U
|
cieczka nie leżała w jego
naturze. Był przecież mrocznym łowcą, dla którego polowanie było zabawą, a
ostatnio także jedyną radością. Jednak czasami łatwiej jest odsunąć stawienie
czoła problemom, niż zrobić to, co należy. Nie zależało mu na niczym, co mogli
mu zaofiarować aniołowie, bo pragnął tylko jednego, a tego jednego życzenia nie
mogli lub nie chcieli spełnić. Wiedział, co oznacza ten rozbłysk, był na to
przygotowany przez ostatnie pięć lat, bo właśnie tyle minęło od ostatniej próby
„nawrócenia” go. Lecz ja nie chcę, tego
co mi ofiarują. Gotowi są dać mi wszystko prócz wolności. I jej.
Spoglądał więc w spokoju jak materializuje
się przed nim humanoidalna postać. Światło, jakie towarzyszyło kobiecie było
jaśniejsze niż te poprzednie, co świadczyło o tym iż ma do czynienia z
potężniejszą anielicą. Nie zdziwiło go to specjalnie. Czyżby aniołowie chcieli posłużyć się nieczystymi sposobami?
Rozbawiła go ta myśl, więc przez chwilę uśmiechnął się nieco krzywo.
Przybrana w biel kobieta wreszcie przybrała ludzkie kształty.
Świetliste, wręcz oślepiające skrzydła zniknęły. Ubrana była w białą, zwiewną
sukienkę ledwie sięgającą za kolano. Była bardzo wysoka jak na kobietę, co
potęgowało wrażenie jej majestatyczności. Wzdłuż smukłych pleców opadały pukle
jasnych, falujących włosów. Gdy ich spojrzenia skrzyżowały się, przez chwilę
miał wrażenie, że skądś zna te oczy. Były niezwykle jasne, błękitne niczym
bezchmurne niebo, przeszywające na wskroś.
– Witaj, Damonie Salvatore – powiedziała swym
cichym, melodyjnym głosem.
Damon zmarszczył czoło. Czego ode mnie chcą, że przysyłają kogoś
takiego jak ona? Jest starsza i silniejsza niż jakikolwiek inny anioł, jakiego
widziałem. Nawet w ludzkiej postaci bije z niej anielska poświata. I to jej
stęsknione spojrzenie. Jakby mnie znała. Jakby odzyskała, lecz to niemożliwe.
Nie wiem kim jest ta kobieta.
– Wiem po co tu jesteś i zapewniam, że nie
chcę stać się jednym z was – odpowiedział hardo, unikając jej wzroku. Miał
wrażenie, że patrząc na niego, widzi jego duszę. – Nie interesuje mnie walka z kimkolwiek.
Mówiłem wam już, czego chcę. Wystarczy, że ją sprowadzicie, a zrobię wszystko,
czego chcecie.
Kobieta uśmiechnęła się smutno, jakby właśnie wspominała coś, co
zdarzyło się wieki temu. Jednak w jej spojrzeniu była dziwna nostalgia, coś co
znów kazało mu przypuszczać, że ma to ścisły związek z jego osobą. A może to tylko dlatego, że tak uparcie się
we mnie wpatruje?
– Uważaj, bo mogłabym wziąć tę obietnicę za
wiążącą. Jesteś za młody, by wiedzieć, co mi oferujesz.
– Mówiłem poważnie, wróćcie Estelle życie, a
wstąpię w wasze szeregi i wykonam każdy rozkaz bez szemrania.
– Więc jedyne, czego pragniesz to, to by
wróciła? Popraw mnie jeśli się mylę.
– Tylko tego chcę.
– Mogłabym pomóc jej wrócić – uśmiechnęła się,
widząc jego niedowierzanie. – Naprawdę, mogłabym, wierz mi. Problem w tym, że
nie tak ma to wyglądać, a ty musisz podjąć tę decyzję bezwarunkowo. Jeżeli
zostałbyś jednym z nas, nigdy nie mógłbyś być z nią. Pozostałoby ci tylko
spoglądanie na to jak układa sobie życie z kimś innym, na jej powolne
starzenie, a w końcu śmierć. A to tylko w najlepszym wypadku. Zastanawiałeś się
kiedyś czy nie lepiej jest jej tam, gdzie jest w tej chwili? Może wcale nie
chce wracać?
Damon nic nie odpowiedział. Prawda była taka, że nigdy nie brał takiej
możliwości pod uwagę. Założył, że Estelle będzie chciała powrócić. Gdy tylko
dowiedział się, że to możliwe, nie szczędził wysiłków. Jak mogłaby nie chcieć
wrócić?! Od początku wydawało mu się to oczywiste. Estelle popełniła samobójstwo – przemknęło mu przez myśl. Zrobiła to, by mnie ratować. Chciała dobrze
i gdyby istniała inna możliwość, zrobiłaby wszystko, by rozegrać to inaczej. Uparł
się, by myśleć iż wszystko, co zdarzyło się przez ten krótki czas, gdy byli
razem, było prawdą. Czasami jednak nadchodziły chwile zwątpienia i wtedy
zastanawiał się, czy nie było to tylko kłamstwem jak jego wcześniejsze związki.
Jednak z jakiegoś powodu nie był w stanie wątpić w Estelle. Może tak było
łatwiej, a może zwyczajnie nie poradziłby sobie z tą zdradą? Sam nie wiedział i
wiedzieć nie chciał. Mogli mu zarzucać, że za Katherine też uganiał się ponad
wiek, lecz tamto uczucie było inne. Estelle i wiara w nią były wszystkim, co mu
pozostało.
– Chce – odparł butnie, patrząc prosto w te
jasne oczy. – Jestem pewien, że nie zapomniała, że szuka sposobu. Nigdy by się
nie poddała, nie ona.
– To dziwne, bo kiedyś już to zrobiła –
powiedziała, myśląc o rytuale. – Koniec
z tym jednak. Postaram się pomóc tobie, nawet jeśli tego nie chcesz.
– Pomóc…?
– Tak. Czas być odnalazł siebie. Już zbyt
długo przebywasz w niebycie.
Damon skrzywił się. Nie to chciał usłyszeć. Odwrócił się od niej, bo nie
miał ochoty dłużej przebywać w jej towarzystwie. Ten jej matczyny wzrok i
irytujące sugestie wyprowadziły go z równowagi. Nawet ten dzieciak nie irytował mnie tak jak ona, a myślałem, że jest w
tym prawdziwym mistrzem.
– Mów mi Areanna – powiedziała anielica, lecz
Damon nie odwrócił się nawet.
Kobieta spoglądała jak oddala się od niej.
Westchnęła, zamknęła na moment oczy, a potem przysiadła na ławce, na której
wcześniej siedział Salvatore. Miejsce wciąż było ciepłe. Dotknęła go, delikatnie wodząc palcami po
drewnie.
***
E
|
stelle wciąż pozostawała między
światami, choć dla niej było to istne piekło. Były takie dni, gdy żałowała
swojej decyzji. Wielokrotnie analizowała swoje wybory z przeszłości. Gdyby
zaryzykowała, może wciąż by żyła. Jednak tamtego dnia była pewna swego powrotu.
Wiedziała, że elfowie mogą wrócić, że nawet unicestwieni potrafią odrodzić się
niczym feniks z popiołów. Barbara, jej matka, nie wróciła, lecz Estelle
sądziła, że ma większe szanse. Z tego, co udało jej się wyczytać z Księgi Istot,
dowiedziała się iż aby powrócić potrzebne jest przemożne pragnienie, które
zaślepia wszystko i nie pozwala zaznać spokoju. Coraz częściej zastanawiała się
czy gdzieś nie popełniła błędu, czy może coś niepoprawnie odczytała. Jedynym,
co przychodziło jej do głowy było kłamstwo. Zawierzając życie potędze miłości
wiedziała, że warunkiem jest obustronne uczucie. Skoro tak długo próbuję, a mimo to kolejne próby spełzają na niczym
może mnie okłamał, wykorzystał, rzucił jak starą szmatę? Takie myśli coraz
częściej ją nawiedzały, a ona nie mogła im się oprzeć.
Wylot anioła tak potężnego jak Areanna mógł
oznaczać tylko jedno. Miała zająć się nefilimem. Zawsze, gdy aniołowie wracali
sami, co było równoważne z porażką, Estelle cieszyła się. Wówczas wiedziała, że
się nie poddał, że czeka tam na nią. Jednak jej odlot coś zmienił. Aniołowie wiedzą, czego pragną ich
podopieczni. Ale ona nawet się nie odwróciła. Po prostu odleciała, a
niemożliwym jest, by mnie nie usłyszała. Jest anielicą, do cholery! Zaczęła
się więc zastanawiać, czy aby dobrze interpretowała to, co się działo. Z czasem
dochodziła do wniosku, że Damon nie chce zostać aniołem i jest to jedyny powód.
Jaka ja byłam głupia, myśląc, że zależy
mu na mnie! Byłam zabawką, a teraz muszę ponieść karę za łatwowierność. A
myślałam, że go znam, że widzę kim jest. A potem przypominała sobie jego
spojrzenie, w którym nie zobaczyła nigdy kłamstwa.
***
R
|
aphael podźwignął się z podłoża.
Zimno nie dawało wytchnienia nawet na chwilę. Jak irracjonalne mogło być więc
powszechne wyobrażenie o piekle spowitym w płomienie! Głowa pulsowała mu bólem,
na ramionach widać było zakrzepłą krew, która sączyła się z na wpół urwanych
ramion. Upadły anioł zebrał resztki swoich sił, a tkanki zaczęły się zrastać.
Skrzywił się, czując niewyobrażalny ból. Przez chwilę zdawało mu się, że widzi
znajomą twarz, lecz cierpienie odebrało mu świadomość. Ponownie odpłyną ku ciemności, kojącej
wszelkie rany.
Zbudził się w miejscu, gdzie stracił przytomność. Wszystko zamieniło się
w słoną pustynię, która nie miała kresu. Krwawe niebo zlewało się z
ciemnopomarańczowym piaskiem. Raphael zastanowił się czemu ziemia ma tak
nietypowy kolor, a potem uświadomił sobie, że wszystko jest zbrukane krwią. Zerwał
się natychmiast i poczuł przeszywającą falę, oblewającą niedawno zrośnięte
mięśnie i tkanki. Wzdrygnął się, spoglądając na paskudne blizny. Jestem aniołem, jak to możliwe, że nie mogę
się uleczyć? A potem roześmiał się. Nie
jestem aniołem. Byłem nim bardzo dawno temu. Śmiech zamarł na jego ustach
szybciej, niż tam zawitał. W jego sytuacji nie było nic zabawnego.
Wiele lat temu mógł rozdawać karty, mógł liczyć się w pojedynku o
miejsce w zaszczytnym szeregu aniołów. Wtedy traktowano go z szacunkiem, uczono
i powoli przygotowywano jego niepokorną duszę do podjęcia służby dla innych. Ale
odrzucił to wszystko. Uważał, że nikt się z nim nie liczy, że jakiś ledwo
odkryty nefilim może zająć jego miejsce ze względu na pochodzenie. Stuart
powiedział mu bardzo jasno, że rytuał był ostatnią próbą do otrzymania białych
skrzydeł. To było jednak pierwszego dnia pobytu, a wtedy nie przejmował się
tym, liczył… Na co? Na pogłaskanie po
główce i bajkowy koniec żył długo i szczęśliwie? Każdy marzy o szczęśliwym
zakończeniu i Raphael nie był wyjątkiem, jednak zapomniał, że radosne
zakończenia przydarzają się tylko dobrym charakterom i tylko w bajkach.
Rozejrzał się wokół, poszukując swojej
grupy. Piekielne pojedynki różniły się od tych toczonych na powierzchni. Tam
walczono na śmierć i życie, a tu… tu nie można było zginąć, bo to zbyt wielka
łaska. W piekle starano się zadać jak najboleśniejsze rany, a im szybciej się
to zrozumiało, tym szybciej można było pogodzić się z tym i stawić czoła
przeciwnikom. Feamori nie mieli przewodnika. Żyli poza kręgami świata i tylko w
najbardziej niezwykłych wypadkach dostawali ziemskie zadania, z których wielu
nie wracało. Lepsze unicestwienie, niż
to. Ludzie są tak niewyobrażalnie głupi. Ciągle narzekają jak to źle im się
żyje. Nie doceniają tego, co posiadają póki tego nie stracą. Zaprawdę
niepoprawne istoty. W pobliżu nie widział już żadnego innego demona.
Najwyraźniej został odrzucony z miejsca walki.
Piekło tworzyło jedną, wielką całość, jednak nie było duże. Według
Raphaela kurczyło się z dnia na dzień, co powodowało rozżeganie konfliktów
między frakcjami. Jednak walki z
oponentami były tylko częścią jego życia. Pogoda, która potrafiła być
bardziej kapryśna niż kobieta w ciąży przyprawiłaby niejednego meteorologa o
zawrót głowy. Ze skuwającego wszystko lodu i mrozu sięgającego minus stu
tysiąca stopni, świat potrafił nagle diametralnie się zmienić. Lody topniały,
wszystko zalewała woda, a potem parowała niewiarygodnie szybko, by przeistoczyć
się w słoną pustynię. Sól w ranie, czy
można sprawić, byśmy bardziej cierpieli za sprawą samej natury? Wszystkie
te przemiany zamykały się niekiedy w kilku godzinach, a przynajmniej tak
zdawało się Raphaelowi, bo niemożliwym było mierzenie czasu w tym zapomnianym
miejscu. Zresztą noc czy dzień nie trwały tu tyle, ile na Ziemi. Czasami było
to kilka sekund, a czasami lat na jedną porę dnia. Życie tu było niemożliwe,
dlatego ta jałowa ziemia nie wydawała plonów. A wszystko inne, co tu się znajduje, nie jest żywe.
Miliardy ludzkich dusz krążyły jedne obok drugich, nie znajdując
ukojenia ani wytchnienia. Wieczne cierpienie uczyniło z nich potwory o
poszarzałej skórze ciasno przylegającej do kości, łamliwych włosach i pustych
oczach. Snuli się, poszukując bliskich, pieniędzy, władzy, chorej miłości,
uzależnień, żądz, czy złudzeń o większym dobru. Nigdy nie znaleźli celu, bo w
piekle go nie było. Myśleli, że są już o krok, a potem wszystko się rozpływało.
Nienasycone cienie, bardziej przypominające stado wygłodniałych wilków wlokły
się niewidzialnymi drogami, nie dostrzegając upadłych aniołów.
Raphael ruszył przed siebie. Ponownie
ciążenie było niewiarygodnie potężne, bo nie mógł się nawet wznieść. Skazany na
powolną wędrówkę wśród pogardzanych ludzi, czuł się bardzo nieswojo. Jeden z
cieni spojrzał nagle na niego, jakby rzeczywiście go dostrzegał. Większość z
dusz miało zapadnięte, puste oczodoły, jednak nie ten. Ciemne, brązowe tęczówki
spoglądały na niego z niezwykłym zaangażowaniem i nakazem jednocześnie.
– Zrobisz coś dla mnie? – zapytała kobieta, a
jej głos zdawał sie dobiegać z daleka.
– Czego chcesz… – ledwie powstrzymał się przed
dodaniem plugawa duszo.
– Potrzebuję kogoś, kto pomoże mi sprowadzić
przyjaciółkę z bardzo daleka – powiedziała. – Mógłbyś się wyrwać, wrócić na
Ziemię. Może udałoby ci się odkupić winy?
– Kim jesteś?
Dusza wyglądała jak wszystkie inne z wyjątkiem tych niezwykłych oczu. W
jej spojrzeniu kryła się mądrość setek lat, a mimo to były niezwykle ciepłe,
niemal matczyne. Słyszał, że najpotężniejsi elficcy magowie potrafili
przejmować kontrolę nad piekielnymi duszami. Czyżbyś była jedną z tych niezwykłych istot? Sądziłem, że Estelle była
ostatnia.
– To nie ma znaczenia. Mój czas się kończy.
Śpiesz się. Czy zawrócisz ku światłu?
– A jeśli mi się nie uda? Wrócę tu?
– Nie mogę przebywać tu w nieskończoność.
Odpowiedz szybko, bo twoja szansa przepadnie na zawsze.
Oczy kobiety zaczęły mętnieć, kolor
tęczówek zblakł. Powoli spuściła spojrzenie w ziemię. Odchodzi! Ta myśl przeraziła go nagle. Zauważył, że traci jedyną
szansę na wyrwanie się stąd.
– Zgadzam się! – krzyknął.
Kobieta nic nie odpowiedziała, więc złapał
ją za ramiona, lecz jej wzrok znów był pusty.
– Zgadzam się – jęknął już ciszej.
Miał wrażenie, że to koniec, że ostatnia
szansa na wyrwanie się z matni przepadła. Poczuł szarpnięcie, odwrócił się i
zobaczył Carę. Jej prawe ucho było otoczone zaschniętą krwią, tak jak usta i
nos, który sama sobie nastawiła. Ubranie stanowiło kilka strzępów, a smętnie
zwierzające się skrzydło musiało być wciąż złamane.
– Widziałeś Stuarta? – zapytała.
Raphael chciał odpowiedzieć, jednak poczuł
świerzbienie w okolicy serca. Cara krzyknęła, lecz nie puściła jego dłoni.
Raphael spojrzał na swoją klatkę piersiową i zobaczył jak blask rozrasta się,
pochłaniając połacie jego ciała. Ucieszył się, po raz pierwszy od wielu lat
uśmiechnął się szczerze i wybuchnął radosnym śmiechem. Cara spróbowała go
puścić, jednak Raphael chwycił mocno jej rękę, nie pozwalając się jej wyrwać .
Snop światła rozświetlił piekielne otchłanie w oślepiającym rozbłysku.
***
Z
|
awód boli najbardziej, gdy pewni
jesteśmy sukcesu. Gdyby Katherine Pierce brała pod uwagę ryzyko poniesienia
porażki, inne byłby jej reakcje, gdy ta już się jej przytrafiała. Jednak ona od
zawsze była przekonana o własnym intelekcie, błyskotliwości, a także wyjątkowej
predyspozycji do wymanewrowywania w pole swych oponentów. Teraz jednak stała w
pustych korytarzach ogromnego zamczyska. W środku nic się nie zmieniło,
wszystko pozostało takim jakie zapamiętała z ostatniej wizyty. Gdy zobaczyła
podniesioną bramę, nie spodziewała się tego, co zastała. Wszystko wyglądało tak
jakby ktoś mieszkał tu jeszcze kilka godzin temu. Katherine wciąż czuła dym
papierosowy, choć zauważyła jedynie kilka niedopałków rzuconych niedbale na
stół. Na żadnym z mebli nie osiadł kurz, co byłoby dziwne gdyby nie świadomość
o mieszkańcach tej posiadłości. Wielkie, zdobne korytarze, tlące się kaganki,
buchające żarem kominki – wszystko to jednoznacznie wskazywało, że zamek jest
zamieszkany. Jednak żadnych domowników nie było. Stanęła w drzwiach dawnego
gabinetu Philipa. Jeżeli tu nic nie
znajdę, to cała ta podróż poszła na darmo.
– Katherine! – Stefan najwyraźniej postanowił
znów pytać ją o coś, jednak Katherine nie miała ochoty na odpowiadanie.
Na zdobionym biurku, wciąż stała czarna
świeca, która płonęła od kiedy Katherine sięgała pamięcią. Wampirzyca podeszła
do mebla i przerzuciła kilka papierów starannie ułożonych w równe kupki. Przeklęty Philip i to jego elfickie pismo! Rozzłościwszy
się zrzuciła zapiski elfa. Przez chwilę stała, próbując uspokoić oddech, aż
wreszcie zobaczyła niewielką karteczkę przyczepioną do drzwi. Pochyłym, zdobnym
pismem było na niej wykaligrafowane jej imię.
Katherine zdjęła arkusik, otworzyła go i
przeczytała kilka zdań napisanych tym samym pismem co adresat.
„Zawsze lubiłem niespodzianki,
lecz ty niesiesz ze sobą tylko kłopoty. Zrozumiesz chyba, jeśli odmówię ci
wizyty? Czasy stały się zaiste bardzo mroczne, skoro gospodarz musi opuszczać
własną rezydencję.
William nie wyraził chęci
pozostania. Chyba ma ci za złe twoją dotychczasową ignorancję. Życzy ci jednak
dobrze i nalega, byś przestała go śledzić.
Jeżeli uda ci się spotkać
Richarda, pozdrów go ode mnie. Nie chciałbym żeby ojciec zapomniał, że ma dwóch
synów.”
Liścik wypadł z dłoni kobiety. Stefan mnie wzywał, krzyczał – dotarło
do niej. Usłyszała kroki na korytarzu, zbliżały się nieubłaganie, a to miejsce
można było opuścić tylko drzwiami. Magia starożytnego elfa była tu zbyt
potężna. Katherine uniosła wysoko głowę i spojrzała prosto w oczy
nadchodzącemu.
– Katherine Pierce. Jesteś ostatnią osobą,
jakiej się tu spodziewałem.
Richard obdarzył ją niechętnym spojrzeniem.
Cudowny blog i rozdział. Strasznie spodobało mi się pierwsze spotkanie Damona Areanny. Jestem niezmiernie ciekawa, kiedy Damon dowie się prawdy.
OdpowiedzUsuńMam takie małe pytanie. Skoro Klaus był elfem i był ojcem Damona, to czy Damon nie powinien mieć elfich cech?
To zależy co rozumiesz pod pojęciem elfie cechy. W dodatku trzeba pamiętać, że Damon urodził się, gdy klątwa była w mocy, a jej głównym zadaniem było poskromić tę niebezpieczniejszą (elficką) naturę Klausa i to przekleństwo stłumiło też pewne cechy u Damona.
UsuńCieszę się, że ci się podobało :)
Pozdrawiam.
Najbardziej intryguje mnie sprawa z magią. Ostatnio zaczęłam się zastanawiać, czy Damon może korzystać z magii. Tak myślę i myślę i nie mogę nic wywnioskować.
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się również, czy mogę liczyć na pojawienie się Williama orz Caspiana i, nie ukrywając, byłabym wdzięczna za jakieś wskazówki :).
A gdybyś miała strzelać, to w co byś strzeliła? - pytam z ciekawości. I tak ci odpowiem: może, ale nie na takich zasadach jak cała reszta korzystajaca z magii (dhampiry, czarownice, aniołowie, feamori czy elfy). On nie jest w stanie wykorzystać całego potencjału, bo wciąż jest "pomiędzy".
UsuńZobaczysz obu, na pewno. Co do Caspiana plany wciąz mi się zmieniają, a Willy... cóż do niego jeszcze się nie zabrałam :)Ciekawe, że pytasz akurat o nich dwóch, bo obaj są bardzo niechętnie nastawieni do rodziców. A Caspian na pewno nie będzie aniołkiem ;)
Oni wydali mi się do sobie podobni, więc dlatego o nich zapytałam. A jeśli chodzi o nie bycie aniołkiem przez Caspiana, to strasznie się cieszę. Nie zniosłabym, gdyby był taki świętoszkowaty jak Stefan. Po pierwszym opisie obstawiam, że będzie podobny do Damona - oczywiście pod względnym charakterku.
UsuńJa tam bardziej bym sięobawiała czegoś ala Elena, bo tego to ja bym chyba nie ścierpiała. Serio, nie dałabym rady z nią dłużej i tylko dlatego zginęła - zwyczajnie odechciewało mi się pisać.
UsuńMasz rację:)
Musisz mi wybaczyć, ale najbardziej wciągnął mnie fragment z Damonem i Areanną. Chyba dlatego, że to jego matka, a on tak naprawdę nie zdaje sobie z tego sprawy. I to zwątpienie Damona i Estelle rozdziera mi serce. Lubiłam Raphaela, mimo że był trochę irytujący, więc ciekawi mnie jego wątek. Chyba już dawno nikt tak nie urządził Katherine. Prawdziwy pech ;/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Ale ja nie mam czego ci wybaczać, bo też ten fragment lubię - najlepiej mi się go pisało.
UsuńCo do Raphaela mam już konkretne plany, powinien stać się znośniejszy (wiem, że wkurza, ale taki miał być).
Pozdrawiam :)