M
|
illie zawsze była uparta, a gdy
szczególnie jej na czymś zależało, nie sposób było odwieść jej od zrealizowania
raz obranego celu. Jej matka zmarła wcześnie, a wiele osób podejrzewało jej
ojca o związek ze śmiercią żony, a to głównie ze względu na ich szybki wyjazd z
miasta. Potem w ich życiu pojawiła się Barbara, która traktowała ją i Isaaca
jak własne dzieci. Tylko, że nawet ona odeszła, lecz wcześniej zdążyła zabrać
ich z dala od Victora. Gdy znaleźli się w domu dziecka, to Estelle zawsze była
przy niej, to ona walczyła o starszą siostrę i się nią opiekowała. Isaac zawsze
miał innych znajomych, zawsze przebywał gdzieś z boku, aż wreszcie pewnego dnia
po prostu zniknął. Krótko po jego ucieczce zjawił się Victor we własnej osobie
i, ku zdziwieniu Millie, nie odbiegał wcale od zdjęcia, pozostawionego przez
Barbarę. Zupełnie jakby czas się dla
niego zatrzymał. Później dowiedziała się o pakcie jaki udało mu się zawrzeć
z wiedźmą Ethel. Victor obiecał, że będzie zabijał wampiry, a w zamian otrzymał
dar nieśmiertelności, jednak był jeden warunek: by rzeczywiście żyć wiecznie
musiał zabić dziecko z przynajmniej połową elfiej krwi, bo tylko śmierć takiej istoty z jego ręki mogła
przypieczętować zaklęcie. Miałam pięć
lat, gdy zjawił się w domu dziecka, a Estelle ledwie trzy.Przyszedł tylko po
to, by zabić własne dziecko. Jednak Barbara go oszukała. Zanim zginęła,
powiedziała, że dała mu syna, nie córkę. Victor chciał zabić więc Isaaca i
później to jego tropił. Jak mogła więc winić brata za nienawiść do Estelle.
To przez macierzyńską miłość własny ojciec chciał go zabić. Ale Barbara zadbała o nasze bezpieczeństwo. Otoczyła sierociniec
potężnymi zaklęciami i tylko dzięki temu nie udało mu się ich odnaleźć tamtego
dnia. Ale o tym Isaac wolał zapomnieć…
Zdążyła już się spakować i była gotowa do
odjazdu. Miała dość błagania brata o pomoc, jeżeli nie chciał, to nie. Znajdzie
inny sposób, by dotrzeć do legendarnego Philipa. Jako elf, tylko on może mi pomóc sprowadzić ją z powrotem. Zasunęła
swój podróżny plecak i po cichu skierowała się w kierunku salonu i wyjścia.
Obskurny hotel, w jakim zatrzymał się Isaac, nie miał w sobie nic
przyciągającego, jednak i tak nie miała
gdzie nocować, więc zdecydowała zostać.
Salon nie był jednak pusty. Na kanapie siedział nie kto inny jak jej
brat. W jego ręku tkwiła brudna szklanka z jakimś alkoholem, a on sam nie
wyglądał najlepiej. Miał podkrążone oczy, jego koszula była mocno wygnieciona i
przybrudzona, a spodnie rozdarte w kilku miejscach. W dodatku na prawym boku
widać było zakrzepłą krew i głębokie rozdarcie.
– Co się stało? – zapytała, choć nie
interesowała jej odpowiedź. Choć był jej rodzonym bratem, to zawsze dzieliła
ich bariera, której nie potrafili nigdy przeforsować.
– Nawet nie udajesz, że cię to obchodzi – stwierdził
ponuro. Prychnęła. – Masz rację, zasłużyłem sobie, ale to nic nie zmienia.
Wyszliśmy w nocy. Rachel, Sara i Eva to dhampiry, muszą polować raz na jakiś
czas, a ja chodzę z nimi, by nad nimi zapanować w razie kłopotów. Spotkaliśmy
go.
Nie musiał nic dodawać, wiedziała o kim mówił. Po zdjęciu klątwy
wilkołaki i wampiry mogły chodzić za dnia i wtedy polować, lecz z jakiegoś
powodu nikt nie ważył się tego robić. A
może tak było wygodniej, bo wtedy polowanie na zwierzynę było zabawniejsze?
Rytuał zmienił coś jeszcze. Wilkołaki teraz mogły żyć całymi latami, nie
starzejąc się. Millie była tego przykładem, bo od śmierci Estelle jej ciało nie
zmieniło się wcale, choć minęło już dwadzieścia lat. W dodatku siła i odporność
mrocznych łowców znacząco wzrosła, a słyszała, że dhampiry mogą znacznie
efektywniej praktykować magię. Był jednak ktoś, kogo wszyscy się bali, czyje
imię wymawiali z trwogą.
– Victor – szepnęła i mimowolnie zrobiła krok
w tył, a z jej ramienia spadł plecak.
Victor Furgon siał postrach wśród
wszystkich stworów nocy. Zdjęcie klątwy spowodowało zwielokrotnienie jego mocy.
Mówili, że teraz jest w stanie władać magią, która zabija wampira, wilkołaka
czy hybrydę w kilka sekund. Jego trucizny, produkowane na bazie krwi, stawały
się wyrokiem śmierci dla każdego, kogo trafiały. Gdy komuś udało się go zranić,
ciało regenerowało się tak szybko, że nie sposób było go zabić. Tak
przynajmniej mówiono, lecz nikt nie przeżył spotkania z nim. Ciekawe tylko skąd te pogłoski?
– Jak…? – zapytała, wpatrując się w niego
niedowierzająco.
– Tym razem wyruszyłem tylko z Sarą. Zawsze
biorę tylko jedną z grupy. Gdy się pożywiała, zjawił się on. W jego ręku lśnił
sztylet. Wystarczyło jedno cięcie, by odciął Sarze głowę. Uciekłem, lecz zdążył
rzucić we mnie nożem. – Wskazał na rozdartą koszulę, a potem na leżący na
stole, zakrwawiony oręż. – Mam dość ucieczki, może jeśli ona wróci, pomoże
Philipowi go pokonać lub sam jej powrót go zabije.
– Jak to możliwe, że Victor w ogóle żyje?
Powinien był umrzeć w dniu ofiary.
– Zasady zaklęcia uległy zmianie – powiedział
stojący dotąd w cieniu mężczyzna.
Millie nie zauważyła go wcześniej, zupełnie
jakby go tutaj nie było. Był to wysoki, smukły mężczyzna o wysokim czole,
pogodnym wyrazie twarzy i charakterystycznych srebrnych włosach, choć nie mógł
mieć więcej niż czterdzieści lat. Millie słyszała, że tylko aniołowie mogli
skryć się przed wzrokiem mrocznym stworzeń. Koło niego stał drugi mężczyzna.
Ten jednak nie wydawał sie tak dostojny jak pierwszy. Był wychudzony, a pod
oczami miał cienie jakby nie spał przez wiele nocy. A jednak, choć ubranie
wisiało na nim jak na wieszaku, to z jego wąskich pleców wyrastała para
eterycznych, szarych skrzydeł. Był nefilimem, jednak musiał być bardzo
osłabiony, skoro nie potrafił ukryć swej natury.
– Gdy Estelle popełniła samobójstwo, by
ratować tego mężczyznę, doszło do dezaktywowania formuły zaklęcia. W splotach
magii ważne jest dopracowanie szczegółów, a tak potężna wiedźma jak Ethel
powinna było o tym pamiętać. Teraz jednak
jedyne co możemy zrobić, to czekać aż dziewczyna wreszcie wybierze
drogę. Tak długo jak pozostaje na rozdrożu, Victor będzie trwał w agonii, która
potęguje jego moc i zwiększa wytrzymałość ciała. Musicie udać się do ostatniego
elfa czystej krwi i nakłonić go do zapanowania nad bestią.
Anioł podszedł do Isaaca, wyciągnął nad nim
dłoń, która rozbłysła na chwilę, a potem rana w jego boku się zabliźniła. Następnie wyprostował się i spojrzał na
nefilima, który wciąż kulił się pod ścianą.
– Nie macie czasu. Musisz doprowadzić się do
porządku, Luis – jego ostry ton zdziwił Millie. – Nie zawsze będę na zawołanie,
by posprzątać twój bałagan. Śpieszcie się, on nadchodzi – powiedział, patrząc Millie
prosto w oczy, a potem nagle zniknął w blasku.
Millie spojrzała na brata zdziwiona.
Słyszała o aniołach, lecz nigdy żadnego nie spotkała. W dodatku dawał jej
rozkazy, podczas gdy miała własne problemy. Chwyciła ramię plecaka, zarzuciła
na plecy i zwróciła się do brata:
– Nie wiem kto to był i co sobie wyobraża, ale
ja zmywam się stąd tak czy siak. Jeśli chcesz mi pomóc, to radzę ci się
pośpieszyć.
– To Xavier, opiekun Luisa – odpowiedziała jej
Ruth, która weszła do pokoju, ciągnąc za sobą zapłakaną Rachel. – Wierz mi,
lepiej go słuchać.
– Skoro jest jego opiekunem – wskazała na
wciąż kulącego się nefilima – to czemu zostawił go rannego i czemu wygląda
jakby przeszedł dwa razy cięższą drogę niż wy?
– To
nie pierwszy raz, gdy spotykamy Victora – odpowiedziała jej drobniutka
Eva, ciągnąc za sobą dwa wielkie plecaki. Jeden rzuciła w kierunku Luisa, a
drugi podała Isaacowi. – Miesiąc temu,
złapał mnie na polowaniu, ale zjawił się Luis i mnie uratował. Tylko że Victor
zdążył go ranić zatrutym sztyletem, a Luis nie potrafi tego wyleczyć. Xavier
stwierdził, że to go nie zabije, więc sam musi sobie z tym poradzić. – Pomogła
wstać Isaacowi. – Czas już na nas.
– To ty go wezwałaś – stwierdził Isaac.
– Pewnie, że tak. Nie rozumiem czemu miałabym
tego nie robić. Byłeś ranny, a doskonale wiemy do czego prowadzą choćby
skaleczenia zadane przez Victora.
– Dasz radę schować skrzydła, czy muszę ci
znów pomóc? – zapytała Ruth, spoglądając na Luisa.
– Jeżeli możesz? – szepnął nefilim.
Czarownica podeszła do niego, złapała za
dłonie, przymknęła oczy i wypowiedziała cicho formułę zaklęcia. Skrzydła
zblakły, zamigotały, a po chwili całkowicie zniknęły. Ruth odsunęła się od
mężczyzny. Nadszedł czas, by wyruszyć, a Millie uśmiechnęła się w duchu.
Jakkolwiek tragiczna mogła być dla nich ta noc, to dzięki niej, przybliżyła się
do celu. Wytrzymaj jeszcze tylko
troszeczkę, siostrzyczko. Dumna z siebie, zatrzasnęła za sobą drzwi i udała
się za resztą.
K
|
***
atherine
znalazła kolejne miejsce, gdzie musiał być jej syn. Choć minęło tak wiele lat,
nie zapomniała. Jako kobieta zawsze wspominała dziecko, które utraciła zaraz po
narodzeniu, lecz jako wampir chciała wymazać ten obraz. Wampiryzm czynił
wszystko trudniejszym, komplikował i tak trudne relacje, a przeszłość czynił
boleśniejszą niż gdy była jeszcze człowiekiem. Wiedziała, że Stefan jej nie
kocha i nie pokocha. Mieli swój czas, a ona wykorzystała go do łgarstw i go
opuściła. Wiedziała wtedy, że ryzykuje, jednak wolała żyć niż spędzić ze
Stefanem resztę swych dni. Których zbyt
wiele by mi nie zostało, jeżeli bym pozostała w Mystic Falls podczas nagonki na
wampiry. Nie żałowała, Katherine Pierce nie żałowała niczego z wyjątkiem
pewnej bardzo dawnej sprawy.
Gdy odnalazła Leonarda, liczyła, że jej
pomoże, że będzie coś wiedział. Pomyliła się. Leonardo żył w swojej włoskiej
willi spokojnie przez ostatnie pięćdziesiąt lat i nie interesowały go kłopoty
innych. Nawet gdy byli razem, nie interesowało go wiele poza nim samym. Byli
siebie warci, jednak nie potrafili się dogadać, więc ich romans szybko się
zakończył. Ta koścista Ursula nie jest
dla mnie godną następczynią. Nie rozumiem jak mogłam zadawać się z facetem o
tak słabym guście.
Szli jedną z licznych turystycznych dróg we
Francji. Katherine udało się wydusić od Leonarda tylko tyle, że William jest z
Philipem i powinna bardzo uważać. Jakbym
potrzebowała jego rad. Prychnęła pod nosem,
kopiąc kamień. Usłyszała jak Stefan pyta ją czy coś zauważyła, jednak
zbyła to milczeniem. Mężczyźni są tak
niepoprawnymi romantykami. Gdy się zakochują, muszą potem cierpieć. Stefan
powinien był się już nauczyć, że bezpieczniej nie darzyć kobiet z rodu
Petrovych uczuciem.
Odnalezienie Philipa nie stanowiło
problemu, jeśli już raz dotarło się do jego zamczyska. Wielka budowla,
chroniona setką zaklęć, stanowiła dla niego wspaniałą samotnię. Wykrycie zamku
bez niczyjej pomocy graniczyło z cudem. Katherine znalazła go, bo Philip
chciał, by tam trafiła. Wtedy był jej ciekaw, tak przynajmniej sądziła. W
rzeczywistości chciał tylko informacji o Mystic Falls i mieszkańcach miasteczka.
Katherine powiedziała mu wszystko jak na spowiedzi, nie zauważając jak się nią
bawi. Była kusicielką, to ona bawiła się mężczyznami i ich porzucała, nie
odwrotnie. Philip władał tak potężną magią, że nie sposób było odmówić mu
czegokolwiek. Teraz była świadoma, że gdyby kazał jej wyjść na słońce bez
pierścienia, zrobiłaby to bez chwili wahania. Tylko dzięki Aileen udało jej się
uciec. Ciekawe czy wciąż tam jest? –
zadała sobie w myślach pytanie.
Katherine wyciągnęła elegancki medalion z
zagłębienia między piersiami i otworzyła go. Nad złotym okuciem zalśniła błękitna
iskierka, która zaszeleściła cicho, wyleciała wysoko w powietrze, a potem
skierowała się na zachód.
– Pośpiesz się, bo jeśli stracimy ją z oczy,
nie uda nam się go odnaleźć!
Stefan przemieszczał się za nią w wampirzym
tempie, lecz i tak miał spore trudności z dogonieniem jej. Gdy zaczął tracić
siły, Katherine nagle się zatrzymała i wpatrywała w coś. Podszedł do niej, a w
tej samej chwili iskierka rozproszyła się w krótkim zielonym rozbłysku. Gdy
stanął przy wampirzycy zrozumiał czemu sie zatrzymała. Przed nimi stał wielki
zamek o wysokich blankach i wielu basztach. Jego chropowate mury zdobiły
gargulce o powykrzywianych ciałach. Mech porastał stronę północną tak, że
wydawało się iż była całkowicie pożarta przez zielonego potwora. Wielka brama
wyglądała na zatrzaśniętą, a most zwodzony był wysoko podniesiony.
– Jak zamierzasz się tam dostać? – zapytał.
– Jest tylko jeden sposób, by wejść do tego
zamku – odpowiedziała. – Jego władca
musi wyrazić zgodę na nasze przybycie.
Katherine ruszyła pewnym krokiem w kierunku
twierdzy, jednak Stefan nie zrobił ani kroku do przodu. Zdziwiona wampirzyca
odwróciła się, spoglądając na niego zdziwiona.
– Nie rób scen i rusz się – warknęła,
przystając.
– Naprawdę sądzisz, że wejdę do tego
zamczyska, nic nie wiedząc na temat tego, co tam znajdę? Po co w ogóle tam
zmierzaliśmy i kogo poszukiwaliśmy przez cały ten czas.
Katherine westchnęła ciężko. Spojrzała na zamek, a potem na Stefana. Od samego początku wiedziałam, że przyjdzie
taki dzień iż będę zmuszona mu powiedzieć. Czyżbym łudziła się, że nie wytrzyma
za mną tak długo, by tu dotrzeć?
– W tym zamku jest ktoś, kto może pomóc ci
zwrócić brata – powiedziała wymijająco.
– Damon jest dla mnie martwy. Mów, co przede
mną ukrywasz.
– Mojego syna – odpowiedziała, a widząc
niedowierzający wzrok Stefana, dodała – zabrano mi go tuż po urodzeniu, a wiele
lat później dowiedziałam się, że ktoś przemienił go w wampira. Mówiłam ci, że
mam po co żyć. – Dopiero teraz na jej twarzy odbił się ciężar wampirzych lat. –
A Philip naprawdę może sprowadzić Estelle. Jest elfem. Jestem pewna, że gdyby
wróciła, moglibyście wszystko sobie wyjaśnić. Nigdy nie chciałam cię zranić,
Stefan.
Salvatore jednak nic nie odpowiedział.
Ruszył w stronę zamku, a w jego oczach po raz pierwszy od wielu lat pojawił się
blask, który zniknął po śmierci ukochanej Eleny.
***
N
|
ieraz zostawał
postawiony w sytuacji bez wyjścia, lecz wciąż żył, nieustannie wymykał się
śmierci. Czasami pytał siebie po co właściwe egzystuje, bo trudno było to
nazwać inaczej. Wielu mówiło, że należy iść dalej, pozostawić bolesną
przeszłość za sobą i gnać naprzeciw nowym wydarzeniom. Gdyby tylko było to tak łatwe… Zawsze, gdy ktoś odchodzi, pozostaje
pustka, którą niezwykle trudno zapełnić. Na przestrzeni stuleci, nic nie uległo
zmianie w tej kwestii, więc czemu kolejnym pokoleniom tak trudno jest się
pogodzić ze śmiercią? Jako istoty rozumne, posiadające sumienie i pamięć, nie
potrafimy wymazać wspomnień. Trwamy więc na przekór wszystkim i wszystkiemu,
niby jakiś ponury żart, w którym czasami zjawia się iskierka światła.
Niewielki domek na obrzeżach Rzymu wydawał
się bardzo skromny po opuszczeniu centrum miasta pełnego przepychu. Był to
dwupiętrowy budynek, porośnięty ze wschodniej strony przez gęsty bluszcz. O
tym, że kiedyś przed domem znajdował się ogród, świadczyła jedynie plątanina
roślin, z której przebijały wielobarwne pąki.
Po prawej stronie wąskiej, ozdobionej
gładkimi kamieniami dróżki rosło wielkie pomarańczowe drzewo. Na jednym z jego
potężnych konarów zawieszona była huśtawka, na której siedziała dziewczynka.
Dziecko nie mogło mieć więcej niż pięć lat, a jej radosny śmiech było słychać
już z daleka. W pewnej odległości od huśtawki stała smukła, opalona brunetka,
której zadaniem miało być pilnowanie dziecka. Dziewczynka wznosiła się coraz
wyżej, rączkami niemal dotykając wysoko zawieszonych, soczystych owoców.
Damon Salvatore przypomniał sobie krótkie
chwile dzieciństwa, czasy gdy jego matka żyła. Wtedy także mógł cieszyć się beztroską,
wtedy wszystko było tak proste. Ja także
miałem takie drzewo, na którym mogłem latać. Uśmiechnął się, spoglądając w
stroną dziewczynki. Stefan nigdy nie mógł
się tak cieszyć, ojciec nie chciał go zabierać w tamto miejsce, a ja nie miałem
dość sił, by mógł wznieść się tak wysoko, jak gdy robiła to mama. Ale potem
szybko uświadomił sobie, że kobieta, która go wychowała wcale nie była jego
biologiczną matką. Całe moje życie to
jedno wielkie kłamstwo.
Ethel zaprowadziła go do tego miejsca już
kilka dni temu i do tej pory nie chciała powiedzieć ani słowa. Jedyne, co udało
mu się z niej wydusić to stwierdzenie, że zanim mu coś powie, musi być pewna,
że istnieje nadzieja. Damon nie pytał na co. Myśli o dobru swych dzieci i wnuków, a ja stanowię dla nich zagrożenie.
Jak mógłbym ją za to winić?
– Pokaż mi je znów! – rozkazujący głos
chłopczyka o kruczych włosach, wyrwał Damona z zamyślenia.
Joel Bennet, najmłodszy z rodziny był
niezwykle natarczywym dzieckiem. Wbiegał tam, gdzie go nie proszono,
przyprawiając matkę o ból głowy. Z kolei jego ojciec, Lucius, wściekał się
zawsze gdy widział chłopczyka w pobliżu Salvatore’a. Jak ja nienawidzę takich małych potworków. Plączą się pod nogami i nie
dają pomyśleć. Nie przyszedłem tu, żeby spełniać życzenia tego dzieciaka!
Jednak przed skarceniem ochroniła chłopca
jego matka. Clare podeszła do synka, złapała za rączkę i bezceremonialnie
pociągnęła w stronę kuzynki i swojej młodszej siostry, Laury. Zawsze tak
reagowała na niego. Zupełnie jakby się
bała, że naprawdę coś zrobię temu bachorowi .
– Kobiety – mruknął pod nosem i zobaczył, jak
niebo przecina świetlisty cień. Czyżby
wreszcie sobie o mnie przypomnieli?
Kto do nas wrócił? :D
OdpowiedzUsuńNareszcie, już myślałam, że dałaś sobie spokój. Napiszę tylko tyle, że jestem tym zachwycona i od razu widzę, że zaczynasz rozkręcać akcję :D
Oby tak dalej i życzę dużo, dużo weny na nowe rozdziały.
Wrócił, wrócił... tylko nie wiem na jak długo.
UsuńCieszę się, że ci się podoba i postaram się żeby tak pozostało, choćnie mam żadnych zapasów :D
Nie dziękuję, żeby nie zapeszyć i postaram się przeczytać twoje opowiadanie (a raczej nadrobić), bo widzę, że masz przerwę, co daje mi jakieś nikłe szanse na przeczytanie chyba z 10 rozdziałów.