czwartek, 27 grudnia 2012

6 Odnaleźć siebie

B
ezchmurne niebo, słońce nad głową i przyszłość, stojąca otworem, w której jest się graczem, nie pionkiem. Czy mogło istnieć coś wspanialszego? Obraz tak doskonały, gdyby nie błędy przeszłości, krzyki ofiar, zgrzyty  sumienia, maskowane latami. Zupełnie jakby wszystkie niepowodzenia były efektem irracjonalnej zemsty, bo zbyt trudno jest uciec od wspomnień, od przerażonych ostatnich spojrzeń zgładzonych. Gdy w przyszłości nie ma tego, czego się pragnie, a przeszłość trawi duszę, niemożliwym jest życie w teraźniejszości. Nawet najwspanialsza pogoda nie wygra z mrocznymi płomieniami wnętrza istot.
   Damon przesiadywał nad niewielką, krystaliczną rzeką, która toczyła swe wody w pobliżu domu europejskiej odnogi rodziny Bennettów. Przeklęta anielica nieustannie prowadziła z nim dywagacje natury moralnej. Jednak nie robiła tego, tak jak jej poprzednicy. Areanna zastanawiała się, co by było, gdyby wybić wampiry, gdyby nie zastanawiać się nad ich życiem, czy czynami. Tak samo postępowała w związku z innymi nadprzyrodzonymi istotami, lecz gdy wspomniała o elfach, Damon nie wytrzymał. Czuł jak jego dłonie trzęsą się ze złości, lecz pamiętał obietnicę, którą złożył Estelle. Jej słowa były prawdziwe, lecz Salvatore chciał , by było to już tylko jego przeszłością. Teraz więc siedział na nieregularnym, szarym kamieniu w części zanurzonym w wodzie. Woda kojarzyła mu się ze szczęśliwymi chwilami, z Estelle. W prawym ręku tkwiła opróżniona do połowy butelka Burbona. Alkohol jednak nie uderzał mu do głowy, nawet nie pozwalał zapomnieć, był tylko mocnym trunkiem, lekko uśmierzającym ból.
 – Znów tu jesteś – stwierdziła Areanna, podchodząc do niego.
   Była równie piękna i smutna jak zawsze. Damon miał wrażenie, że ta kobieta jest zwyczajnie zgorzkniała i wszystko dla niej jest żartem, z którego nie warto się śmiać.  Od dnia pojawienia się, nie dawała mu spokoju, jednak nie zachęcała go też do niczego. Nie mówiła o wspaniałościach nieba, czy okropieństwach piekła, nie stawała po żadnej ze stron i chyba dlatego była tak horrendalnie mu bliska.
 – Znów mnie znalazłaś – odpowiedział, biorąc kolejny łyk alkoholu. – Nigdy ci się to nie znudzi? Już ci odpowiedziałem, możesz wracać.
   Areanna usiadła przy nim na ów szarym głazie. Damon poczuł ciepło, które promieniowało z jej anielskiego ciała.
 – Nie chcę, byś stał się aniołem – stwierdziła, patrząc na wody rzeki. – Życie nie jest proste, czy możliwe do zaplanowania, próbuję ci pokazać, że nie jest też dobre czy złe. Nie wszystko jest takim, jakim się wydaje być. – Zwróciła na niego spojrzenie błękitnych oczu, w których zdawały się tkwić kryształki lodu. – Musisz się nauczyć żyć własnym życiem, zamiast nieustannie czepiać się czyjegoś. Tylko wtedy zrozumiesz kim jesteś, co czujesz i tylko wtedy pojmiesz czego pragniesz.
 – Wiem…
 – Nie, nie wiesz – przerwała mu. – Ja też nie wiedziałam. Nie jestem tu po raz pierwszy. Dwieście lat temu zjawiłam się tu. Czysta i tak niewyobrażalnie głupia. Wtedy liczyło się tylko dobro i zło, czarne i białe. Ty też tak postrzegasz świat. – Areanna wciąż wpatrywała się w niego, jakby chciała, by coś zrozumiał. – Miałam zabić wampira, zmorę kroczącą po świecie, lecz wszystko się zmieniło. Zrobiłam coś, co było zabronione, coś, co mogło mnie postawić przed sąd i unicestwić. Myślisz, że kiedykolwiek żałowałam? Nie, ale ja byłam tego pewna, byłam sobą, wiedziałam kim byłam, kim jestem. 
 – Więc czego chcesz ode mnie? Ciągle stawiasz pytania, lecz ja nie wiem, co mam zrobić, byś wreszcie dała mi spokój.
   Damon wstał, ciągle odczuwał na sobie spojrzenie anielicy, lecz czuł się zaszczuty. Dręczyła go swoimi przemowami, osobą, tym, co chciała osiągnąć.
 – Zapomnij o niej – szepnęła. – Zrozum siebie, wejdź w głąb duszy i bądź pewny. Mówisz, że ją kochasz, ale ja widzę mętlik w twojej głowie. Nie możesz opierać wszystkiego na niepewnych fundamentach.
   Damon odetchnął ciężko. Był pewny uczucia do Estelle, lecz nie wiedział czy będzie dla niej odpowiedni, czy sprosta jej oczekiwaniom. Tak naprawdę byli ze sobą przez bardzo krótki czas. Czas, który wystarczył, bym pokochał ją bardziej niż Katherine, bardziej niż Elenę, bardziej niż brata…
 – Przypomniałeś sobie wreszcie. Zatraciłeś się w swoim bólu i zapomniałeś o Stefanie, Elenie, Bonnie, ojcu, matce, nawet o samym sobie. Zajmij się tym, co możesz odzyskać.
 – A ona, chciałbym…
 – Wróci, gdy będzie gotowa. Wtedy będziesz potrzebował wszystkich sił, wszystkich, którzy będą mogli udzielić ci wsparcia. To będzie twoja ostatnia walka, ale do tego jeszcze daleko.
   Areanna wstała, uśmiechając się do nefilima. Po raz pierwszy jej twarz rozpogodziła się, a wtedy stała się piękniejsza niż wszystko, co Damon widział kiedykolwiek. Wyciągnęła z jego dłoni butelkę i pociągnęła długi łyk. Potem rozłożyła skrzydła, spoglądając na niego wyczekująco. Jej postać zajaśniała światłem, była niczym słońce. Damon także wydobył swą nefilimską cząstkę, lecz jego skrzydła były niczym stworzone z półcienia. Anielica lekko odbiła się od ziemi, a nefilim podążył za nią.
   Ethel Bennet przyglądała się, jak oboje znikają z horyzontu. Jej starcza twarz spoglądała na nich z dziwną troską i żalem jednocześnie.
 – Coś się stało, babciu? – zapytała Zena, jej maleńka wnuczka.
   Staruszka uśmiechnęła się do dziewczynki, biorąc ja na kolana i tuląc do siebie.
 – Żałuję, że przyszłość została już przypieczętowana, a kara za grzechy musi zostać poniesiona.
 – Lecz czy to nie jest sprawiedliwość?
 – To nie zwróci martwym życia, nie ukoi bólu pozostałych, więc jaki sens w karaniu zabójców? Słonko, pamiętaj, byś ty nie zabrnęła tam, gdzie jedynym odwrotem będzie śmierć.
   Zena nie zrozumiała, lecz jej kochana babunia tego nie oczekiwała. Uścisnęła mocniej dziewczynkę, nie wypuszczając jej z objęć.
***
C
iche granie strumienia, mocny powiew wiatru, który wdzierał się przez otwarte okno, słońce na policzku i ciche skrobanie myszy o podłogę, na której zalegała cieniutka warstewka kurzu wydawały się wszystkim, co ważne. Raphael siedział na kanapie w maleńkim, górskim domku Elijah. Pierwotny był mu tak wdzięczny, że nieustannie posyłał mu uśmiechy i poklepywał po ramieniu. Raphael miał wrażenie, że wreszcie znalazł swoje miejsce na świecie i za nic nie chciał opuszczać tego azylu. Tylko Cara chodziła smutna, wyglądała tak jakby żałowała, że opuściła piekło. Raphael nigdy nie potrafił jej zrozumieć, więc nie wiedział też za czym może ona tęsknić. Nie wtrącał się, gdy przechadzała się po lesie na długich spacerach, nie protestował, gdy wzlatywała wysoko w przestworza, wracając z lodem na skrzydłach i we włosach. Sądził, że potrzebuje czasu, by przyzwyczaić się do tego świata, więc pozostawił jej wolną drogę. Cara zawsze jednak wracała, jakby była przywiązana do tego miejsca. A może po prostu nie ma gdzie pójść? Wszyscy, których znała wyrzekli się jej lub byli dawno martwi. Na ziemi nie ma nikogo.
   Odrodzony feamori siedział oparty o dom pierwotnego, wpatrując się w obłoki, toczące się po niebie. Zastanawiał się dlaczego jego skrzydła pozostały czarne jak noc i czy kiedykolwiek jeszcze będzie mógł się ich pozbyć, zapomnieć o wszystkim, co było i cieszyć się teraźniejszością.
 – Czy mogłabym mieć do ciebie prośbę?
   Pauline zjawiła się po cichu, niczym szelest. Raphael dowiedział się, że płynie w niej krew elfów, była nim chyba w jednej czwartej poprzez matkę. W jej oczach lśniły maleńkie, srebrne iskierki. Zawdzięczał jej wszystko i był gotów spełnić każde jej życzenie.
 – Powiedz tylko co, a zrobię co w mojej mocy.
 – Jak dużo wiesz o śmierci, o możliwościach jej pokonania? – zapytała, przypatrując się mu uważnie.
   Raphael zmarszczył czoło, nie wiedząc do czego zmierza. Takie pytania nigdy nie kończyły się dobrze, sam je kiedyś zadawał, lecz jako anioł nauczył się, że odpowiedź jest jedna.
 – Zapomnij o tym. Jeżeli nawet dzięki czarnej magii udałoby ci się przywrócić kogoś do życia, nie byłby tym, kim był przed śmiercią. Nie wróci przed Dniem Sądu. Żyj własnym życiem.
 – Nie rozumiesz. Ja nie mam na myśli człowieka, chodzi mi o półelfa.
 – Elfowie mogą powracać, są związani z ziemią na wieczność, lecz ludzie to wolne istoty. Ich dusze są wieczne i wykraczają poza kręgi świata. Ta wolność to coś, czego nikt nie powinien się wyrzekać – odpowiedział Raphael ostrożnie z ledwie słyszalną stalową nutą.
 – Więc mówisz, że nie powinniśmy sprowadzać Estelle. – Pauline była wyraźnie rozdrażniona. – Może tak byłoby lepiej dla ciebie, bo ty nie miałbyś do kogo wracać. Żyłeś znacznie dłużej i sadzisz, że wszystko, co dobre jest już za tobą. Sądziłam, że pobyt w piekle czegoś cię nauczył, ale, jak widzę, myliłam się.
   Pauline wstała i chciała odejść, lecz zatrzymał ją głos Raphaela.   
 – To nie tak, że nie chcę pomóc, ale tak jak jest, jest dla niej najlepiej. Dlatego, że byłem w piekle, rozumiem więcej.
 – Jak można to zrobić? – zapytała. – Jak może wrócić? Dlaczego inni elfowie nie wracają?
 – Nie jestem w stanie dokładnie ci tego wytłumaczyć,  nie jestem jednym z nich. Wiem jednak, że powroty elfów z zaświatów zdarzają się niezwykle rzadko. Coś musi ich ściągnąć z powrotem, a oni muszą naprawdę chcieć wrócić. Lecz Estelle… tu wchodzi w grę jeszcze działanie klątwy. Jej ofiara zerwała moc przekleństwa, duchy wiedźm nie puszczą jej łatwo, jeżeli w ogóle to zrobią. Może się okazać, że jest dla niej tylko jedna droga. Tylko aniołowie mogą pomóc, znają ścieżki dusz.
 – Kiedyś byłeś jednym z nich.
 – Tak. Kiedyś, byłem aniołem, jednak to było bardzo dawno temu. Teraz nie pragnę już chwały, glorii, blasku.
 – Może rzeczywiście nie jesteś tym, o kim opowiadał mi Elijah. Czy możesz się po nią udać, pokazać jej drogę z powrotem?
   Raphael popatrzył w dal. Kochał to miejsce, jego spokój i ciszę. Chciał pozostać tu, nie zważając na nic i na nikogo, lecz wiedział, że ma długi do spłacenia. Nie potrafił być dobrym nefilimem, ani dobrym feamori. Westchnął i podniósł się powoli. Tę decyzję podjął już dawno, zanim Pauline wyrwała go z matni.
 – Pomogę jej odnaleźć drogę, powróci jako elf – odpowiedział powoli. – Pamiętaj jednak, że już nigdy nie będzie mogła podążyć ludzką drogą, na wieki będzie elfem. Wiesz, co to oznacza?
 – Wiem i jestem pewna, że przystanie na taką umowę.
 – Zaopiekuj się Carą, proszę. Ona tęskni za Stuartem, chyba to jego kochała przez ten cały czas.
   Pauline kiwnęła głową i spoglądała jak z pleców Raphaela wyrasta para czarnych skrzydeł. Feamori wzniósł się jak czarny ptak, a potem na niebie pojawił się mroczny cień, w którym zniknął.
   Elijah stał nieopodal. Gdy ujrzał jak Raphael odchodzi, podszedł do Pauline i delikatnie objął ją w pasie, całując w szyję. Kobieta przekrzywiła głowę, ułatwiając mu składanie pocałunków na skórze.
 – Dziękuję – szepnął.
 – Muszę jeszcze odesłać tę kobietę – powiedziała cicho.
 – Nie powinnaś ponownie tak się narażać.
 – Pamiętasz jak się czułeś, gdy mnie nie było? – Elijah zamarł na chwilę. – Ona też powinna mieć swoją szansę.
 – Jest gotowa wrócić dla niego do piekła? To szaleństwo…
 – Piekło to bardzo subiektywne miejsce, a my, rozumni, z niezwykłą łatwością akceptujemy zło, przemoc i cierpienie. Dla niej piekło jest tutaj, nie tam.
***
D
ni wlokły się niemiłosiernie, a ich mozolna podróż zdawała się nie mieć końca. Millie sądziła, że mając anioła, szybciej uda im się odnaleźć Philipa. Wiedziała, że czas się kończy i już niedługo, może być za późno na cokolwiek. Wilczyca spoglądała na niebo, na którym znów nie było ani jednej gwiazdy. Czarny przestwór nocy przytłaczał. Wyczuwała, że Richard w swoich planach uwzględnił Estelle i obawiała się tego. Nie znała jakiegokolwiek sposobu, by mógł jej przeszkodzić w powrocie, lecz jednocześnie nie mogła pozbyć się przeczucia nadchodzącej katastrofy.
   W oddali słychać było kilkanaście strzałów, a potem wybuch armat. Na nocnym niebie wykwitła krwawa łuna. Błyski i świsty dochodziły do wrażliwych uszu Millie. Kolejna wojna, którą rozpętali ludzie. Prychnęła patrząc na rozbłyski. Niczego się nie nauczyli. Wciąż jedynym rozwiązaniem na wszelkie trudności jest przemoc. Millie nie przejmowała się długo wojną, odizolowała się od niej, jednak w końcu nadszedł czas, gdy zawitała i do jej domu. Dom. Jak piękne to słowo. Każdego dnia Millie obawiała się o to, co pozostawiła setki mil za sobą, o tych, którzy byli jej najdrożsi. Estelle była jej przyjaciółką, była siostrą i nie mogła o niej zapomnieć. Każdy rok bez ciebie, siostrzyczko, pogłębiał uczucie pustki.
 – Zawsze razem, pamiętasz? – powiedziała na głos, spoglądając w smolistą masę nad głową.
    Za sobą usłyszała szelest i po chwili od strony ogniska, które rozpalili po rozbiciu obozu, zamajaczyła jakaś postać.
 – Znów odchodzisz. Jeżeli jesteś częścią grupy, powinnaś trzymać się z resztą. Isaac by tak wolał.
   Millie poznała głos Evy. Z jakiegoś powodu dziewczyna nie mogła dać jej chwili spokoju. Prawda była taka, że to ona scalała grupę. Po śmierci Sary, Rachel ciągle łkała gdzieś z boku. Luis starał się ją pocieszyć, ale wychodziło mu to dość marnie. W ogóle ten nefilim był niewiarygodnie nieporadny. Millie, pamiętając Raphaela i wiedząc, co wyprawiał Damon, nie mogła się nadziwić, że Luis rzeczywiście jest nefilimem. Ruth otaczała miejsce noclegu najpotrzebniejszymi czarami, które miały ich ostrzegać przed czyimś pojawieniem się. Oprócz tego wiedźma nie robiła nic, z nikim nie utrzymywała więzi. Eva powiedziała Millie, że to śmierć podopiecznej sprawia Ruth ból. Relacja czarownic i dhampirów była czymś niezwykłym. Podobno chęć ratowania dhampirów była tak przemożna, że wiedźmy zabijały ich matki jakby były zagrożeniem dla nowonarodzonej istoty, co było absurdalne. Isaac był milczkiem, czasami tylko zamieniał kilka słów z Evą. Millie zapytała kiedyś jak długo są razem i dowiedziała się, że od dwudziestu pięciu lat. Millie zdziwiła się, że nie mają dzieci, lecz Eva powiedziała jej, że to nie dlatego, że nie chcieli.
 – Jestem bezpłodna jak większość dhampirzyc.  To jednak nic między nami nie zmieniło. Tak zawsze było łatwiej.
   Millie nigdy więcej nie poruszała tego tematu. Isaac od początku nie był pozytywnie nastawiony do tej wyprawy. Gdyby nie pojawienie się Victora, prawdopodobnie nic by nie zrobił. Nienawiść do ojca trawi go od środka i któregoś dnia może się okazać śmiertelna.
 – Isaac nie przepada za mną. Za wiele stoi między nami, zbyt wiele lat byliśmy z dala od siebie – odpowiedziała dhampirzycy Millie.
   Eva stanęła ramię w ramię z Millie, również spoglądając w stronę rozbłysków. Krwawe blaski na nie pasowały do jej dziecięcej twarzy. Eva kojarzyła się z dobrocią, miłością i spokojem. Miała w sobie również pewną naiwność, która urzekała, będąc również jej przekleństwem. Teraz jednak na jej twarzy nie gościł żaden wyraz, patrzyła w dal pustym wzrokiem.
 – On tęskni. Tęskni za wami obiema, lecz boi się, że gdy was odzyska, ponownie znikniecie. Nie chce zostać znów zraniony, a Victor… – Eva westchnęła ciężko. – Ta nienawiść go zniszczy, jeśli wy mu nie pomożecie.
 – To dlatego popchnęłaś go, by ruszył w tę wyprawę.
   Eva przytaknęła ledwo zauważalnie. Nigdy nie kłamała.
 – Wróćmy już – powiedziała dhampirzyca.
   Millie odwróciła się i odeszła. Nie zobaczyła jak jedna z gwiazd przebiła się przez ciemność i zaraz potem spadła.
   Gdy wróciły, wszyscy spali. Ognisko niemal zgasło, a odgłos strzałów stawał się coraz bliższy jakby działania wojenne przybliżały się do nich. Eva podeszła do Isaaca i delikatnie nim potrząsnęła. Wilkołak zbudził się, spoglądając na nią zaspanym wzrokiem.
 – Ludzie, są blisko. Musimy ruszać w drogę – szepnęła.
   Millie obudziła w tym czasie Ruth i Rachel, a zaraz po nich zbudził się Luis. Pośpiesznie złożyli śpiwory, wygasili ognisko i wyruszyli, nie tracąc czasu. Mając przy sobie dhampiry lepiej było nie ryzykować i trzymać je jak najdalej od krwi. Przemieszczali się szybko i najciszej jak mogli. Gdy odgłosy bitwy zaczęły milknąć, wyczuli obecność jakiejś istoty nadprzyrodzonej.
 – Wyczuwasz to? – zapytał Isaac.
 – Tak – odparła Millie. – To chyba dhampir.
 – Również tak sądzę. Musi być bardzo młody, skoro zapuszcza się na teren bitwy.
 – Tam łatwiej znaleźć pożywienie. Może chce tylko dobić rannego? A nawet jeśli ma ochotę na polowanie, to łatwiej będzie wytłumaczyć nieobecność żołnierza, niż zwykłego człowieka.
   Isaac wzruszył ramionami. Po chwili na ich drodze stanął średniego wzrostu chłopak. Był to bardzo młody dhampir, nie mógł mieć więcej niż dwadzieścia lat, a jego oczy wydały się Millie dziwnie znajome. Wydawał się dobrze odżywiony, choć jego odzież była porwana i poplamiona krwią w kilku miejscach. Półdługie, brązowe włosy sterczały we wszystkie strony, a rozbiegane oczy na krótko zatrzymały się na nich. Chłopak uśmiechnął się przebiegle, wyprostował i zbliżył do nich.
 – Czego szukacie w tak niegościnnym miejscu, miłe panie?
 – Moglibyśmy zapytać cię o to samo – warknęła Rachel.
   Chłopak zbliżył się do nich z nadnaturalną szybkością, chwytając zębami gardło Rachel. Kobieta szarpnęła się, krzycząc i próbując go od siebie oderwać. Luis zaczął okładać mężczyznę pięściami, lecz to Isaac oderwał go od gardła dhampirzycy. Dhampir gruchnął o drzewo, łamiąc je. Podniósł się szybko i wpatrzył wściekle w wilkołaka. Ruszył już do ataku, jednak nagle usłyszał ostrzegawcze warczenie. Millie stała tuż za nim. Przemieniła się w wilkołaka, a z jej długich i ostrych kłów kapała ślina. Stojące na tylnych łapach monstrum było większe niż zwykłe wilkołaki, a pazury zaciskały się drapieżnie w powietrzu jakby poszukując ofiary. Dhampir spróbował ucieczki, lecz wilkołak rzucił się na niego, powalając go ponownie.
 – Nie zabijaj go , Millie – przestrzegła Ruth.
 – Ile masz w ogóle lat, dzieciaku? – zapytała Eva.
 – Nie wasza sprawa. – Chłopak niemalże splunął.
 – Pyskuje – zauważył Isaac. – Może jednak lepiej go zabić? Po co nam ten gnojek czający się za plecami? 
   Millie warknęła na niego wściekle.
 – Pójdziesz z nami – ledwie zrozumiały warkot wyrwał się z ust wilczycy. – Jeżeli spróbujesz ucieczki lub sprzeciwisz się naszej woli, zginiesz. Zrozumiano?
   Dhampir skinął niechętnie głową, a Millie puściła go. Na jego klatce piersiowej pojawiły się głębokie rany po pazurach. Chłopak skrzywił się, lecz nie odważył się wydać jakiegokolwiek odgłosu bólu.
 – A więc witamy…? – Eva poczekała aż dhampir się przedstawi.
 – Caspian – wychrypiał.
 – Caspianie. W grupie siła, prawda?
   Dhampir nie odpowiedział, zamiast tego założył ręce na piersi i wściekle wpatrywał się w zmieniającą formę Millie.
***
Mam nadzieję, że święta minęły wam suto i naprawdę udanie. Nie przyspieszałam publikacji notki, bo wolałam, żebyście nacieszyli się atmosferą, a nie zajmowali sie czytaniem moich  bazgrołów. Pozostaje mi więc życzyć wam szczęśliwego nowego roku, by był lepszy niż obecny, a Sylwester miał w sobie więcej procentów ;) Powiem jeszcze tylko (trochę w ramach spoileru), że bardzo lubię następny rozdział. Doprowadziłam w nim do pewnych wydarzeń, które rzutują na ciąg dalszy, są wstępem do tego, co ma się wydarzyć w tej części opowiadania :)

5 komentarzy:

  1. Na początku chciałabym podziękować za życzenia, życzyć Ci tego samego i powiedzieć, że czytanie Twoich ,,bazgrołów" jest jedną z moich ulubionych czynności.
    Damon i Areanna - boskie połączenie. Sądziłam, że anielica powie Damonowi prawdę, ale nie nadszedł jeszcze ten czas. Widać muszę jeszcze poczekać. Zastanawia mnie tylko jedno: Dokąd Areanna ,,porwała Damona"?
    Rozmowa Pauline i Raphael spodobała mi się. Cieszę się, że Raphael zgodził się pomóc sprowadzić Estelle z powrotem na Ziemię, bo ona jako jedyna zasłużyła na powrót, na drugą szansę, na szczęście. Jednak zaczynam mieć mieszane uczucia związane z jej powrotem. Pod wpływem Raphaela zaczęłam sądzić, że tam Estelle będzie lepiej, ale z drugiej strony pozostają jej uczucia, no i sam Damon. Już sama nie wiem co sądzić... Chyba i w tym przypadku muszę poczekać.
    Millie. Chyba po raz pierwszy zaczynam jej współczuć i ją rozumieć.
    Caspian! Nareszcie Caspian! Wystarczyło tylko kilka jego słów, zamieszanie, jakie narobił i jego zachowanie, bym go bardzo polubiła.
    Tym wszystkim i tym spoilerikiem narobiłaś mi ogromnego smaku na nowy rozdział i już nie mogę się doczekać, aż go opublikujesz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Choć i tak myślę, że ponad to opowiadanie przedłożyłabyś jakieś inne lub ksiażkę. W wielu momentach jest pewnie niedopracowane...
      Gdzie tam jakby mu powiedziała od razu, to nie byłoby zabawy. A poza tym - nie oszukujmy się - Damon by jej nie zaufał. Chce zaprowadzić go do Stefka, a myśli, że on dalej siedzi w Mystic Falls.
      To, co ty uważasz jest twoim osobistym odczuciem i nie powiem, że tak jest źle czy dobrze. To jest twoje zdanie i nikt nie ma prawa go zmieniać. A ta sprawa zalezy od tego czy wolisz spokój czy któtkie szczęscie - sprawa względa. Ale, jeżeli odpowiesz na to pytanie, to bedziesz wiedziała, co jest dla niej lepsze. Estelle tak naprawdę już wybrała. Mogła ruszyć dalej, nie zrobiła tego.
      A to ciekawe, że go lubisz. Przecież to taki wredny, rozpuszczony chłopak ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. U mnie każde opowiadanie jest na tym samym miejscu :).
      Bardziej podoba mi się perspektywa chwilowego szczęścia - spokój na dłuższą metę staje się nudny.
      No i oczywiście, że lubię Caspiana, bo mnie zawsze ciągnie do wrednych, rozpuszczonych i niegrzecznych chłopców. ;D
      I zaczynam lubić te Twoje komplikacje - one są boskie!

      Usuń
  2. Nawzajem!
    Oo tak :D właśnie na to tak niecierpliwie czekałam. Ale wiesz, myślałam, że Areanna powie Damonowi prawdę. Może po prostu nie jest na to odpowiedni czas. Ale gdzie oni polecieli? ;o
    No i zdecydowanie, najlepszym fragmentem tego rozdziału był moment, w którym Areanna zabrała Damonowi butelkę, napiła się, a potem zdecydowała odlecieć :D Bezcenne.
    To by było piękne, gdyby Estelle wróciła. Ale co to dokładnie dla niej oznacza? Rozumiem, że stanie się pełnoprawnym elfem, ale dlaczego to stanowi taki problem? Ze względu na Richarda?
    Uwielbiam końcówkę i ostatnie zdanie Pauline. To o piekle. Nie mogła tego ująć lepiej.
    Co. On. Tam. Robi. Jego matka chyba przerwaca się w grobie ;o Miałam przeczucie, kiedy pojawił się "jakiś dhampir", że to będzie właśnie Caspian. Ale dlaczego splatasz jego los z Millie i spółką? Co ty planujesz?
    No i cała wzmianka o wojnie była bardzo fajna. Stworzyłaś niesamowitą atmosferę.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecieli do Stefka. Areanna sądzi, że jest on w Mystic Falls. Oj tam, żeby Areanna mogła powiedzieć Damonowi, że jest jego matką, to musi mnie coś najść ;) Póki co jeszcze się nad tym zastanawiam.
      Po kimś Damon musiał odziedziczyć miłość do alkoholu:)
      Bezpośredni powrót Estelle na Ziemię oznacza, że wybrała drogę. Zostałaby wtedy elfem, a elfowie nie trafiają po śmierci tam, gdzie ludzie. Coś takiego odgrodziłoby ją na zawsze od wielu, których kocha.
      Problem stanowi sam powrót. Nie chodzi o Richarda, tylko o klątwę, duchy wiedźm, potężną magię, a wreszcie o to, że aby wrócić ona musi naprawdę tego chcieć, być pewna i mieć niedokończone sprawy, bez których nie może zaznać spokoju (dlatego Klaus nie może wrócić - osiagnął wszystko, co chciał. Zginął przy tym, ale mu sie udało).
      A kto mówił, że Caspian to będzie taki złoty chłopczyk? Nie wytrzymałabym takim ;)A Richard po cichu zdradzał moje plany w poprzednim (chyba) rozdziale - ehh, drań jeden.
      Dzięki i nawzajem ;)

      Usuń

Faith dla Zaczarowane Szablony