R
|
raphael miał ciasno związane
ręce. Cienki sznur emanował magią, która raniła jego nadgarstki, jednak w
obliczu czekającej go kary, ten ból wydawał się być tylko delikatnym
swędzeniem. Wzdłuż jego policzka ciągnęła się obficie krwawiąca rana, której
krańce były paskudnie poszarpane. Był to ślad po biczu jednego z aniołów, które
przyleciały tuż za Xavierem. Prawa ręka Raphaela zwisała smętnie, widocznie
została złamana i nikt nie pomyślał o jej nastawieniu. Rękaw szaty na lewej
ręce był zniszczony. Świetlisty bicz zmienił jego ramię w krwistą mieszaninę
mięśni i kości. To tą kończyną feamori zasłaniał się przed ciosami wrogów. Był
to odruch obronny, choć oczywistym było, że nie pomoże w uniknięciu razów. Koło
upadłego anioła zebrała się już dość duża kałuża krwi. Raphael nie przejmował
się nawet rwącym bólem w lewym udzie, które zostało rozcięte do kości. Na jego
twarzy majaczył półprzytomny uśmiech samozadowolenia. Słyszał jak aniołowie
szepczą cicho, zastanawiając się co począć. Był pewien, że Estelle uciekła,
gdyby było inaczej byłaby tu razem z nim. Osiągnął cel, wykonał krok ku
rekompensacie i dla niego nie liczyło się nic więcej. Spróbował ruszyć
skrzydłami, lecz wywołało to dodatkową falę bólu. Podczas tej krótkiej walki
nawet ów niematerialne skrzydła zostały okrutnie poranione anielską magią.
Teraz zwisały smętnie, otulając plecy feamoriego.
Nie przekroczył bramy, nie pozwolono mu. Tylko aniołowie mogą tam wejść – tak powiedziała mu kiedyś Areanna,
jednak ona wcale nie żałowała, że się tam nie znajduje. Świetlista furta
prowadząca do raju pozostawała zamknięta, lśniąc niezmiennym blaskiem.
Raphael nie mógł pojąć jak czyśćcowe
dusze mogą nie zauważać takiej jasności w panujących wszędzie ciemnościach.
Brama uchyliła się wreszcie i pojawił się Xavier. Był wysoki i wspaniały
jak każdy anioł posiadał doskonałe rysy twarzy. Xavier z natury był pogodny i
radosny, jednak ostatnio nawet on nieco przygasł. Teraz jednak znów posyłał
promienny uśmiech, patrząc przed siebie. Ów wyraz nie zniknął nawet gdy jego
spojrzenie padło na feamoriego.
– Podjęliśmy decyzję – powiedział Xavier. –
Znaliśmy cię długo, całe lata. Miałeś stać się jednym z nas, byłeś nefilimem,
synem Ramala. Wiemy, co zrobiłeś, wiemy, że zabiłeś ojca, a mimo to dwadzieścia
lat temu chcieliśmy zaproponować ci białe skrzydła. Została ci tylko jedna,
prosta próba. – Xavier zbliżył się do Raphaela, wyciągając lśniącą dłoń. Gdy
przesunął nią nad zakrwawionym ramieniem Raphaela, rany zagoiły się. – Wybrałeś
piekło, a mimo to jesteś tutaj. Przybyłeś, wiedząc, co może się z tobą stać.
Wiedziałeś, że jeden dobry czyn nie zmaże wielu negatywnych, a mimo to
zaryzykowałeś pustkę.
Raphael milczał, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Wszystko to było
prawdą. Zdradził ich, zdradził, gdy miał wygraną w kieszeni, przestraszył się
Damona Salvatore’a i wszystko zniszczył. Pustki bali się nawet aniołowie.
Mówiono, że nie ma nic gorszego i nie istnieje większa katorga niż przebywanie
w niej. Nikt stamtąd nie wrócił, a
jednak każdy drżał na samą myśl o nicości. Nie
ma tam życia, lecz nie ma i śmierci. Nawet piekło blednie w miejscu, które
przeznaczono na karę dla upadłych. Dobrze ci radzę, Raphaelu, nigdy nie zasłuż
na znalezienie się tam. Nawet Areanna drżała na myśl o tym miejscu, a ona
należała do najpotężniejszych. Mówiono, że pustka oddziela dusze ludzi od dusz
elfów, że to ona gwarantuje równowagę. Raphael w to nie wierzył, a dziś miał
się przekonać jak naprawdę wygląda nicość. Ona
pochłania. Widziałam to – szepnęła mu kiedyś Areanna. – Zanikasz. Wiekami. Sam. Aż pewnego dnia nie zostaje
z ciebie nawet wspomnienie.
– Nie mamy prawa ukarać cię za czyn serca, ale
nagród nie przyznajemy zbrodniarzom – kontynuował Xavier. Jego lecząca dłoń
przesunęła się nad jego poharatane udo. Srebrne włosy anioła przez chwilę
zamigotały tuż przez Raphaelem. – Oddamy ci człowieczeństwo – powiedział
wreszcie anioł, wyprostowawszy się.
Raphael uniósł głowę, spoglądając z niedowierzaniem na Xaviera. On
jednak stanął za nim i zrobił coś, przez co Raphael przestał czuć własne skrzydła.
Zabiłem jednego z was, zdradziłem w
najważniejszym momencie, doprowadziłem do uwolnienia wampirów i wilkołaków.
Mało tego zszedłem do piekła, wróciłem i zabrałem jedną z dusz, pokazując jej
drogę na Ziemię. Powinienem trafić do pustki, powinienem…
– Wstań – władczy głos anioła, wyrwał Raphaela
z zamyślenia. – Odbieram ci skrzydła i wszystkie twoje moce. Znów staniesz się
człowiekiem, wrócisz tam skąd przybyłeś. Niech ludzie zajmą się twoją ręką, a
ta szrama pozostanie z tobą już na zawsze. Będzie ci przypominać kim byłeś i
kim się stałeś.
– Dlaczego? – zdołał wyksztusić Raphael.
– Bo z egoistycznego drania, dążącego po
trupach do władzy stałeś się feamori, który porzucił dumę dla ratowania duszy.
Być Może pewnego dnia dołączysz do nas, tak jak chciał twój ojciec, Ramal.
Kochał cię, nawet jeżeli ty tego nie dostrzegałeś.
Raphael podniósł wzrok, jednak dobrotliwy uśmiech Xaviera rozmył się.
Przez chwilę wirował wokół własnej osi, by wreszcie jego stopy oparły się o
grunt. Mężczyzna rozejrzał się. Otaczały go wysokie budynki jakiegoś miasta,
obcy ludzie, którzy zdążali za swoimi sprawami, szczury, które właśnie uciekały
do śmietnika w obawie przed przybyszem.
– Co się panu stało? – usłyszał tuż przy swoim
uchu.
Ośmioletni chłopiec przyglądał mu się uważnie. Jego przestraszony wzrok
spoczywał na ręce Raphaela. Pucołowata, rumiana twarzyczka ubabrana była w
czekoladzie, jednak chłopiec nie przejął się tym, że baton wypadł mu z rączki i
leżał ubabrany w błocie. Z bezinteresowną troską patrzył na całkowicie obcego
człowieka.
***
C
|
iemność była wszystkim i wszystko
otaczała. Nie było ani jednego jasnego punktu, nie było drogi lub Estelle jej
nie wiedziała. Tylko ten przeklęty mrok. Nie wiedziała jak długo się porusza,
jak długo idzie naprzód, ile jeszcze zostało, ile już przeszła. Tylko czerń,
tylko cień.
Wreszcie po jej lewej zamajaczył jakiś kształt. Estelle miała wrażenie,
że to las, że słyszy śpiew ptaków. Nie skręciła, Raphael powiedział by nie zbaczała z drogi. Nie słuchaj szeptów bez względu na to, kto
będzie mówić. To będą zjawy, postarają się ściągnąć cię w otchłań piekielną
– tak jej mówił, zanim nie uciekła.
– Estelle – usłyszała i odwróciła się.
Po jej prawej stronie stała smukła kobieta o jasnych, niemal białych
włosach. Była młoda i bardzo przypominała samą Estelle. Jej oczy również były
zielone, a rysy dostojne, lecz delikatne. Duże, szczere oczy spoglądały z
matczyną miłością. Barbara zmarła, gdy Estelle była jeszcze malutka, nawet
Millie nie pamiętała jej zbyt dobrze.
– Córeczko, proszę – szeptała kobieta,
wyciągając dłonie do córki.
Estelle zrobiła krok w jej stronę, jednak potem przypomniała sobie słowa
Raphaela. Nie słuchaj szeptów. Uciekła,
zakrywając uszy, by nie słyszeć nawoływania. Pędziła długo, aż zabrakło jej
tchu i nie wiedziała czy nie zbłądziła.
Barbara była jej matką. Była kobietą, która dała jej życie, a potem
poświęciła własne, by ratować ją przed ojcem. Estelle zawsze chciała poznać
matkę, chciała wiedzieć jaka była, chciała móc ją przytulić. Żałowała, że
Barbara zmarła zanim mogła ją poznać.
– Teraz jednak to nie była ona,
to tylko cień, tylko cień – powtarzała cicho, lecz łzy wciąż spływały po jej
policzkach.
Znów zatraciła się w wędrówce.
Nie wiedziała jak wiele zostało jeszcze, jak długo będzie musiała odpychać
ataki cieni. Zjawy przychodziły coraz częściej i coraz namolnej starały się, by
zboczyła z drogi. Estelle widziała już Nathana, Caroline, Tylera, Gabrielle,
Katherine, a nawet Elijah. Wszyscy starali się ją do siebie przekonać, lecz ona
wiedziała, że musi iść dalej. Coś jej mówiło, że ktoś na niż czeka, że tęskni.
– On wcale cię nie opłakiwał – usłyszała szept
dobiegający gdzieś z tyłu. Nie
zatrzymała się.
– Jest teraz ze mną i oboje jesteśmy
szczęśliwi, wiesz? – tym razem dźwięk dobiegał gdzieś z bliska.
– Zapomniał. Tylko ja tkwię w jego umyśle, ty
jesteś marną zabawką. Byłaś potrzebna tylko wtedy, gdy nie miał mnie.
Estelle stanęła. Oddychała ciężko.
– Zraniłam cię? – Elena stała tuż przed nią,
ich twarze dzieliły tylko milimetry. – Wybacz, nie chciałam. Taka jest prawda.
Przekrzywiła delikatnie głowę, przybierając smutny wyraz twarzy. Estelle
miała wrażenie, że z wilgotnych oczu dziewczyny zaraz pociekną łzy. Jej zbolała
mina wyrażała solidarność i współczucie.
– To tylko prawda – jęknęła boleśnie Elena. –
Chciałam, byś wiedziała. Choć tyle jestem ci winna.
Estelle zamknęła oczy, odwróciła się i znów odbiegła. Tym razem nie
potrafiła zatrzymać się dłużej niż kiedykolwiek przedtem. Wiedziała, że jeśli
zrobi to za wcześnie, jeśli nie dotrze do końca i stanie, przegra. Dlatego też
nie zważała na nic. Ból w łydkach, skurcze żołądka, zawroty głowy – dopiero
gdyby zemdlała, stanęłaby.
Wybiegła na piaszczysty brzeg i upadła. Drobinki wbijały się w jej nagie
stopy. Musiała przymknąć powieki, bo blask słońca oślepiał ją. Nie była w
stanie złapać tchu, lecz czuła bryzę. Musiała więc znajdować się nad morzem.
Klęcząc na kolanach, podpierała się dłońmi o piasek, próbując dojść do siebie.
Nagle poczuła, że nie jest tu sama. Nie wiedziała skąd to odczucie, lecz była
pewna, że ktoś tu jest. Nie miała sił, by mierzyć się z kolejnym cieniem, lecz
podniosła głowę i otworzyła oczy.
Rzeczywiście znajdowała się na plaży. Kilka wyrzuconych na brzeg kłód
walało się po wybrzeżu, a muszle wbijały się boleśnie w dłonie. Estelle wstała.
Rozejrzała się w poszukiwaniu tego kogoś, kto tu się znajdował. Nabrała
nadziei, że to już koniec, że wydostała się z matni.
I wtedy zobaczyła go. Siedział okrakiem na jednej z kłód. W jego ręku
tkwiła nieodłączna butelka jakiegoś alkoholu. Czarne włosy okalały niepokorną
twarz. Był zapatrzony gdzieś w dal. Ciemna koszula była częściowo rozpięta,
ukazując część torsu, a bose stopy władczo spoczywały na piasku. Damon
Salvatore nie zmienił się, ilekolwiek czasu by nie upłynęło od jej śmierci, on
wciąż żył w jej pamięci. Trzymał ją przy świadomości oraz zapewniał nadzieję.
– Damon? – zapytała, nie wierząc w to, co
widzi.
Odwrócił się w jej stronę. Jego oczy skrywał cień. Estelle uśmiechnęła
się i pobiegła w jego stronę. Zanurkowała w jego objęciach, tuląc się do niego
i szepcąc cicho słowa tęsknoty. Damon otulił ją swym ramieniem, przygarniając
do piersi. Wystarczało, że jest przy niej, że wreszcie dostała podporę.
Wstał, mówił, że pokaże jej swój dom. Opowiadał o tym, co działo się,
gdy jej nie było. Estelle słuchała, lecz nic do niej nie docierało.
Przepełniała ją radość, gdy tak szła wtulona w niego, rozkoszując się jego
zapachem. Pachniał alkoholem i żywicą.
I wtedy Estelle zdała sobie sprawę z własnej pomyłki. Damon, którego
znała nigdy nie pachniał lasem. Nawet, gdy tam przebywał wyraźniejszy był
zapach jego perfum niż igieł. Wyrwała się z objęć cienia, odskakując od niego.
Dopiero teraz zauważyła, że jego oczy były czarne. Oczy Damona są błękitne. Jak bezchmurne niebo w ciepły, letni dzień.
Wcześniej sądziła, że to tylko cień padł na jego twarz, że to przez światło. On jest cieniem! – zdała sobie sprawę z
przerażeniem.
Istota zaśmiała się. Jego śmiech był jednak skuty lodem, nie było w nim
nic wesołego. Estelle zbladła, nogi ugięły się pod nią, a świat zawirował. Znów
pojawiła się pustka, jednak i ona zniknęła, a jej miejsce zajęła spękana
powierzchnia. Pustynia bez końca z krwawym niebem nad głową. Estelle uderzyła w
glebę ze złością. Zabrakło jej łez, zabrakło sił, pozostała sama. Sama w
piekle.
***
O
|
statnich kilka dni spędzili na
plaży. Stefan nie mógł dojść do siebie. Okazało się, że od dawna się nie żywił i niewiele brakowało, by zabił
kogoś z załogi. Jednak flota, do której należał wpadła w zasadzkę. Areanna
zostawiała ich samych na długie dni, choć z wyczekiwaniem spoglądała gdzieś w
dal – jakby czekała na coś lub kogoś. Zamieszkali w niewielkim domku tuż obok
plaży. To Areanna go znalazła, nie mówiąc nic o jego właścicielach. Jeżeli
takowi istnieli, nie pojawili się.
Domek zbudowano na klifie. Ledwie dziesięć metrów dzieliło budynek od
przepaści i huczących w dole fal wściekłego morza. Dom miał dwie sypialnie,
salon, łazienkę i kuchnię. Był prosty,
niemal pozbawiony urządzeń elektrycznych, co nie miało znaczenia, bo nie było
tam sieci trakcyjnej. Tylko już dawno wyczerpany akumulator świadczył, że ktoś
miał tu kiedyś dostęp do prądu. Jednak większy problem stanowiło znalezienie
pokarmu dla nich. Aniołowie nie musieli żywić się pożywieniem ziemskim, lecz
bez tego znacząco tracili siły. Damon nie mógł już strawić krwi, odkąd stał się
nefilimem. Areanna powiedziała, że żaden kandydat na anioła nie może być
skazany na tak podłe pożywienie, dlatego też każdy nefilim funkcjonuje na tych
samych zasadach, co aniołowie. Jedyną różnicą było szybsze męczenie się. Damon
nie potrafił wytrzymać bez pokarmu całego tygodnia jak Areanna. Gdy przebywali
u Ethel nigdy nie widywał anielicy spożywającej jakikolwiek posiłek, a Ethel
powiedziała mu, że Areanna nie jada nigdy. A mimo to oni potrafili przeżyć na
pomarańczach z pobliskiego sadu, natomiast Stefan… Stefan był wampirem,
potrzebował krwi i na to żadne z nich nic nie mogło poradzić. Damon
zaproponował, by ukraść woreczek ze szpitala, lecz Areanna tylko prychnęła.
– Sądzisz, że to dobre? – zapytała wówczas. –
Myślisz, że w ten sposób nie zabijasz? – popatrzyła na niego uważnie. –
Oszukujesz i jego i siebie. Krew ze szpitali nie jest dla was, jest po to, by
ratować życie. Uważasz, że ludzie gromadzą ją tam, bo jest zbędna? Taka
kradzież to zabójstwo w białych rękawiczkach.
– Więc co mam robić? Pozwolić mu umrzeć?
Wiesz, że jego ciało wysycha, jeszcze trochę a zostanie z niego tylko truchło!
– Znajdź sposób – odpowiedziała. – Muszę
wylecieć jeszcze dzisiaj.
– Co? Chcesz nas teraz zostawić?! Teraz, gdy
cię najbardziej potrzebuję?!
– Nigdy cię nie zostawiłam – warknęła na
niego. Damon po raz pierwszy słyszał jak Areanna podnosi głos. Jej oblicze
przez chwilę pociemniało, lecz szybko się opamiętała. – Obawiam się, że stało
się coś bardzo złego. Muszę sprawdzić czy przeczucie mnie nie myli, a jeśli
nie, przynajmniej spróbować to naprawić. Damon, powiedz mi, czy zawierałeś z
wiedźmami jakikolwiek układ zanim się pojawiłam?
– Ja… – Damon zmarszczył brwi, próbując sobie
przypomnieć. – Jedyne, co mnie tam trzymało to obietnica jej powrotu.
Przysiągłem zapłacić za wszystko, co zrobiłem, byleby wróciła. Ale czarownice
mnie oszukały.
– Nie osądzaj ich pochopnie – Areanna
pokręciła smutno głową. – Nikt nie obiecywał ci, że Estelle stanie jutro u
twego boku. Umowa z Ethel jest wiążąca, choć lepiej, byś nigdy nie wchodził z
nią w układy.
– Czemu? Jest aż tak niebezpieczna?
– Ethel pochodzi od Bennettów. Nie powinieneś
jej lekceważyć.
Wieczorem Damon pozostał sam ze Stefanem. Nie wiedział jak pomóc bratu.
Jedynie wzdęte ciała martwych rozbitków wypływały przy brzegu, jednak ich krew
nie nadawała się już do niczego. Damon mógł jeszcze zaryzykować oddalenie się i
poszukanie jakiegoś zwierzęcia, by nim nakarmić brata. Nie miał jednak złudzeń,
co do tego, że nie na wiele się to zda. Damon obawiał się pozostawić Stefana
samego, bo mógłby stanowić zagrożenie. Ludzie wciąż nie wiedzieli o stworach
nocy i lepiej było, by tak pozostało. Tymczasem Stefan zbyt łatwo wpadał w
amok, gdy pił krew ludzi.
Damon przysiadł obok brata. Stefan leżał na twardym łóżku. Był
przeraźliwie blady, a ciemne żyłki na jego twarzy stawały się coraz bardziej
widoczne. Damon nie dowiedział się jak złamanie klątwy wpłynęło na wampiry.
Wiedział, że wilkołaki stały się groźniejsze niż kiedykolwiek przedtem i po
przemianie były bestiami, prawdziwymi monstrami z legend o długich, ostrych
kłach, szczeciniastym futrze i wściekłym wzroku. Wampirów nie widywał niemal
wcale, a przynajmniej nie tych głodnych. Dotarły do niego tylko pogłoski, że
wygłodniałym wampirom nie udaje się już zachować ludzkiego wyglądu, że one
także przeistaczają się w potwory.
Stefan poruszył się i uchylił oczy. Jego rozbiegane spojrzenie utkwiło w
Damonie. Wyciągnął rękę w jego kierunku i schwycił za koszulę, przyciągając do
siebie. Damon posłusznie nachylił się nad bratem. Był to pierwszy raz od
katastrofy statku, gdy Stefan odzyskał przytomność. Do tej pory jego organizm
starał się zregenerować siły. Najwyraźniej było to wszystko, na co mógł się
zdobić, by ruszyć na ostatnie polowanie.
– Mój syn – wychrypiał Stefan. Damon
zmarszczył brwi, nie wiedząc o czym wampir bredzi. – Caspian, musisz go
odnaleźć. Będą chcieli go zabić, bo tylko tak można zapobiec ponownemu
nałożeniu klątwy.
– Nie wiem o kim mówisz – Damon spróbował
cofnąć się, lecz Stefan trzymał mocno koszulę.
– Elena urodziła dziecko, wołałem cię…
wzywałem, gdy umierała. Czemu… – po policzku Stefana spłynęła kropla. Damon nie
wiedział czy to pot czy łza. – Czemu nie mogłeś mnie usłyszeć mimo blokad
Richarda? Ona mogłaby… – te słowa nie chciały przejść mu przez usta – mogłaby
teraz żyć, zamiast spoczywać z zimnym grobie.
– Nie wiedziałem o tym, przysięgam –
odpowiedział Damon z trudem pojmując, co się stało. – Elena… wasz syn. Jak to
możliwe? Jesteś wampirem, chyba, że Bonnie… – Damon zawahał się i nagle
zrozumiał. – Wyszedłeś mnie szukać, zostawiłeś czarownicę samą. To Bonnie ją
zabiła. Tak mi przykro.
Stefan zbladł jeszcze bardziej. Niemal wszystkie jego żyły był czarne,
wyschnięte. Krew krzepła w nim, zmieniając go w trupa. Damon nie wiedział czy w
ten sposób można zabić wampira, lecz zaczął się poważnie obawiać. Po zniesieniu
klątwy o wiele łatwiej było odnaleźć i zabić stwora nocy.
– Stefan? – szepnął. Z jakiegoś powodu obawiał
się podnieść głos. – Stefan?
Nikt mu jednak nie odpowiedział. Stefan rozluźnił uścisk. Damon
wyprostował się wreszcie i podwinął rękaw ciemnej koszuli. Szepnął coś cicho, a
na jego dłoni pojawiło się nacięcie. Szkarłatna krew popłynęła po jego
nadgarstku. Damon przyłożył dłoń do ust Stefana, podtykając mu własną krew. Nie
wiedział czy to pomoże, istniało prawdopodobieństwo, że krew nefilima jest
śmiertelna dla nocnego łowcy, jednak Damon postanowił zaryzykować. Stefan
zaczął pić, najpierw powoli, a później coraz zachłanniej. Jego twarz zaczęła
przypominać polującego drapieżnika.
To niesamowite, że Raphael dostał jeszcze jedną szansę i stał się człowiekiem. Jego metamorfoza przez tyle czasu była chyba najbardziej znacząca. Udawany Damon to naprawdę był cios poniżej pasa. I jeszcze (ponieważ ten prawdziwy też był na plaży), to sceneria była tym wiarygodniejsza, przynajmniej dla mnie. Nie mogę uwierzyć, że cienie zwiodły Estelle i trafiła przez to do piekła. Cała nadzieja w Areannie.
OdpowiedzUsuńNo tak, braterskie więzi :D Mam nadzieję, że ze Stefanem będzie w porządku.
A i chciałam podziękować za nominację i przeprosić, że póki co nie zamierzam się w to bawić :( mam natłok obowiązków.
Należało mu się. Z resztą różowo na pewno ni będzie :) A powiem, że ktoś jeszcze bardzo się zmieni i właśnie do tekj zmiany dążę od zakończenia części pierwszej.
UsuńCieszę się, że mi się udało. O to właśnie chodziło, żeby oszukać wszystkich, choć nie sądziłam, że mi się uda po raz drugi ;). Może rzeczywiście zagrałam nie fair, ale dla mnie było to konieczne, by pociągnąć akcję właściwym torem, a Estelle jeszcze wróci. Nie wiem kiedy ale wróci.
Będzie, jeszcze mi się nie znudził :)
Nie szkodzi - ja też nie pałałam zbytnią chęcią, więc rozumiem.
Raphael? Był! Estelle? Pojawiła się! Bracia Salvatore? Są! Areanna? Obecna! Caspian? Caspian? Niema... Gdyby tylko on się pojawił... Kurde, stęskniłam się za jego humorami! Mam nadzieję, że wkrótce zaszczyci nas swoją osobą.
OdpowiedzUsuńRaphael jako człowiek. Z pewnością będzie się działo. Jestem ciekawa, jak on sobie poradzi jako śmiertelnik. Bez mocy. Praktycznie rzecz biorąc bez niczego. Skazany na samego siebie.
Kiedy Estelle znalazła się na tej plaży, sądziłam, że dotarła na Ziemię i gdy znalazła Damona ucieszyłam się. Pomyślałam: Nareszcie oboje będą szczęśliwi! I kiedy okazało się, że Damon to nie Damon, tylko cień przeraziłam się. Estelle pewnie pluła sobie w brodę, że dała się nabrać, jednak pewnie i ja na jej miejscu postąpiłabym podobnie.
W rozmowie Damona i Stefana wyczuwam przełom. Przełom, który zacznie naprawiać ich poszarpane relacje. I później gdy Damon zaryzykował i podał Stefanowi swoją krew, mimo ryzyka - cudne! Oby jednak nic złego się nie stało!
Weny ;*!
Niestety mam dla ciebie złą wiadomość - napisałam dwa rozdziały do przodu i w żadnym nie ma Caspiana. Teraz staram się iść wątkami, które dość szybko mogą zostać zamknięte lub przyczynić się do rozwoju innych. Na Caspiana jednak już niedługo przyjdzie czas, bo na razie zostawiam Estelle.
UsuńTak Raphael człowiekiem - tym, czym tak bardzo być nie chciał i się przydził. Ten wątekna razie pozostawię nierozwiązany - może kiedyś jeszcze o nim wspomnę, zobaczymy ;)
Oj tak Estelle jest bardzo niezadowolona, czego przejawem będzie kolejny rozdział. Tak jednak musiało być - nie ma lekko.
Oj między bracmi to jeszcze dopiero się zacznie. Mają nie tylko niewyjaśnione sprawy sprzed dwudziestu lat, ale i te jeszcze dawniejsze. W dodatku te ich charakterki - będzie ciężko i okaże się kto sie zmienił i w którą stronę.