piątek, 25 stycznia 2013

8 Odkupienie


R
raphael miał ciasno związane ręce. Cienki sznur emanował magią, która raniła jego nadgarstki, jednak w obliczu czekającej go kary, ten ból wydawał się być tylko delikatnym swędzeniem. Wzdłuż jego policzka ciągnęła się obficie krwawiąca rana, której krańce były paskudnie poszarpane. Był to ślad po biczu jednego z aniołów, które przyleciały tuż za Xavierem. Prawa ręka Raphaela zwisała smętnie, widocznie została złamana i nikt nie pomyślał o jej nastawieniu. Rękaw szaty na lewej ręce był zniszczony. Świetlisty bicz zmienił jego ramię w krwistą mieszaninę mięśni i kości. To tą kończyną feamori zasłaniał się przed ciosami wrogów. Był to odruch obronny, choć oczywistym było, że nie pomoże w uniknięciu razów. Koło upadłego anioła zebrała się już dość duża kałuża krwi. Raphael nie przejmował się nawet rwącym bólem w lewym udzie, które zostało rozcięte do kości. Na jego twarzy majaczył półprzytomny uśmiech samozadowolenia. Słyszał jak aniołowie szepczą cicho, zastanawiając się co począć. Był pewien, że Estelle uciekła, gdyby było inaczej byłaby tu razem z nim. Osiągnął cel, wykonał krok ku rekompensacie i dla niego nie liczyło się nic więcej. Spróbował ruszyć skrzydłami, lecz wywołało to dodatkową falę bólu. Podczas tej krótkiej walki nawet ów niematerialne skrzydła zostały okrutnie poranione anielską magią. Teraz zwisały smętnie, otulając plecy feamoriego.
   Nie przekroczył bramy, nie pozwolono mu. Tylko aniołowie mogą tam wejść – tak powiedziała mu kiedyś Areanna, jednak ona wcale nie żałowała, że się tam nie znajduje. Świetlista furta prowadząca do raju pozostawała zamknięta, lśniąc niezmiennym blaskiem. Raphael  nie mógł pojąć jak czyśćcowe dusze mogą nie zauważać takiej jasności w panujących wszędzie ciemnościach.
   Brama uchyliła się wreszcie i pojawił się Xavier. Był wysoki i wspaniały jak każdy anioł posiadał doskonałe rysy twarzy. Xavier z natury był pogodny i radosny, jednak ostatnio nawet on nieco przygasł. Teraz jednak znów posyłał promienny uśmiech, patrząc przed siebie. Ów wyraz nie zniknął nawet gdy jego spojrzenie padło na feamoriego.
 – Podjęliśmy decyzję – powiedział Xavier. – Znaliśmy cię długo, całe lata. Miałeś stać się jednym z nas, byłeś nefilimem, synem Ramala. Wiemy, co zrobiłeś, wiemy, że zabiłeś ojca, a mimo to dwadzieścia lat temu chcieliśmy zaproponować ci białe skrzydła. Została ci tylko jedna, prosta próba. – Xavier zbliżył się do Raphaela, wyciągając lśniącą dłoń. Gdy przesunął nią nad zakrwawionym ramieniem Raphaela, rany zagoiły się. – Wybrałeś piekło, a mimo to jesteś tutaj. Przybyłeś, wiedząc, co może się z tobą stać. Wiedziałeś, że jeden dobry czyn nie zmaże wielu negatywnych, a mimo to zaryzykowałeś pustkę.
   Raphael milczał, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Wszystko to było prawdą. Zdradził ich, zdradził, gdy miał wygraną w kieszeni, przestraszył się Damona Salvatore’a i wszystko zniszczył. Pustki bali się nawet aniołowie. Mówiono, że nie ma nic gorszego i nie istnieje większa katorga niż przebywanie w niej. Nikt  stamtąd nie wrócił, a jednak każdy drżał na samą myśl o nicości. Nie ma tam życia, lecz nie ma i śmierci. Nawet piekło blednie w miejscu, które przeznaczono na karę dla upadłych. Dobrze ci radzę, Raphaelu, nigdy nie zasłuż na znalezienie się tam. Nawet Areanna drżała na myśl o tym miejscu, a ona należała do najpotężniejszych. Mówiono, że pustka oddziela dusze ludzi od dusz elfów, że to ona gwarantuje równowagę. Raphael w to nie wierzył, a dziś miał się przekonać jak naprawdę wygląda nicość. Ona pochłania. Widziałam to – szepnęła mu kiedyś Areanna. – Zanikasz. Wiekami. Sam. Aż pewnego dnia nie zostaje z ciebie nawet wspomnienie.
 – Nie mamy prawa ukarać cię za czyn serca, ale nagród nie przyznajemy zbrodniarzom – kontynuował Xavier. Jego lecząca dłoń przesunęła się nad jego poharatane udo. Srebrne włosy anioła przez chwilę zamigotały tuż przez Raphaelem. – Oddamy ci człowieczeństwo – powiedział wreszcie anioł, wyprostowawszy się.
   Raphael uniósł głowę, spoglądając z niedowierzaniem na Xaviera. On jednak stanął za nim i zrobił coś, przez co Raphael przestał czuć własne skrzydła. Zabiłem jednego z was, zdradziłem w najważniejszym momencie, doprowadziłem do uwolnienia wampirów i wilkołaków. Mało tego zszedłem do piekła, wróciłem i zabrałem jedną z dusz, pokazując jej drogę na Ziemię. Powinienem trafić do pustki, powinienem…
 – Wstań – władczy głos anioła, wyrwał Raphaela z zamyślenia. – Odbieram ci skrzydła i wszystkie twoje moce. Znów staniesz się człowiekiem, wrócisz tam skąd przybyłeś. Niech ludzie zajmą się twoją ręką, a ta szrama pozostanie z tobą już na zawsze. Będzie ci przypominać kim byłeś i kim się stałeś.
 – Dlaczego? – zdołał wyksztusić Raphael.
 – Bo z egoistycznego drania, dążącego po trupach do władzy stałeś się feamori, który porzucił dumę dla ratowania duszy. Być Może pewnego dnia dołączysz do nas, tak jak chciał twój ojciec, Ramal. Kochał cię, nawet jeżeli ty tego nie dostrzegałeś.
   Raphael podniósł wzrok, jednak dobrotliwy uśmiech Xaviera rozmył się. Przez chwilę wirował wokół własnej osi, by wreszcie jego stopy oparły się o grunt. Mężczyzna rozejrzał się. Otaczały go wysokie budynki jakiegoś miasta, obcy ludzie, którzy zdążali za swoimi sprawami, szczury, które właśnie uciekały do śmietnika w obawie przed przybyszem.
 – Co się panu stało? – usłyszał tuż przy swoim uchu.
   Ośmioletni chłopiec przyglądał mu się uważnie. Jego przestraszony wzrok spoczywał na ręce Raphaela. Pucołowata, rumiana twarzyczka ubabrana była w czekoladzie, jednak chłopiec nie przejął się tym, że baton wypadł mu z rączki i leżał ubabrany w błocie. Z bezinteresowną troską patrzył na całkowicie obcego człowieka.
***
C
iemność była wszystkim i wszystko otaczała. Nie było ani jednego jasnego punktu, nie było drogi lub Estelle jej nie wiedziała. Tylko ten przeklęty mrok. Nie wiedziała jak długo się porusza, jak długo idzie naprzód, ile jeszcze zostało, ile już przeszła. Tylko czerń, tylko cień.
   Wreszcie po jej lewej zamajaczył jakiś kształt. Estelle miała wrażenie, że to las, że słyszy śpiew ptaków. Nie skręciła, Raphael  powiedział by nie zbaczała z drogi. Nie słuchaj szeptów bez względu na to, kto będzie mówić. To będą zjawy, postarają się ściągnąć cię w otchłań piekielną – tak jej mówił, zanim nie uciekła.
 – Estelle – usłyszała i odwróciła się.
   Po jej prawej stronie stała smukła kobieta o jasnych, niemal białych włosach. Była młoda i bardzo przypominała samą Estelle. Jej oczy również były zielone, a rysy dostojne, lecz delikatne. Duże, szczere oczy spoglądały z matczyną miłością. Barbara zmarła, gdy Estelle była jeszcze malutka, nawet Millie nie pamiętała jej zbyt dobrze.
 – Córeczko, proszę – szeptała kobieta, wyciągając dłonie do córki.
   Estelle zrobiła krok w jej stronę, jednak potem przypomniała sobie słowa Raphaela. Nie słuchaj szeptów. Uciekła, zakrywając uszy, by nie słyszeć nawoływania. Pędziła długo, aż zabrakło jej tchu i nie wiedziała czy nie zbłądziła.
   Barbara była jej matką. Była kobietą, która dała jej życie, a potem poświęciła własne, by ratować ją przed ojcem. Estelle zawsze chciała poznać matkę, chciała wiedzieć jaka była, chciała móc ją przytulić. Żałowała, że Barbara zmarła zanim mogła ją poznać.
– Teraz jednak to nie była ona, to tylko cień, tylko cień – powtarzała cicho, lecz łzy wciąż spływały po jej policzkach.
   Znów zatraciła się  w wędrówce. Nie wiedziała jak wiele zostało jeszcze, jak długo będzie musiała odpychać ataki cieni. Zjawy przychodziły coraz częściej i coraz namolnej starały się, by zboczyła z drogi. Estelle widziała już Nathana, Caroline, Tylera, Gabrielle, Katherine, a nawet Elijah. Wszyscy starali się ją do siebie przekonać, lecz ona wiedziała, że musi iść dalej. Coś jej mówiło, że ktoś na niż czeka, że tęskni.
 – On wcale cię nie opłakiwał – usłyszała szept dobiegający gdzieś z tyłu.  Nie zatrzymała się.
 – Jest teraz ze mną i oboje jesteśmy szczęśliwi, wiesz? – tym razem dźwięk dobiegał gdzieś z bliska.
 – Zapomniał. Tylko ja tkwię w jego umyśle, ty jesteś marną zabawką. Byłaś potrzebna tylko wtedy, gdy nie miał mnie.
   Estelle stanęła. Oddychała ciężko.
 – Zraniłam cię? – Elena stała tuż przed nią, ich twarze dzieliły tylko milimetry. – Wybacz, nie chciałam. Taka jest prawda.
   Przekrzywiła delikatnie głowę, przybierając smutny wyraz twarzy. Estelle miała wrażenie, że z wilgotnych oczu dziewczyny zaraz pociekną łzy. Jej zbolała mina wyrażała solidarność i współczucie.
 – To tylko prawda – jęknęła boleśnie Elena. – Chciałam, byś wiedziała. Choć tyle jestem ci winna.
   Estelle zamknęła oczy, odwróciła się i znów odbiegła. Tym razem nie potrafiła zatrzymać się dłużej niż kiedykolwiek przedtem. Wiedziała, że jeśli zrobi to za wcześnie, jeśli nie dotrze do końca i stanie, przegra. Dlatego też nie zważała na nic. Ból w łydkach, skurcze żołądka, zawroty głowy – dopiero gdyby zemdlała, stanęłaby.
   Wybiegła na piaszczysty brzeg i upadła. Drobinki wbijały się w jej nagie stopy. Musiała przymknąć powieki, bo blask słońca oślepiał ją. Nie była w stanie złapać tchu, lecz czuła bryzę. Musiała więc znajdować się nad morzem. Klęcząc na kolanach, podpierała się dłońmi o piasek, próbując dojść do siebie. Nagle poczuła, że nie jest tu sama. Nie wiedziała skąd to odczucie, lecz była pewna, że ktoś tu jest. Nie miała sił, by mierzyć się z kolejnym cieniem, lecz podniosła głowę i otworzyła oczy.
   Rzeczywiście znajdowała się na plaży. Kilka wyrzuconych na brzeg kłód walało się po wybrzeżu, a muszle wbijały się boleśnie w dłonie. Estelle wstała. Rozejrzała się w poszukiwaniu tego kogoś, kto tu się znajdował. Nabrała nadziei, że to już koniec, że wydostała się z matni.
   I wtedy zobaczyła go. Siedział okrakiem na jednej z kłód. W jego ręku tkwiła nieodłączna butelka jakiegoś alkoholu. Czarne włosy okalały niepokorną twarz. Był zapatrzony gdzieś w dal. Ciemna koszula była częściowo rozpięta, ukazując część torsu, a bose stopy władczo spoczywały na piasku. Damon Salvatore nie zmienił się, ilekolwiek czasu by nie upłynęło od jej śmierci, on wciąż żył w jej pamięci. Trzymał ją przy świadomości oraz zapewniał nadzieję.
 – Damon? – zapytała, nie wierząc w to, co widzi.
   Odwrócił się w jej stronę. Jego oczy skrywał cień. Estelle uśmiechnęła się i pobiegła w jego stronę. Zanurkowała w jego objęciach, tuląc się do niego i szepcąc cicho słowa tęsknoty. Damon otulił ją swym ramieniem, przygarniając do piersi. Wystarczało, że jest przy niej, że wreszcie dostała podporę.
   Wstał, mówił, że pokaże jej swój dom. Opowiadał o tym, co działo się, gdy jej nie było. Estelle słuchała, lecz nic do niej nie docierało. Przepełniała ją radość, gdy tak szła wtulona w niego, rozkoszując się jego zapachem. Pachniał alkoholem i żywicą.
   I wtedy Estelle zdała sobie sprawę z własnej pomyłki. Damon, którego znała nigdy nie pachniał lasem. Nawet, gdy tam przebywał wyraźniejszy był zapach jego perfum niż igieł. Wyrwała się z objęć cienia, odskakując od niego. Dopiero teraz zauważyła, że jego oczy były czarne. Oczy Damona są błękitne. Jak bezchmurne niebo w ciepły, letni dzień. Wcześniej sądziła, że to tylko cień padł na jego twarz, że to przez światło. On jest cieniem! – zdała sobie sprawę z przerażeniem.
   Istota zaśmiała się. Jego śmiech był jednak skuty lodem, nie było w nim nic wesołego. Estelle zbladła, nogi ugięły się pod nią, a świat zawirował. Znów pojawiła się pustka, jednak i ona zniknęła, a jej miejsce zajęła spękana powierzchnia. Pustynia bez końca z krwawym niebem nad głową. Estelle uderzyła w glebę ze złością. Zabrakło jej łez, zabrakło sił, pozostała sama. Sama w piekle.
***
O
statnich kilka dni spędzili na plaży. Stefan nie mógł dojść do siebie. Okazało się, że od dawna się  nie żywił i niewiele brakowało, by zabił kogoś z załogi. Jednak flota, do której należał wpadła w zasadzkę. Areanna zostawiała ich samych na długie dni, choć z wyczekiwaniem spoglądała gdzieś w dal – jakby czekała na coś lub kogoś. Zamieszkali w niewielkim domku tuż obok plaży. To Areanna go znalazła, nie mówiąc nic o jego właścicielach. Jeżeli takowi istnieli, nie pojawili się.
   Domek zbudowano na klifie. Ledwie dziesięć metrów dzieliło budynek od przepaści i huczących w dole fal wściekłego morza. Dom miał dwie sypialnie, salon, łazienkę  i kuchnię. Był prosty, niemal pozbawiony urządzeń elektrycznych, co nie miało znaczenia, bo nie było tam sieci trakcyjnej. Tylko już dawno wyczerpany akumulator świadczył, że ktoś miał tu kiedyś dostęp do prądu. Jednak większy problem stanowiło znalezienie pokarmu dla nich. Aniołowie nie musieli żywić się pożywieniem ziemskim, lecz bez tego znacząco tracili siły. Damon nie mógł już strawić krwi, odkąd stał się nefilimem. Areanna powiedziała, że żaden kandydat na anioła nie może być skazany na tak podłe pożywienie, dlatego też każdy nefilim funkcjonuje na tych samych zasadach, co aniołowie. Jedyną różnicą było szybsze męczenie się. Damon nie potrafił wytrzymać bez pokarmu całego tygodnia jak Areanna. Gdy przebywali u Ethel nigdy nie widywał anielicy spożywającej jakikolwiek posiłek, a Ethel powiedziała mu, że Areanna nie jada nigdy. A mimo to oni potrafili przeżyć na pomarańczach z pobliskiego sadu, natomiast Stefan… Stefan był wampirem, potrzebował krwi i na to żadne z nich nic nie mogło poradzić. Damon zaproponował, by ukraść woreczek ze szpitala, lecz Areanna tylko prychnęła.
 – Sądzisz, że to dobre? – zapytała wówczas. – Myślisz, że w ten sposób nie zabijasz? – popatrzyła na niego uważnie. – Oszukujesz i jego i siebie. Krew ze szpitali nie jest dla was, jest po to, by ratować życie. Uważasz, że ludzie gromadzą ją tam, bo jest zbędna? Taka kradzież to zabójstwo w białych rękawiczkach.
 – Więc co mam robić? Pozwolić mu umrzeć? Wiesz, że jego ciało wysycha, jeszcze trochę a zostanie z niego tylko truchło!
 – Znajdź sposób – odpowiedziała. – Muszę wylecieć jeszcze dzisiaj.
 – Co? Chcesz nas teraz zostawić?! Teraz, gdy cię najbardziej potrzebuję?!
 – Nigdy cię nie zostawiłam – warknęła na niego. Damon po raz pierwszy słyszał jak Areanna podnosi głos. Jej oblicze przez chwilę pociemniało, lecz szybko się opamiętała. – Obawiam się, że stało się coś bardzo złego. Muszę sprawdzić czy przeczucie mnie nie myli, a jeśli nie, przynajmniej spróbować to naprawić. Damon, powiedz mi, czy zawierałeś z wiedźmami jakikolwiek układ zanim się pojawiłam?
 – Ja… – Damon zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć. – Jedyne, co mnie tam trzymało to obietnica jej powrotu. Przysiągłem zapłacić za wszystko, co zrobiłem, byleby wróciła. Ale czarownice mnie oszukały.
 – Nie osądzaj ich pochopnie – Areanna pokręciła smutno głową. – Nikt nie obiecywał ci, że Estelle stanie jutro u twego boku. Umowa z Ethel jest wiążąca, choć lepiej, byś nigdy nie wchodził z nią w układy.
 – Czemu? Jest aż tak niebezpieczna?
 – Ethel pochodzi od Bennettów. Nie powinieneś jej lekceważyć.
   Wieczorem Damon pozostał sam ze Stefanem. Nie wiedział jak pomóc bratu. Jedynie wzdęte ciała martwych rozbitków wypływały przy brzegu, jednak ich krew nie nadawała się już do niczego. Damon mógł jeszcze zaryzykować oddalenie się i poszukanie jakiegoś zwierzęcia, by nim nakarmić brata. Nie miał jednak złudzeń, co do tego, że nie na wiele się to zda. Damon obawiał się pozostawić Stefana samego, bo mógłby stanowić zagrożenie. Ludzie wciąż nie wiedzieli o stworach nocy i lepiej było, by tak pozostało. Tymczasem Stefan zbyt łatwo wpadał w amok, gdy pił krew ludzi.
   Damon przysiadł obok brata. Stefan leżał na twardym łóżku. Był przeraźliwie blady, a ciemne żyłki na jego twarzy stawały się coraz bardziej widoczne. Damon nie dowiedział się jak złamanie klątwy wpłynęło na wampiry. Wiedział, że wilkołaki stały się groźniejsze niż kiedykolwiek przedtem i po przemianie były bestiami, prawdziwymi monstrami z legend o długich, ostrych kłach, szczeciniastym futrze i wściekłym wzroku. Wampirów nie widywał niemal wcale, a przynajmniej nie tych głodnych. Dotarły do niego tylko pogłoski, że wygłodniałym wampirom nie udaje się już zachować ludzkiego wyglądu, że one także przeistaczają się w potwory.
   Stefan poruszył się i uchylił oczy. Jego rozbiegane spojrzenie utkwiło w Damonie. Wyciągnął rękę w jego kierunku i schwycił za koszulę, przyciągając do siebie. Damon posłusznie nachylił się nad bratem. Był to pierwszy raz od katastrofy statku, gdy Stefan odzyskał przytomność. Do tej pory jego organizm starał się zregenerować siły. Najwyraźniej było to wszystko, na co mógł się zdobić, by ruszyć na ostatnie polowanie.
 – Mój syn – wychrypiał Stefan. Damon zmarszczył brwi, nie wiedząc o czym wampir bredzi. – Caspian, musisz go odnaleźć. Będą chcieli go zabić, bo tylko tak można zapobiec ponownemu nałożeniu klątwy.
 – Nie wiem o kim mówisz – Damon spróbował cofnąć się, lecz Stefan trzymał mocno koszulę.
 – Elena urodziła dziecko, wołałem cię… wzywałem, gdy umierała. Czemu… – po policzku Stefana spłynęła kropla. Damon nie wiedział czy to pot czy łza. – Czemu nie mogłeś mnie usłyszeć mimo blokad Richarda? Ona mogłaby… – te słowa nie chciały przejść mu przez usta – mogłaby teraz żyć, zamiast spoczywać z zimnym grobie.
 – Nie wiedziałem o tym, przysięgam – odpowiedział Damon z trudem pojmując, co się stało. – Elena… wasz syn. Jak to możliwe? Jesteś wampirem, chyba, że Bonnie… – Damon zawahał się i nagle zrozumiał. – Wyszedłeś mnie szukać, zostawiłeś czarownicę samą. To Bonnie ją zabiła. Tak mi przykro.
   Stefan zbladł jeszcze bardziej. Niemal wszystkie jego żyły był czarne, wyschnięte. Krew krzepła w nim, zmieniając go w trupa. Damon nie wiedział czy w ten sposób można zabić wampira, lecz zaczął się poważnie obawiać. Po zniesieniu klątwy o wiele łatwiej było odnaleźć i zabić stwora nocy.
 – Stefan? – szepnął. Z jakiegoś powodu obawiał się podnieść głos.  – Stefan?
   Nikt mu jednak nie odpowiedział. Stefan rozluźnił uścisk. Damon wyprostował się wreszcie i podwinął rękaw ciemnej koszuli. Szepnął coś cicho, a na jego dłoni pojawiło się nacięcie. Szkarłatna krew popłynęła po jego nadgarstku. Damon przyłożył dłoń do ust Stefana, podtykając mu własną krew. Nie wiedział czy to pomoże, istniało prawdopodobieństwo, że krew nefilima jest śmiertelna dla nocnego łowcy, jednak Damon postanowił zaryzykować. Stefan zaczął pić, najpierw powoli, a później coraz zachłanniej. Jego twarz zaczęła przypominać polującego drapieżnika.

4 komentarze:

  1. To niesamowite, że Raphael dostał jeszcze jedną szansę i stał się człowiekiem. Jego metamorfoza przez tyle czasu była chyba najbardziej znacząca. Udawany Damon to naprawdę był cios poniżej pasa. I jeszcze (ponieważ ten prawdziwy też był na plaży), to sceneria była tym wiarygodniejsza, przynajmniej dla mnie. Nie mogę uwierzyć, że cienie zwiodły Estelle i trafiła przez to do piekła. Cała nadzieja w Areannie.
    No tak, braterskie więzi :D Mam nadzieję, że ze Stefanem będzie w porządku.
    A i chciałam podziękować za nominację i przeprosić, że póki co nie zamierzam się w to bawić :( mam natłok obowiązków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Należało mu się. Z resztą różowo na pewno ni będzie :) A powiem, że ktoś jeszcze bardzo się zmieni i właśnie do tekj zmiany dążę od zakończenia części pierwszej.
      Cieszę się, że mi się udało. O to właśnie chodziło, żeby oszukać wszystkich, choć nie sądziłam, że mi się uda po raz drugi ;). Może rzeczywiście zagrałam nie fair, ale dla mnie było to konieczne, by pociągnąć akcję właściwym torem, a Estelle jeszcze wróci. Nie wiem kiedy ale wróci.
      Będzie, jeszcze mi się nie znudził :)
      Nie szkodzi - ja też nie pałałam zbytnią chęcią, więc rozumiem.

      Usuń
  2. Raphael? Był! Estelle? Pojawiła się! Bracia Salvatore? Są! Areanna? Obecna! Caspian? Caspian? Niema... Gdyby tylko on się pojawił... Kurde, stęskniłam się za jego humorami! Mam nadzieję, że wkrótce zaszczyci nas swoją osobą.
    Raphael jako człowiek. Z pewnością będzie się działo. Jestem ciekawa, jak on sobie poradzi jako śmiertelnik. Bez mocy. Praktycznie rzecz biorąc bez niczego. Skazany na samego siebie.
    Kiedy Estelle znalazła się na tej plaży, sądziłam, że dotarła na Ziemię i gdy znalazła Damona ucieszyłam się. Pomyślałam: Nareszcie oboje będą szczęśliwi! I kiedy okazało się, że Damon to nie Damon, tylko cień przeraziłam się. Estelle pewnie pluła sobie w brodę, że dała się nabrać, jednak pewnie i ja na jej miejscu postąpiłabym podobnie.
    W rozmowie Damona i Stefana wyczuwam przełom. Przełom, który zacznie naprawiać ich poszarpane relacje. I później gdy Damon zaryzykował i podał Stefanowi swoją krew, mimo ryzyka - cudne! Oby jednak nic złego się nie stało!
    Weny ;*!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety mam dla ciebie złą wiadomość - napisałam dwa rozdziały do przodu i w żadnym nie ma Caspiana. Teraz staram się iść wątkami, które dość szybko mogą zostać zamknięte lub przyczynić się do rozwoju innych. Na Caspiana jednak już niedługo przyjdzie czas, bo na razie zostawiam Estelle.
      Tak Raphael człowiekiem - tym, czym tak bardzo być nie chciał i się przydził. Ten wątekna razie pozostawię nierozwiązany - może kiedyś jeszcze o nim wspomnę, zobaczymy ;)
      Oj tak Estelle jest bardzo niezadowolona, czego przejawem będzie kolejny rozdział. Tak jednak musiało być - nie ma lekko.
      Oj między bracmi to jeszcze dopiero się zacznie. Mają nie tylko niewyjaśnione sprawy sprzed dwudziestu lat, ale i te jeszcze dawniejsze. W dodatku te ich charakterki - będzie ciężko i okaże się kto sie zmienił i w którą stronę.

      Usuń

Faith dla Zaczarowane Szablony