piątek, 8 lutego 2013

9 Światło w tunelu


S
tefan  zachłannie pił krew człowieka, przyciskając jego nadgarstek do ust. Czuł jak jego ciało się regeneruje, jak wracają utracone siły. Nie potrafił się oderwać, zaczął pragnąć więcej i więcej. Nie zwrócił uwagi na to, co mówił mężczyzna pochylony nad nim. Chyba kazał mu przestać, lecz Stefan nie miał takiego zamiaru. Ta krew była jak narkotyk, uskrzydlała, dając niewiarygodne możliwości. Czemu miałby z niej zrezygnować? Spróbowano wyrwać mu pożywienie, lecz Stefan ścisnął mocniej przedramię żywiciela. Nagle poczuł jak coś w niego uderza. Nie było to nic materialnego, tylko energia, która rozwarła jego szczęki i odrzuciła karmiciela od niego. Stefan spojrzał ze złością na jasną postać na progu. Ruszył na nią, wściekle warcząc. Z kącików jego warg spływała czerwona substancja. Rzucił się, jednak kobieta wyciągnęła tylko dłoń, a Stefan uderzył z hukiem o ścianę i upadł na łóżko. Ze złością spojrzał na kobietę, a później na mężczyznę. Z przerażeniem dostrzegł w nim własnego brata.
   Kobieta pochylała się nad Damonem, który potwornie zbladł. Wydawał się być półprzytomny, coś szeptał, gdy nieznajoma spoglądała nerwowo na Stefana. Kobieta przyłożyła dłoń do czoła Damona i wyszeptała kilka słów w nieznanym języku. Stefan nigdy nie widział piękniejszej kobiety. Nawet teraz, choć jej oblicze było gniewne i zatroskane, to wciąż jej uroda porażała. Zdawała się być aniołem, który zstąpił na Ziemię. Potęga i majestat, które z niej biły, onieśmieliły Stefana, jednak nie potrafił nie zbliżyć się choć trochę. Musiał wiedzieć, co z jego bratem.  Choć nie widział Damona przez dwadzieścia lat, teraz bez trudu go rozpoznał. Starszy Salvatore nie zmienił się zbytnio, wydawał się jednak spokojniejszy. Coś w nim pękło, gdy Estelle odeszła. Przez te wszystkie lata był sam, nie miał niczego prócz wspomnień. Ja przynajmniej miałem Caspiana. Miałem cząstkę Eleny. Stefan zauważył coś jeszcze: od Damona biła podobna aura, co od kobiety. Było to znacznie słabsze uczucie, lecz jednak wyczuwalne.
 – Nie powinnam cię była zostawiać z nim sam na sam – wyrzuciła sobie kobieta, pomagając Damonowi wstać.  Wciąż był blady, jednak wydawał się wracać ze stanu otępienia. – Nie sądziłam, że dasz mu własną krew. Liczyłam, że przyniesiesz mu jakieś zwierzę.
 – Nic by to nie dało – odpowiedział Damon. – Był wycieńczony. Poza tym nie chciałem go znów zostawiać.
   Damon spojrzał  na Stefana. Wyglądał na zdziwionego, lecz Stefan nie wiedział, co go tak zaskoczyło. Napaść, czy jego wygląd, a może sama obecność? Wygłodniały wampir może z łatwością stracić nad sobą kontrolę, szczególnie mając za żywiciela potężna istotę – Damon musiał o tym wiedzieć, więc nie w tym tkwił szkopuł. Zrobił kilka kroków w kierunku brata. Chciał go przeprosić, uściskać – dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo za nim tęsknił. Stefan mógł przybyć tu tylko dla syna, by prosić Damona o pomoc w jego ratowaniu, lecz teraz nie potrafił tak o tym myśleć. Nieznajoma kobieta zastąpiła mu jednak drogę. Stefan dopiero teraz mógł przyjrzeć się  jej twarzy. Miała posągowe, idealne rysy twarzy, niczym bogini władczo spoglądała na niego z nad kurtyny długich, złocistych włosów swym przeszywającym, błękitnym spojrzeniem, które zdawało się przewiercać na wylot. Stefan znał ten wzrok. Nie ważył się podejść bliżej, postanowił poczekać. Kobieta stanowiła dla niego zbyt wielkie zagrożenie, a prawdą było, że Stefan bardzo zawinił. Tyle razy obiecywał sobie, że już nigdy więcej nie straci nad sobą kontroli, lecz nigdy nie dotrzymał tej obietnicy.
 – Przestań – powiedział Damon, wysuwając się zza kobiety. – To Stefan, mój brat. Nic mi nie zrobi. Do tej pory nie byłaś zbyt nadopiekuńcza, więc teraz daj sobie spokój.
   Damon bezceremonialnie wyminął nieznajomą, podszedł do Stefana i uściskał go po bratersku. Stefan poczuł krew, która wciąż sączyła się z nadgarstka Damona. Była tak kusząca, czuł jak zęby go świerzbią, by zasmakować jej ponownie.
 – Teraz mam powody do obaw – warknęła kobieta. – Magiczna krew jest jak narkotyk, trzeba ogromnej siły, by się jej oprzeć. Z łatwością mógłby cię wysuszyć do cna. Wampiry zabijają, Stefan zabiłby nawet ciebie.
 – Dość – powiedział Damon, odwracając się do kobiety. – Dopiero, co wrócił. Nie…
   Damon nie dokończył, bo złotowłosa odepchnęła od niego Stefana, który spróbował ponownie ugryźć nefilima. Pokusa okazała się zbyt wielka.
 – Widzisz?! – krzyknęła rozzłoszczona. – Popatrz na niego! – Kipiał w niej gniew, który coś skrywał. – To wampir, zabójca, a w tej chwili nie jest twoim bratem.
   Damon nic nie odpowiedział, nie mógł bronić Stefana, nie po tym, co zrobił. Wszystko, co by powiedział, okazałoby się kłamstwem.
   Nieznana Stefanowi kobieta chwyciła go za ramię i pociągnęła za sobą. Poszedł za nią, choć czuł krew, która go kusiła. Instynkt nakazał mu jednak posłuszeństwo wobec tej istoty.
 – Jestem Areanna – powiedziała. – Nie sądziłam, że przeżyjesz. Możesz znów sprowadzić go nad krawędź, lepiej by było, gdyby cię nie ratował.
   W jej głosie słychać było lód. Stefan szedł za nią, choć nie wiedział dlaczego to robi. Zupełnie jakby był do niej przywiązany. Jedyne, co wiedział to, to że musi za nią podążać, bo stanie się coś złego. Zaprowadziła go na polanę, na której leżał mężczyzna. Stefan intuicyjnie wiedział, że był martwy i to od niedawna.  Jego krew jeszcze nie zdążyła skrzepnąć. Stefan podszedł do niego, chwycił jego kark i zaczął zachłannie chłeptać. Areanna stała i przyglądała się temu z kamienną twarzą.
   Gdy Stefan skończył, popatrzył na nią. Nie znał jej, nie wiedział czemu mu pomaga ani czemu towarzyszy Damonowi. Obawiał się jej marsowego spojrzenia i przeszywających oczu.
 – Panujesz już nad sobą? – zapytała. – Nie pozwolę ci zbliżyć się do niego, jeśli jest choć niewielka szansa, że znów zawładnie tobą twoja natura.
 – Nie jestem pewien – przyznał. Wciąż miał ogromną ochotę na skosztowanie magicznej krwi.
 – Dobrze – odpowiedziała. – Powiem ci, co robić, gdy czujesz, że pragnienie przejmuje nad tobą kontrolę.
   Stefan kiwnął głową. Znów zaczęli gdzieś podążać. Nie zmierzali do żadnego celu.
   Wrócili o świcie następnego dnia. Damon przesiadywał na ławce przed domkiem i wyglądał już od dawna ich powrotu. Wstał, widząc, że się zbliżają. 
 – Nareszcie, zaczynałem się niepokoić – powiedział i spojrzał podejrzliwie na Areannę. – Co tak długo robiliście?
 – Pomogła mi – odpowiedział Stefan. Damon wciąż wyglądał blado.
 – Zostawię was – Areanna uważnie popatrzyła na Stefana. – Ale będę w pobliżu w razie czego. Macie sobie wiele do powiedzenia.
   Areanna odeszła, a Stefan powiódł za nią wzrokiem. Wyczuwał, że wciąż mu nie ufa.
   Damon usiadł ponownie na ławce i poklepał miejsce obok siebie. Stefan podszedł do niego i usiadł. Nie potrafił spojrzeć mu w oczy, nie po tym jak próbował go zabić. W dodatku, gdyby nie Caspian, prawdopodobnie nigdy nie szukałby brata, pielęgnując urazy. Przez te lata Damon był dla niego martwy, zamknął swoje serce dla niego, nie pozwalając sobie na pamiętanie o tym, co było dobre. Wszystko przekreśliła śmierć Eleny. Tamtego dnia stracił również brata, tak przynajmniej sądził, tak zdecydował. Ale nie tylko jego wybory doprowadziły do tej izolacji. Damon mógł się zjawić, mógł przyjść, mógł… To bolało i może to właśnie dlatego, co mogło być zrobione, a nie było, Stefan postanowił odciąć się od brata.
 – Przepraszam – powiedział wreszcie Stefan. Poczuł rękę Damona na ramieniu.
 – Nie masz za co. Powinienem był wrócić, zamiast pogrążać się w żalu. Nic mi to nie dało, a Elena mogłaby wciąż żyć. To ja jestem winien przeprosiny tobie. Wybacz, byłem egoistą.
 – Obaj byliśmy egoistami. Wiesz, zacząłem cię szukać tylko dlatego, że Richard powiedział, iż planuje zabić mojego syna. Czasami wydaje mi się, że… że najlepsza część mnie umarła wraz z nią. Od jej śmierci nic mi się nie udaje.
 – To samo mógłbym powiedzieć o sobie – uśmiechnął się Damon, zdjął dłoń z ramienia Stefana. – Jeżeli tylko mogę, pomogę ci. Jestem ci to winien.
 – Daj spokój – odpowiedział Stefan. – Wychowałem potwora. Choć trudno mi to przyznać, on nie jest wart uratowania.
 – Spójrz na mnie – Stefan niechętnie uniósł wzrok na brata. Damon wskazał na siebie dłońmi. – Ja też nie jestem święty, mam dużo na sumieniu, a jednak staram się. Póki życia, póty nadziei.
 – Czasami mam wrażenie, że tylko wyglądasz jak mój brat, a w rzeczywistości jesteś kimś innym.
 – To ona mnie zmieniła – szepnął Damon, a potem westchnął ciężko. – Nie powinienem tego dłużej roztrząsać. Wróci. Jestem pewien.
   Stefan nic nie powiedział, nie chciał burzyć nadziei brata, bo wiedział ile to dla niego znaczy. Czasami lepiej nie być realistą, czasami lepiej wierzyć, że niemożliwe stanie się możliwym.
 – Pomożemy ci znaleźć Caspiana – stwierdził Damon.
 – Kim ona właściwie jest? – zapytał Stefan, a widząc pytające spojrzenie brata, dopowiedział – Areanna.
 – Jest aniołem i to wcale nie jest przenośnia. Widziałem już kilku wcześniej, zawsze zjawiali się, by przekonać mnie abym stał się jednym z nich. Ale z nią jest inaczej, ona chce mi pomóc.
 – Macie takie same oczy, wiesz? – zapytał Stefan przyglądając się bratu.
   Widział to już w pierwszej chwili, choć nie pojął tego. Teraz jednak był pewien. Oczy Areanny były identyczne jak oczy Damona. Stefan nie wiedział, co to znaczy, ale zaintrygowało go to. Damon jednak spojrzał na brata z rozbawieniem, wybuchając śmiechem.
 – Sądziłem, że jesteś bystrzejszym obserwatorem – powiedział Damon, wciąż rozbawiony. – Te jej oczy są przerażające. Zupełnie jakby prześwietlała cię rentgenem, jakby znała wszystkie twoje myśli. Wciąż nie mogę się do tego przyzwyczaić.
 – A ja widzę je od dzieciństwa i mówię ci…
 – Przestań – Damon machnął rękę, uciszając brata. – To nie ma sensu. Niby dlaczego moje oczy mają przypominać jej? To przypadek albo tylko ci się wydaje.
   Stefan pokręcił głową.
 – Są identyczne, przysięgam. Klaus był twoim ojcem.
 – I co z tego? – zapytał naburmuszony Damon. Wciąż nie mógł wybaczyć pierwotnemu tego, co zrobił. – Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.
 – Zastanawiałeś się kiedyś kim była twoja matka? Musiała być niezwykła, skoro uwiodła Klausa.
 – A może to była po prostu najzwyklejsza przygoda na jedną noc? Może nawet nie wiedział, że istnieję, a dopiero później ktoś mu powiedział przez przypadek? Skąd mam wiedzieć?
   Damon wstał. Widocznie ciążył mu ten temat. Stefan postanowił nie drążyć tej kwestii, choć wiedział, że coś jest na rzeczy. Klaus zrobił wiele, by cię ratować. Był gotów poświęcić Estelle i zaryzykować, że znienawidzisz go do końca życia, bylebyś przetrwał. Nie chce mi się wierzyć, że jesteś efektem jednonocnej przygody. I te oczy oraz to, że jesteś nefilimem. To musi o czymś świadczyć.
 – Czy pamiętasz matkę? – zapytał Stefan, próbując zmienić temat.
 – Matkę? – Damon popatrzył na brata z niezdecydowaniem. – Chodzi ci o kobietę, która mnie urodziła czy o naszą matkę?
 – O Penelopę. Ja nie miałem nawet dwóch lat, gdy umarła.
 – Tak – szepnął Damon, przysiadając ponownie obok brata. – Była wspaniałą matką, nawet ojciec był przy niej lepszy. Szkoda, że zabrała ze sobą wszelką radość Giuseppe’a.
 – Czy ojciec mówił ci kiedyś jak zginęła?
 – Nie – Damon przyjrzał się bratu. –  Byłem tam, pamiętam, że tam byłem. Nic więcej.
 – Gdy ojciec umierał – na twarzy Stefana znów pojawił się wyraz winowajcy –powiedział mi, że zabił ją wampir. Powiedział, że jestem takim samym potworem jak Leonard.
 – Nienawidził wampirów, wiesz o tym. Nie ma co tego roztrząsać. Giuseppe mógł to wymyślić.
 – Nie jestem pewien. Gdy podróżowałem z Katherine – Stefan zignorował pytające spojrzenie brata – przez pewien czas gościliśmy u jej dobrego znajomego. Był wampirem i dziwnym zbiegiem okoliczności nazywał się Leonard. Gdy mu się przedstawiłem bardzo podejrzanie na mnie spojrzał i zapytał skąd jestem. Potem Katherine wyszła gdzieś  z nim i nigdy więcej nie poruszył już tego tematu.
 – Powinniśmy go odnaleźć – zdecydował Damon. – Richard nie znajdzie prędko Caspiana, a my powinniśmy szybko się uwinąć.
   Stefan kiwnął głową, choć nie był pewien czy chce znać prawdę.
***
C
zy gruzy mogą się zawalić? Czy fundament może się rozsypać, a rzeczywistość obrócić w perzynę? Estelle nie chciała znów odpowiadać na to pytanie, bo odpowiedź byłaby zbyt bolesna. Tyle razy już zdarzało jej się znaleźć w sytuacji bez wyjścia, lecz ostatnie lata jej egzystencji udowodniły jak mało znaczy i jak niewielka jest jej moc. Przeliczyła swoje siły, a ilekroć myślała, że gorzej być nie może, odbierano jej nawet te resztki i wreszcie została z niczym – odarta ze wszystkiego tkwiła się w piekle, z którego wyjście było niemal niemożliwe.
   Spoglądała na krwawe niebo nad głową  i tony piasku przed sobą. Wokół niej snuły się cienie – upadłe dusze, które zatraciły się w mroku. Zagubiły drogę i teraz przyszło im zapłacić cenę. Tak jak mnie. Estelle nie zwróciła uwagi na cienie, które ją otoczyły. Nagle wszystko straciło dla niej sens. Bo jak walczyć, gdy nie ma się nadziei? Pusty wzrok spoglądał przed siebie i nie widział nic. Włosy ponuro opadły na blade ramiona. Estelle klęczała pokonana i upodlona. Krótkotrwała radość obróciła się w proch i pozostała jedynie gorycz.
 – Wstań – usłyszała zdecydowany żeński głos.
   Bo co? Zabijesz mnie? Nie dane mi będzie doświadczyć takiej łaski. Pozostanę tu na wieczność, żadna wiedźma nie zaryzykuje wyciągnięcia stąd elfa. Jak na ironię moja potęga obraca się przeciwko mnie. Estelle mogłaby się zaśmiać, lecz nie miała w sobie dość sił, by wykrzesać z siebie choć tyle.
 – Wstawaj, pokrako! – Tym razem to mężczyzna się zniecierpliwił.
   Estelle poczuła jak ktoś uderzył ją w twarz. Upadła twarzą w drapiący, jasny piach. Nie podniosła się. Czuła jak coś spływa z kącika jej ust, jednak nie przejęła się tym. Odczuwała pustkę, tak przerażającą i obezwładniającą jak nigdy wcześniej.
 – Przestań – warknął inny męski głos. – Czasami nie wiem jak to możliwe, że jesteś moim bratem.
– Też się nad tym zastanawiam… – mruknął ktoś w odpowiedzi.
   Estelle poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Była ciepła i pociągnęła ją w górę. Estelle stanęła na własnych nogach, choć nie miała zamiaru nic robić. Potrzebowała czasu, by przeboleć kolejny upadek, swą kolejną porażkę.
 – Dość użalania się nad sobą, piękna – jakiś wesoły głos odezwał się tuż przy jej uchu. Nie zareagowała. – Hmm. Może z nią jest coś nie tak? Ja wiem, jest uszkodzona?
 – Przestań Aaron. – Kobieta musiała pacnąć mężczyznę, bo tamten jęknął. – Wiesz, czasami mam wrażenie, że to ty masz coś nie tak z głową. Nie widzisz kim ona jest?
 – Kolejną nędzną duszą? – zapytał Rex.
 – Jesteście ślepi, obaj – warknęła kobieta. – To półelfka, nie powinna się tu znaleźć. Zauważ skąd tu trafiła i zacznij myśleć, obaj zacznijcie.
   Estelle poczuła, że ktoś się zbliża. Potem dłoń wylądowała na jej czole i znów miała wrażenie, że sprawdzają czy wszystko z nią dobrze. Moja dusza krwawi, jak mogłoby być dobrze?!
 – Mała, nie zamartwiaj się. Piekło to nie najgorsze, co mogło cię spotkać. To tylko miejsce, a do każdego miejsca można się przyzwyczaić.
   Estelle spojrzała na nią ze złością. Była rozgoryczona, zła i przybita. Mówiono jej, że mogło być gorzej, lecz Estelle nie wiedziała co jeszcze można było jej odebrać. Nie miała ochoty pamiętać, a jedynym, co można robić w piekle jest rozpamiętywanie. Jeśli się zapomni, utraci się własne jestestwo. Nikt nie był w stanie się na to zgodzić, lecz w akcie desperacji przyjmuje się każde lekarstwo. Nawet to destrukcyjne.
 – Powiesz mi wreszcie jak się nazywasz czy sama mam cię nazwać? – zapytała kobieta.
 – Caro, nie wiem czy to dobry pomysł – wtrącił się mężczyzna, który pomógł Estelle. – Ona nie jest aniołem, nie jest też ludzką duszą. Jest zarówno kimś więcej jak i kimś mniej. Zatraci siebie, jeśli jej pomożemy.
 – Niekoniecznie. Istnieje szansa – Cara zawahała się. – Zresztą, co za różnica? Dajmy temu spokój, niech sama zdecyduje. A więc jak będzie, nieznajoma? – zwróciła się do Estelle. – Zostajesz czy idziesz z nami?
   Nie odpowiedziała. Rex i Aaron sprzeczali się w oddali, Stuart spojrzał na nich, puścił Estelle i odszedł. Zawołał jeszcze tylko Carę, lecz ona z jakiegoś powodu nie mogła opuścić Estelle. Może to dlatego, że obie były kobietami i potrzebowały siebie? Może to niedawna wizyta na Ziemi uczyniła ją słabą? Nieważne.  Cara odeszła, a Estelle podążyła za nią jak cień. Czemu? Bo Cara o  nią walczyła, to wystarczyło.

6 komentarzy:

  1. Och, uwielbiam Areannę <3 Ona jest jedną z tych postaci, która zrobi wszystko co w jej mocy, żeby ci pomóc (jeśli jesteś tego wart) albo porządnie da popalić. Podoba mi się to odnawianie braterskiej więzi i poszukiwanie Caspiana. Cieszę się, że Damon pomoże.
    I liczę na to, że pociągniesz ten wątek z biologiczną matką Damona. Stefan jest naprawdę spostrzegawczy i wcale się nie myli. Ciekawe jak zareagowałby Damon. Bo to jest w końcu powodem, dlaczego Areanna tak się o niego troszczy i chce pomóc. To w końcu jej dziecko.
    Zastanawiam się, czy byłaby w stanie pomóc też Estelle. Serce mi się łamie na myśl, że musi tam być i nie widzi żadnej nadziei. Zasłużyła na swoje szczęście. Powinna wrócić. Miała szansę, wiem, ale nawet ja dałam się nabrać, że fałszywy Damon jest prawdziwy. To w końcu wszystko, czego pragnęła, jak mogła nie dać się zwieść?
    weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz całkowitą rację co do Areanny i nie myli cię przeczucie, że kiedyś do tego wrócę - ale jeszcze nie teraz :). Na razie są jeszcze sprawy z przeszłości, które trzeba rozwiązać szybciej, bo później może nie być na to czasu - właśnie ta braterska więź i jej rzeczywisty charakter.
      Areanna jest jedną z najpotężniejszych anielic, ale sama niewiele może zdziałać. Tu potrzeba czegoś więcej - tej motywacji ze strony Estelle (którą ona ma, czy raczej miała) oraz uporządkowanie klątwy przez czarownice lub jakiegoś elfa. I znów masz rację: Areanna postara się ratować sytuację :D.
      Dzięki :) i nawzajem.

      Usuń
  2. Zaskakujące, jak szybko Stefan zauważył podobieństwo Areanny i Damona i posklejał fakty (o ile można to tak nazwać). Może ta rozmowa sprawi, że Damon zacznie myśleć i domyśli się, jaka jest prawda.
    Po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, jak musiała czuć się Areanna, gdy musiała zostawić Damona. Ten ból i smutek. Nie miała możliwości usłyszenia jak jej syn mówi po raz pierwszy ,,mama" , czy ,,kocham cię". Nie mogła być przy nim, dać mu swojej matczyną miłość... Boże! Teraz nie dziwię się jej, że najpierw chce zdobyć jego zaufanie, zanim Damon pozna prawdę.
    Podziwiam ją. Za jej wytrzymałość. Gdybym ja była na jej miejscu i nie miałabym możliwość kontaktu ze swoim dzieckiem przez jakieś 200 lat (o ile dobrze wykalkulowałam), to z pewność, przy pierwszym spotkaniu, od razu przytuliłabym Damona i nie chciałabym go puścić.
    Wracając do rozdziału, to ucieszyłam się, kiedy Damon zdecydowałam się pomóc Stefanowi i nie spisał Caspiana na straty.
    Dobrze, że ktoś zainteresował się Estelle. Wyczuwam nową przyjaźń i nowych mentorów w powietrzu. Przyda się to jej. Szczególnie teraz, gdy straciła niemal wszystko.
    Mam nadzieję, że szybko doczekam się kolejnego rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy zaskakujące? Może. Ale czasami jest tak, że innym łatwiej dostrzec rzeczy, które dotyczac nas samych i Stefan właśnie jest taką osobą. Oj rozmowa nie wystarczy, Damon nie uwierzy w to tak łatwo.
      Oj tak miała ciężko. Chyba nie czytałaś części pierwszej, ale tam były takie rozdziały z przeszłosci z Areanną i tą właśnie decyzją - to ona postanowiła w ten sposób ratować Damona przed przepowiednią (do której kiedyś wrócę). Masz rację, Areanna jest bardzo silną osobą rónież psychicznie. Tak, dobrze kalkulujesz :).
      Z tą przyjaźnią to bym się nie rozpędzała. To był ostatni rozdział przez długa rozłaką z Estelle. Gdy wrócę do niej, bedzie już inna. A te istoty w piekle to ci samo feamori z rozdziału pierwszego :D. Ale tak, dla Estelle liczy się każdy, kto może dać jej oparcie.
      Kolejny to ja mam już od dawna napisany i w sumie mogłabym go dodać za tydzień - tylko nie wiem czy się wyrobię później :).
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Czytałam pierwszą cześć, lecz aktualnie pamiętam tylko fragment, w którym to Areanna informuje Elijaha ( nie wiem, czy tak należy odmieniać to imię) o tym ,ze jest w ciąży. Pamiętam również, że była szczęśliwa z tego powodu.
      Mam nadzieję, że przemiana Estelle nie wróży nic złego (jeśli nie chcesz, to nie musisz mówić).
      Również pozdrawiam ;).

      Usuń
    3. A to przepraszam - po prostu kojarzysz mi się z częścią drugą :) Miałam na myśli rozdział 11:tajemnica Salvatore'ów cz.2 - tam jest o wyborze. Ale tak pamietasz również dobry fragment, tylko późniejszy :D.
      Pozwolisz, że zachowam milczenie w tej sprawie, bo zależy od punktu siedzenia (widzenia). W każdym razie jest to jeszcze przyszłość odległa i nienapisana :).

      Usuń

Faith dla Zaczarowane Szablony