona tęskni za
Stuartem, chyba to jego kochała przez ten cały czas.
Pauline kiwnęła głową i spoglądała jak z pleców Raphaela wyrasta para
czarnych skrzydeł. Feamori wzniósł się jak czarny ptak, a potem na niebie
pojawił się mroczny cień, w którym zniknął.
Elijah stał nieopodal. Gdy ujrzał jak Raphael odchodzi, podszedł do
Pauline i delikatnie objął ją w pasie, całując w szyję. Kobieta przekrzywiła
głowę, ułatwiając mu składanie pocałunków na skórze.
– Dziękuję – szepnął.
– Muszę jeszcze odesłać tę kobietę –
powiedziała cicho.
– Nie powinnaś ponownie tak się narażać.
– Pamiętasz jak się czułeś, gdy mnie nie było?
– Elijah zamarł na chwilę. – Ona też powinna mieć swoją szansę.
– Jest gotowa wrócić dla niego do piekła? To
szaleństwo…
– Piekło to bardzo subiektywne miejsce, a my,
rozumni, z niezwykłą łatwością akceptujemy zło, przemoc i cierpienie. Dla niej
piekło jest tutaj, nie tam.
***
D
|
ni wlokły się niemiłosiernie, a
ich mozolna podróż zdawała się nie mieć końca. Millie sądziła, że mając anioła,
szybciej uda im się odnaleźć Philipa. Wiedziała, że czas się kończy i już
niedługo, może być za późno na cokolwiek. Wilczyca spoglądała na niebo, na
którym znów nie było ani jednej gwiazdy. Czarny przestwór nocy przytłaczał.
Wyczuwała, że Richard w swoich planach uwzględnił Estelle i obawiała się tego.
Nie znała jakiegokolwiek sposobu, by mógł jej przeszkodzić w powrocie, lecz
jednocześnie nie mogła pozbyć się przeczucia nadchodzącej katastrofy.
W oddali słychać było kilkanaście strzałów, a potem wybuch armat. Na
nocnym niebie wykwitła krwawa łuna. Błyski i świsty dochodziły do wrażliwych
uszu Millie. Kolejna wojna, którą
rozpętali ludzie. Prychnęła patrząc na rozbłyski. Niczego się nie nauczyli. Wciąż jedynym rozwiązaniem na wszelkie
trudności jest przemoc. Millie nie przejmowała się długo wojną, odizolowała
się od niej, jednak w końcu nadszedł czas, gdy zawitała i do jej domu. Dom. Jak piękne to słowo. Każdego dnia
Millie obawiała się o to, co pozostawiła setki mil za sobą, o tych, którzy byli
jej najdrożsi. Estelle była jej przyjaciółką, była siostrą i nie mogła o niej
zapomnieć. Każdy rok bez ciebie,
siostrzyczko, pogłębiał uczucie pustki.
– Zawsze razem, pamiętasz? – powiedziała na
głos, spoglądając w smolistą masę nad głową.
Za sobą usłyszała szelest i po chwili od
strony ogniska, które rozpalili po rozbiciu obozu, zamajaczyła jakaś postać.
– Znów odchodzisz. Jeżeli jesteś częścią
grupy, powinnaś trzymać się z resztą. Isaac by tak wolał.
Millie poznała głos Evy. Z jakiegoś powodu dziewczyna nie mogła dać jej
chwili spokoju. Prawda była taka, że to ona scalała grupę. Po śmierci Sary,
Rachel ciągle łkała gdzieś z boku. Luis starał się ją pocieszyć, ale wychodziło
mu to dość marnie. W ogóle ten nefilim był niewiarygodnie nieporadny. Millie,
pamiętając Raphaela i wiedząc, co wyprawiał Damon, nie mogła się nadziwić, że
Luis rzeczywiście jest nefilimem. Ruth otaczała miejsce noclegu
najpotrzebniejszymi czarami, które miały ich ostrzegać przed czyimś pojawieniem
się. Oprócz tego wiedźma nie robiła nic, z nikim nie utrzymywała więzi. Eva
powiedziała Millie, że to śmierć podopiecznej sprawia Ruth ból. Relacja
czarownic i dhampirów była czymś niezwykłym. Podobno chęć ratowania dhampirów
była tak przemożna, że wiedźmy zabijały ich matki jakby były zagrożeniem dla
nowonarodzonej istoty, co było absurdalne. Isaac był milczkiem, czasami tylko
zamieniał kilka słów z Evą. Millie zapytała kiedyś jak długo są razem i
dowiedziała się, że od dwudziestu pięciu lat. Millie zdziwiła się, że nie mają
dzieci, lecz Eva powiedziała jej, że to nie dlatego, że nie chcieli.
– Jestem bezpłodna jak większość
dhampirzyc. To jednak nic między nami
nie zmieniło. Tak zawsze było łatwiej.
Millie nigdy więcej nie poruszała tego tematu. Isaac od początku nie był
pozytywnie nastawiony do tej wyprawy. Gdyby nie pojawienie się Victora,
prawdopodobnie nic by nie zrobił. Nienawiść
do ojca trawi go od środka i któregoś dnia może się okazać śmiertelna.
– Isaac nie przepada za mną. Za wiele stoi między
nami, zbyt wiele lat byliśmy z dala od siebie – odpowiedziała dhampirzycy
Millie.
Eva stanęła ramię w ramię z Millie, również spoglądając w stronę
rozbłysków. Krwawe blaski na nie pasowały do jej dziecięcej twarzy. Eva
kojarzyła się z dobrocią, miłością i spokojem. Miała w sobie również pewną
naiwność, która urzekała, będąc również jej przekleństwem. Teraz jednak na jej
twarzy nie gościł żaden wyraz, patrzyła w dal pustym wzrokiem.
– On tęskni. Tęskni za wami obiema, lecz boi
się, że gdy was odzyska, ponownie znikniecie. Nie chce zostać znów zraniony, a
Victor… – Eva westchnęła ciężko. – Ta nienawiść go zniszczy, jeśli wy mu nie
pomożecie.
– To dlatego popchnęłaś go, by ruszył w tę
wyprawę.
Eva przytaknęła ledwo zauważalnie. Nigdy nie kłamała.
– Wróćmy już – powiedziała dhampirzyca.
Millie odwróciła się i odeszła. Nie zobaczyła jak jedna z gwiazd przebiła
się przez ciemność i zaraz potem spadła.
Gdy wróciły, wszyscy spali. Ognisko niemal zgasło, a odgłos strzałów
stawał się coraz bliższy jakby działania wojenne przybliżały się do nich. Eva
podeszła do Isaaca i delikatnie nim potrząsnęła. Wilkołak zbudził się,
spoglądając na nią zaspanym wzrokiem.
– Ludzie, są blisko. Musimy ruszać w drogę –
szepnęła.
Millie obudziła w tym czasie Ruth i Rachel, a zaraz po nich zbudził się
Luis. Pośpiesznie złożyli śpiwory, wygasili ognisko i wyruszyli, nie tracąc
czasu. Mając przy sobie dhampiry lepiej było nie ryzykować i trzymać je jak
najdalej od krwi. Przemieszczali się szybko i najciszej jak mogli. Gdy odgłosy
bitwy zaczęły milknąć, wyczuli obecność jakiejś istoty nadprzyrodzonej.
– Wyczuwasz to? – zapytał Isaac.
– Tak – odparła Millie. – To chyba dhampir.
– Również tak sądzę. Musi być bardzo młody,
skoro zapuszcza się na teren bitwy.
– Tam łatwiej znaleźć pożywienie. Może chce
tylko dobić rannego? A nawet jeśli ma ochotę na polowanie, to łatwiej będzie
wytłumaczyć nieobecność żołnierza, niż zwykłego człowieka.
Isaac wzruszył ramionami. Po chwili na ich drodze stanął średniego
wzrostu chłopak. Był to bardzo młody dhampir, nie mógł mieć więcej niż
dwadzieścia lat, a jego oczy wydały się Millie dziwnie znajome. Wydawał się
dobrze odżywiony, choć jego odzież była porwana i poplamiona krwią w kilku
miejscach. Półdługie, brązowe włosy sterczały we wszystkie strony, a rozbiegane
oczy na krótko zatrzymały się na nich. Chłopak uśmiechnął się przebiegle,
wyprostował i zbliżył do nich.
– Czego szukacie w tak niegościnnym miejscu,
miłe panie?
– Moglibyśmy zapytać cię o to samo – warknęła
Rachel.
Chłopak zbliżył się do nich z nadnaturalną szybkością, chwytając zębami
gardło Rachel. Kobieta szarpnęła się, krzycząc i próbując go od siebie oderwać.
Luis zaczął okładać mężczyznę pięściami, lecz to Isaac oderwał go od gardła
dhampirzycy. Dhampir gruchnął o drzewo, łamiąc je. Podniósł się szybko i
wpatrzył wściekle w wilkołaka. Ruszył już do ataku, jednak nagle usłyszał
ostrzegawcze warczenie. Millie stała tuż za nim. Przemieniła się w wilkołaka, a
z jej długich i ostrych kłów kapała ślina. Stojące na tylnych łapach monstrum
było większe niż zwykłe wilkołaki, a pazury zaciskały się drapieżnie w
powietrzu jakby poszukując ofiary. Dhampir spróbował ucieczki, lecz wilkołak
rzucił się na niego, powalając go ponownie.
– Nie zabijaj go , Millie – przestrzegła Ruth.
– Ile masz w ogóle lat, dzieciaku? – zapytała
Eva.
– Nie wasza sprawa. – Chłopak niemalże
splunął.
– Pyskuje – zauważył Isaac. – Może jednak
lepiej go zabić? Po co nam ten gnojek czający się za plecami?
Millie warknęła na niego wściekle.
– Pójdziesz z nami – ledwie zrozumiały warkot
wyrwał się z ust wilczycy. – Jeżeli spróbujesz ucieczki lub sprzeciwisz się
naszej woli, zginiesz. Zrozumiano?
Dhampir skinął niechętnie głową, a Millie puściła go. Na jego klatce
piersiowej pojawiły się głębokie rany po pazurach. Chłopak skrzywił się, lecz
nie odważył się wydać jakiegokolwiek odgłosu bólu.
– A więc witamy…? – Eva poczekała aż dhampir
się przedstawi.
– Caspian – wychrypiał.
– Caspianie. W grupie siła, prawda?
Dhampir nie odpowiedział, zamiast tego założył ręce na piersi i wściekle
wpatrywał się w zmieniającą formę Millie.
***
Mam nadzieję, że święta minęły wam suto i naprawdę udanie. Nie przyspieszałam publikacji notki, bo wolałam, żebyście nacieszyli się atmosferą, a nie zajmowali sie czytaniem moich bazgrołów. Pozostaje mi więc życzyć wam szczęśliwego nowego roku, by był lepszy niż obecny, a Sylwester miał w sobie więcej procentów ;) Powiem jeszcze tylko (trochę w ramach spoileru), że bardzo lubię następny rozdział. Doprowadziłam w nim do pewnych wydarzeń, które rzutują na ciąg dalszy, są wstępem do tego, co ma się wydarzyć w tej części opowiadania :)
Na początku chciałabym podziękować za życzenia, życzyć Ci tego samego i powiedzieć, że czytanie Twoich ,,bazgrołów" jest jedną z moich ulubionych czynności.
OdpowiedzUsuńDamon i Areanna - boskie połączenie. Sądziłam, że anielica powie Damonowi prawdę, ale nie nadszedł jeszcze ten czas. Widać muszę jeszcze poczekać. Zastanawia mnie tylko jedno: Dokąd Areanna ,,porwała Damona"?
Rozmowa Pauline i Raphael spodobała mi się. Cieszę się, że Raphael zgodził się pomóc sprowadzić Estelle z powrotem na Ziemię, bo ona jako jedyna zasłużyła na powrót, na drugą szansę, na szczęście. Jednak zaczynam mieć mieszane uczucia związane z jej powrotem. Pod wpływem Raphaela zaczęłam sądzić, że tam Estelle będzie lepiej, ale z drugiej strony pozostają jej uczucia, no i sam Damon. Już sama nie wiem co sądzić... Chyba i w tym przypadku muszę poczekać.
Millie. Chyba po raz pierwszy zaczynam jej współczuć i ją rozumieć.
Caspian! Nareszcie Caspian! Wystarczyło tylko kilka jego słów, zamieszanie, jakie narobił i jego zachowanie, bym go bardzo polubiła.
Tym wszystkim i tym spoilerikiem narobiłaś mi ogromnego smaku na nowy rozdział i już nie mogę się doczekać, aż go opublikujesz.
Dzięki :) Choć i tak myślę, że ponad to opowiadanie przedłożyłabyś jakieś inne lub ksiażkę. W wielu momentach jest pewnie niedopracowane...
UsuńGdzie tam jakby mu powiedziała od razu, to nie byłoby zabawy. A poza tym - nie oszukujmy się - Damon by jej nie zaufał. Chce zaprowadzić go do Stefka, a myśli, że on dalej siedzi w Mystic Falls.
To, co ty uważasz jest twoim osobistym odczuciem i nie powiem, że tak jest źle czy dobrze. To jest twoje zdanie i nikt nie ma prawa go zmieniać. A ta sprawa zalezy od tego czy wolisz spokój czy któtkie szczęscie - sprawa względa. Ale, jeżeli odpowiesz na to pytanie, to bedziesz wiedziała, co jest dla niej lepsze. Estelle tak naprawdę już wybrała. Mogła ruszyć dalej, nie zrobiła tego.
A to ciekawe, że go lubisz. Przecież to taki wredny, rozpuszczony chłopak ;)
Pozdrawiam.
U mnie każde opowiadanie jest na tym samym miejscu :).
UsuńBardziej podoba mi się perspektywa chwilowego szczęścia - spokój na dłuższą metę staje się nudny.
No i oczywiście, że lubię Caspiana, bo mnie zawsze ciągnie do wrednych, rozpuszczonych i niegrzecznych chłopców. ;D
I zaczynam lubić te Twoje komplikacje - one są boskie!
Nawzajem!
OdpowiedzUsuńOo tak :D właśnie na to tak niecierpliwie czekałam. Ale wiesz, myślałam, że Areanna powie Damonowi prawdę. Może po prostu nie jest na to odpowiedni czas. Ale gdzie oni polecieli? ;o
No i zdecydowanie, najlepszym fragmentem tego rozdziału był moment, w którym Areanna zabrała Damonowi butelkę, napiła się, a potem zdecydowała odlecieć :D Bezcenne.
To by było piękne, gdyby Estelle wróciła. Ale co to dokładnie dla niej oznacza? Rozumiem, że stanie się pełnoprawnym elfem, ale dlaczego to stanowi taki problem? Ze względu na Richarda?
Uwielbiam końcówkę i ostatnie zdanie Pauline. To o piekle. Nie mogła tego ująć lepiej.
Co. On. Tam. Robi. Jego matka chyba przerwaca się w grobie ;o Miałam przeczucie, kiedy pojawił się "jakiś dhampir", że to będzie właśnie Caspian. Ale dlaczego splatasz jego los z Millie i spółką? Co ty planujesz?
No i cała wzmianka o wojnie była bardzo fajna. Stworzyłaś niesamowitą atmosferę.
Weny!
Polecieli do Stefka. Areanna sądzi, że jest on w Mystic Falls. Oj tam, żeby Areanna mogła powiedzieć Damonowi, że jest jego matką, to musi mnie coś najść ;) Póki co jeszcze się nad tym zastanawiam.
UsuńPo kimś Damon musiał odziedziczyć miłość do alkoholu:)
Bezpośredni powrót Estelle na Ziemię oznacza, że wybrała drogę. Zostałaby wtedy elfem, a elfowie nie trafiają po śmierci tam, gdzie ludzie. Coś takiego odgrodziłoby ją na zawsze od wielu, których kocha.
Problem stanowi sam powrót. Nie chodzi o Richarda, tylko o klątwę, duchy wiedźm, potężną magię, a wreszcie o to, że aby wrócić ona musi naprawdę tego chcieć, być pewna i mieć niedokończone sprawy, bez których nie może zaznać spokoju (dlatego Klaus nie może wrócić - osiagnął wszystko, co chciał. Zginął przy tym, ale mu sie udało).
A kto mówił, że Caspian to będzie taki złoty chłopczyk? Nie wytrzymałabym takim ;)A Richard po cichu zdradzał moje plany w poprzednim (chyba) rozdziale - ehh, drań jeden.
Dzięki i nawzajem ;)