W
|
szystko
podlega przeobrażeniom, ciągle gdzieś podąża, ulega nieustannym reorganizacjom.
Jednak są istoty, które nie potrafią zaakceptować tych zmian, które trwają w
swych postawach i poglądach. Richard należał do takich, dość nielicznych,
wypadków. Zawsze cenił sobie władzę i to, co sobą reprezentowała, czyli
prestiż, przywództwo i bezpieczeństwo. Przynajmniej tak było jego zdaniem. Gdy
po świecie chodziły jeszcze dawne, potężne elfy powoli i niestrudzenie wspinał
się po szczeblach drabiny społecznej. Nigdy nie był porywczy jak Thomas, jego
brat. Ułożony, pracowity, uprzejmy, a w
dodatku bliski przyjaciel księcia – czy można chcieć więcej? Można by pomyśleć,
że nie, lecz apetyt rośnie w miarę jedzenia, a marzenia Richarda ewoluowały.
Coraz częściej łapał się na tym, że chciałby zostać księciem, a nie tylko się z
nim przyjaźnić, a później doszedł do wniosku, że to niemożliwe. Dlatego też
postanowił zagrać w dość ryzykowną grę i obalić ówczesnego króla. Było to
niezwykle niebezpieczne, szczególnie, że Thomas wmieszał się w tę rozgrywkę, a
na nim nie można było polegać. W dodatku miał na karku przeklęte badania
Klausa, na których prowadzenie nie miał ochoty. Słyszał jak niektórzy elfowie
szeptali za plecami księcia o zdradzie, potwornościach, niegodziwości, nawet o
eksperymentach na istotach żywych. Gdyby wtedy powiedzieć, że byli szaleńcami,
pewnie wielu przytaknęłoby im. Młodość
sama w sobie jest jednym wielkim szaleństwem. Ostatecznie, gdyby nie te
eksperymenty, prawdopodobnie już dawno byłbym martwy. Nawet elfowie nie żyją
wiecznie. Błękitny lud, jak często ich nazywali, od zawsze był niezwykle
długowieczny, a ich ciała nieśmiertelne. Jednak nie była to nieśmiertelność
materialna, lecz duchowa. Każdy elf mógł umrzeć, mogła zabić go ciężka choroba,
rany, czy żal, jednak zawsze istniała możliwość powrotu. Nikłe
prawdopodobieństwo to było za mało dla ambicji Richarda. Liczył, że badania
Klausa mogą odkryć drogę ku nieśmiertelności, ale wtedy myślał raczej o
wiekuistej chwale, a nie o wiecznym życiu. Winien
jestem mu podziękowania, sam nigdy bym nie nakłonił tej dziewczyny do samobójstwa.
Wilkołaczy jad jest zaiste wspaniałą bronią! Czasami wystarczy kropla zanurzona
w butelce Burbona i odpowiednio zaczarowana, a zegar wciąż tyka: tik-tak,
tik-tak, tik-tak… „Dlatego lepiej nie wyjawiać światu na kim ci zależy, bo
wtedy staje się to twoją słabością.” – tak powiedział mu Klaus podczas
jednego z treningów, gdy starali się pokonać go we dwóch z Thomasem. Przegrali,
bo Richard chciał uchronić brata przed wyjątkowo potężnym ciosem.
Wszystko to należało jednak już do odległej
przeszłości. Thomas zginął, Lydia była martwa, nawet Klaus poległ. Wszyscy ci
potężni, pradawni elfowie odeszli, a on pozostał, choć nigdy nie należał do
potężniejszych magów. Jego własny syn mógłby go pokonać, lecz nie miał tej
świadomości, a Richard pilnował, by tak pozostało. Jego potęgą był rozum i
spryt. Czasami zastanawiał się czy Klaus
nie zapragnie wrócić, czy nie uda mu się to po raz wtóry. Wciąż pamiętał dzień,
w którym niemal go pokonał. Łzy anielicy, która kuliła się przy jego martwym
ciele, blask jej skrzydeł, wściekłość w błękitnych oczach. Tamtego dnia myślał,
że zginie, lecz zjawił się Elijah, zabrał ciało, a ona podążyła za nim jak
cień. Była jego słabym punktem. Pokochał
ją wbrew własnym radom. Lecz gdy przyszło do ostatecznego szturmu
wilkołaków, Klaus stanął wśród innych wampirów. Sama jego obecność wzbudzała
tak wielki strach, że pokonanie jego armii stało się niezwykle proste.
Richard potrząsnął głową, biorąc do ręki
kolejny papier. Wszystko, co Philip spisał zatarło się przed jego wzrokiem, gdy
tylko wszedł. Wiedział, że nie będzie mógł niczego znaleźć. Wychował syna na
podejrzliwego i mściwego potwora, którym sam był. Katherine narobiła tu tylko
niepotrzebnego bałaganu. Oczywiście jednak musiała dać wyraz swojej frustracji.
Ta wampirzyca zawsze niezwykle go fascynowała i irytowała jednocześnie. Miała w
sobie coś, co sprawiało iż trudno było przejść obok niej obojętnie, lecz to
przywiązanie do braci Salvatore, odpychało go od niej.
– Sprawdziliśmy cały zamek. Ani śladu żywej
duszy.
Wysoki, ciemnoskóry wilkołak stanął w
drzwiach, by zawiadomić swego przywódcę o przebiegu inspekcji. Hugh był
niezwykle lojalny, choć miał swoje lata. Gdy zdjęto klątwę przekroczył już
pięćdziesiątkę, więc białe włosy mocno kontrastowały z czarną skórą i równie
ciemnymi oczyma.
– Dziękuję ci. Musiałem się upewnić, choć
spodziewałem się takiego wyniku.
Hugh kiwnął głową i wyszedł z pokoju. Nigdy
nie mówił więcej niż było to konieczne. Był wysokim, milczącym olbrzymem o
jednym oku, przez co często nazywano go Cyklopem. Gdy kiedyś Richard zapytał
go, gdzie stracił oko, Hugh nie odpowiedział. Na jego twarzy pojawił się tylko
potworny uśmiech.
Richard rozejrzał się jeszcze raz po
pokoju, jednak nie zauważył nic podejrzanego. Philip zawsze umiał zacierać za sobą ślady, lecz nigdy nie był
uciekinierem. Cokolwiek knuł jego
starszy syn, Richard obawiał się go. Gdyby odkrył jego sojusz, wszystko, co
osiągnął, obróciłoby się wniwecz.
Na parterze zakuci w łańcuchy czekali już
Stefan i Katherine. Oboje mięli nietęgie miny. Richard odniósł wrażenie, że
Katherine odnalazła się już w sytuacji. Gdy koło niej przechodził, wstała i
zbliżyła się do niego. Musnęła jego dłoń swoją i niewinnie popatrzyła na niego.
Zignorował jej zaczepki. Natomiast Salvatore wydawał się być na wszystko
obojętnym. Zupełnie jakby nie miał nic do stracenia. Richard słyszał, że
kilkanaście lat temu zmarła jego partnerka, lecz nie mógł pojąć dlaczego aż tak
się tym zadręcza.
Spojrzał w kierunku Diany. Siedziała na
sofie, pijąc wino ze smukłego kieliszka. Od kiedy pamiętał uwielbiała się
delektować bukietami. Pochodziła ze sfory Hugh, była od niego młodsza o kilka
lat, lecz miała w sobie coś niepokojącego. Jakaś choroba trawiła jej duszę. Nie
miała za grosz zaufania do jakiegokolwiek mężczyzny, a gdy tylko była mowa o
spotkaniu z łowcą, znajdowała jakiś pretekst, by gdzieś zniknąć. Diana kryła
więcej sekretów niż Katherine Pierce, lecz nie zamierzała wyjawić żadnego z
nich.
– Zatrzymamy się tu – powiedział. – Philip
zrobił z tego miejsca prawdziwą twierdzę, więc uważam, że marnotrawstwem byłoby
nie wykorzystanie jego pracy.
– Czy wezwałeś Luciusa, Isaaca i Jules? –
zwrócił się do siedzącego na szerokim parapecie mężczyzny.
Słońce padało na jego jasne włosy, które
mieniły się w promieniach słońca. Nie wyglądał na wysokiego, czy dobrze
zbudowanego, lecz jego wiecznie roześmiane oczy czyniły go z pozoru niezwykle
przyjaznym. Po ojcu zyskał tylko piwne oczy, które lekko skrzyły się złocistymi
refleksami. W bardzo niewielkim stopniu odziedziczył talent magiczny, lecz,
przebywając ze swym elfickim bratem, nauczył się wykorzystywać go w pełni.
Cesar wykształcił więź z innymi wilkołakami, co pozwalało na kontaktowanie się
z nimi mimo dużych odległości, dlatego był tak ważny dla Richarda. Cesarem o wiele łatwiej będzie manipulować,
jego przyrodni brat byłby cenniejszy, lecz również niebezpieczniejszy.
– Wezwałem, ojcze – odpowiedział, jednak nawet
na niego nie spojrzał.
– Czyżby jakiś wiec wilkołaków? – zironizowała
Katherine.
– Diano, czy mogłabyś zaprowadzić pannę Pierce
do specjalnego pokoju? Wydaje mi się, że czuje się zmęczona.
Diana wzięła pod ramię wampirzycę i
popychając ją popędziła przed sobą. Z daleka widać było, że wilczyca nie
przepada za krwiopijcami. Richard poczekał aż ich kroki ucichną. W celach
oprócz ciemności, łańcuchów i mnóstwa przyborów do tortur znajdowały się
zaklęcia, które uniemożliwiały podsłuchiwanie rozmów prowadzonych w wolnej
części zamku.
– Sądziłem, że twoja podróż z Katherine to
tylko plotka – Richard nalał wina do wysokiego kieliszka. Philip uwielbiał
drogie trunki, dlatego nie zdziwiła go butelka stojąca na okrągłym stoliczku. –
Napijesz się może?
Stefan nie odpowiedział. Stał przy ścianie,
gdzie zostawił go Hugh i nawet nie patrzył w stronę wilkołaka. Można byłoby
pomyśleć, że jest tylko rzeźbą.
– Czy wyrządziłem ci jakąś krzywdę? – zapytał
Richard. – Masz mi za złe, że zamknąłem Katherine? Ty nie jesteś moim więźniem.
Wiesz o tym, prawda?
Salvatore jednak nie odpowiedział. Uparcie
milczał, lecz jego szczęka zacisnęła się mocniej. Richard skrzywił się,
podszedł do wampira i przyjrzał mu się uważnie. Nie zmienił się odkąd widział
go ostatnio, prawie dwadzieścia lat temu. Tylko
to puste spojrzenie… Kiedyś gotów był walczyć, a teraz zdaje się po prostu
egzystować.
– Skoro nie chcesz rozmawiać, niech i tak
będzie. – Richard upił nieco wina. Czerwona kropla spłynęła po jego ustach
niczym krew. – Podobno twój syn bardzo przypomina twojego brata. – Stefan
drgnął. – Czy to nie ironia? Kobieta, którą tak kochałeś urodziła ci dzieciaka,
który nie ma zbyt wiele z ciebie. Może cię okłamała, nie pomyślałeś o tym?
Ciekawe czy chłopak snuje się za tobą jak jego wuj.
– Nie wiem gdzie jest Caspian i ci nie powiem.
– A dlaczego miałoby mi zależeć na jakimś
dhampirzym chłopaku? Nie ma w nim nic specjalnego.
– Mimo to rozmawiasz ze mną o nim, a nie o
Damonie. Obaj wiemy jak rzadko rodzą się dhampiry, a chyba nawet ty nie znasz
zbyt wielu osobników męskich, prawda? Elena była dopplegangerem… - Stefan
zamilkł na chwilę i wykrzywił twarz w ponurym grymasie. – To o to chodzi. To,
że zdjęto klątwę wcale nie uczyniło go bezpieczniejszym niż ci urodzeni przed
nim.
– Masz rację. Na świecie jest jeszcze jeden
doppleganger płci męskiej, bo tylko dwóch się urodziło przez tysiąc lat. –
Richard dopił wino, a nieuważnie odstawiony kieliszek rozbił się o podłogę. –
Czarownice są potwornie przebiegłe. By uczynić złamanie klątwy jeszcze
trudniejszym zaprojektowały zaklęcie tak, by każdy doppleganger rodził syna,
który mógłby mieć znacznie więcej dzieci niż córka. Głupota, prawda? Tak
łatwiej znaleźć sobowtóra, tak byś powiedział. Widzę to w twoich oczach. –
Richard usiadł wygodnie na kanapie. – Ale tylko jeno z dzieci dziedziczyło
właściwy potencjał, tylko jedno mogło zostać rodzicem dopplegangera.
Znalezienie odpowiedniego było jak szukanie igły w stogu siana.
– Klątwa została złamana, mój syn nie jest ci
już potrzebny.
– Tu się mylisz. Caspian odziedziczył gen
czarownicy, obaj to wiemy. – Stefan zacisnął mocniej szczęki. – Jako
pierworodne dziecko dopplegangera może posłużyć do nałożenia zaklęcia, które
zapewni mi lojalność wszystkich wilkołaków.
– Przecież już uznają cie za przywódcę. –
Stefan nie rozumiał do czego dąży Richard. Każdy wilkołak czy wampir obawiał się
go i każdy zapewne uznałby jego wyższość.
– Tylko na razie i tylko dlatego, że mnie nie
znają. Gdyby się dowiedzieli… – Richard spojrzał w okno. Promienie słońca padły
na jego twarz, uwydatniając blizny i zmarszczki. Wilkołak westchnął. –
Potrzebuję ugruntowania pozycji, potrzebuję dobrowolnej ofiary pięciu i
katalizatora.
Stefan
stracił panowanie nad sobą. Gdyby mógł, cofnąłby się, lecz za nim była
ściana. Poczuł się bezsilny i nic nie znaczący, wszystko, co się zdarzyło nie
było takie jak sądził.
– To przez ciebie Elena nie żyje! – warknął,
przeszywając Richarda wściekłym spojrzeniem. – Jesteś elfem, a nawet jeżeli nie
tak potężnym jak Klaus, to na pewno nie było dla ciebie problemem
uniemożliwienie mi skontaktowania się z Damonem tamtej nocy, gdy urodził się
Caspian.
Richard uśmiechnął się, odwracając się w
stronę Stefana. W jego ciemnych oczach połyskiwały złote iskierki, które
nieprzyjemnie kojarzyły się z bestią, grasującą po lasach. Wreszcie zrozumiałeś, że przez cały ten czas, gdy uważałeś Klausa za
zło wcielone, byłeś ślepy i głuchy. Stefan Salvatore zaskoczył jednak
Richarda. Rzucił się na niego z wściekłością i zapamiętaniem, które wzbudziło
lęk w pierwotnym. Obaj przewrócili kanapę i wylądowali na podłodze. Stefan
zniszczył stolik i spróbował dźgnąć Richarda kawałkiem drewna, lecz wilkołak w
ostatniej chwili zablokował cios. Gdy Richard myślał, że udało mu się wygrać,
poczuł wbijającą się w jego pierś dłoń. Oddech mężczyzny przyśpieszył, serce w
szaleńczym tempie pompowało krew.
– Jeden ruch i wyrwę ci to czarne serce,
przysięgam.
Stefan nie żartował, więc Richard uniósł
dłonie w geście poddania. Tłoczące krew serce było jego słabym punktem, bez
niego byłby martwy.
– Nie uda ci się uciec daleko – warknął
wilkołak.
– Gdzie jest Damon?
Richard odwrócił wzrok i splunął krwią.
Zacisnął usta w cienką linię, lecz wtedy dłoń Stefana zakleszczyła się, co
wywołało potworny ból.
– Nie zapytasz o syna? Wolisz parszywego
zdrajcę, któremu nie zależało na tobie. Nie pomógł ci. To przez niego twoja
ukochana Elena spoczywa w zimnym grobie.
– Gdzie?! – Richard niemal zachłystnął się
własną krwią.
– Szukaj we Włoszech, jakaś wioska w pobliżu
Rzymu – wycharczał Richard.
– Dziękuję – szepnął Stefan, puszczając organ
wilkołaka i wyjmując dłoń.
Richard łapał powietrze jakby się dusił.
Czuł jak tkanki zrastają się same i pieką przy tym niemiłosiernie. Na chwile
przymknął oczy, lecz, gdy je otworzył, Salvatore’a już nie było. Richard zaklął
wściekle. Uderzył pięścią w podłogę, w której powstało wgniecenie.
***
R
|
aphael widział
przenikające wszystko światło jakby został oczyszczony, jakby nagle ktoś
wyciągnął go z matni. Przez chwilę przebywał w niebycie, lecz nie czuł nic. Dla
niego koniec mąk był niewyobrażalną ulgą, był jak ratunek podczas sztormu.
Wreszcie jego nogi stanęły pewnie na ziemi. Przez chwilę oślepiało go światło,
potem do uszu dobiegł odgłos ptaka, dotyk dłoni Cary i wspaniały zapach
jeziora.
– Pauline! – usłyszał krzyk i niechętnie
otworzył oczy.
Miał wrażenie, że znalazł się w raju. Nad
nim przesuwały się powolnie białe obłoki, koło niego leżała Cara, która nie
wiedzieć czemu kuliła się jakby z bólu i to niewiarygodnie wspaniałe uczucie
wolności i beztroski. Raphael był jak nowonarodzony.
Powoli anioł uniósł się na łokciach, a wtedy ujrzał dziwny obraz. Znany mu mężczyzna
o brunatnych włosach i kwadratowej twarzy pochylał się nad kobiecą postacią.
Raphael powoli wstał i zrobił kilka niepewnych kroków. Czuł się jak dziecko,
które dopiero co uczy się chodzić i sprawiało mu to niebywałą radość.
– Pauline, najsłodsza, wybacz mi, że ci to
zaproponowałem. Wybacz, że ci pozwoliłem, tylko nie odchodź, nie zostawiaj mnie
po raz kolejny – szeptał ten dziwnie znajomy mężczyzna.
Raphael zbliżył się powoli i przyjrzał
obojgu. Kobieta również wyglądała znajomo, choć miała w sobie coś, czego kiedyś
w niej nie dostrzegał. Długie, brązowe włosy rozsypały się na kolanach
mężczyzny, który tulił ją do siebie, kołysząc się w przód i w tył. Raphael miał
wrażenie, że musi jej pomóc, więc ukląkł obok mężczyzny i położył dłoń na jego
barku. Osobnik spojrzał na niego, a w jego oczach zamigotała nienawiść.
– Raphael! – jęknął boleśnie. – Zabierasz wszystko,
co mi drogie, upadły aniele. Odejdź, odejdź i zostaw mnie w spokoju.
Raphael spojrzał na niego ze zrozumieniem.
Wspomnienia uderzyły w niego niczym bicz. Przypomniał sobie to, co zdarzyło się
wcześniej, przed piekłem. Wtedy kłamał, oszukiwał, spiskował, ranił, zabijał i
knuł przeciw wielu. Potrząsnął głową i znów spojrzał na kobietę. Teraz pamiętał
kogo mu przypominała. Elena Gilbert była uosobieniem dobroci i czynu
społecznego. Był winien jej wiele, lecz Elena nie mogłaby go sprowadzić.
Kimkolwiek była ta kobieta, Raphael zawdzięczał jej wszystko. Sięgnął więc w
głąb siebie i postarał się dotrzeć do tej części jaźni, która niegdyś stanowiła
o jego anielskim jestestwie. Coś musiało
pozostać. Przecież to wciąż ja. Wreszcie udało mu się odnaleźć skrawek
anielskich mocy. Wyciągnął dłonie nad kobietą i przeszył go dreszcz.
Korzystanie z anielskiej natury było niezwykle bolesne i niemal zrezygnował,
gdy przypomniał sobie, gdzie by się znajdował gdyby nie ta istota. Zebrał
resztki energii, a jego dłonie rozjaśnił blask.
Kobieta otworzyła duże, brązowe, ciepłe
oczy. Elijah przez chwilę nie dowierzał, spoglądając to na Pauline to na
Raphaela. Wreszcie jednak pocałował kobietę, uśmiechając się przez łzy,
spływające po jego szorstkich policzkach.
– Dziękuję – szeptał raz po raz.
Raphael uśmiechnął się, spoglądając na nich.
Wszystko, co go otaczało było takie nowe, takie dobre. Tęsknił tak bardzo do
świata, w którym istnieje nadzieja na nowy start, a gdy mu go dano, nie
potrafił się otrząsnąć. Haniebne wspomnienia kłuły jego sumienie
niemiłosiernie. Raphael czuł, że jest cel, dla którego został przywrócony i
wtedy przypomniał sobie rozmowę z elfką. Ona
jest elfką, sprowadziła mnie i da mi szansę na rehabilitację. To moja ostatnia
deska ratunku.
Trochę żałuję, że nie znalazłaś w tym rozdziale miajca dla Damona i Areanny, ale i tak mi się podobał. Jestem pod ogromnym wrażeniem zachowania Stefana. Był tak blisko zabicia Richarda ;o A więc teraz, kiedy już wie, gdzie jest Damon, postanowił go odszukać? :D Genialnie. Już nie mogę doczekać się ich spotkania. Nie spodziewałam się, że powrót będzie miał taki wpływ na Raphaela. A więc teraz jest tym dobrym. Chyba ;p Pauline i Elijah <3 Moi ulubieńcy. Dobrze wiedzieć, że u nich jest w porządku.
OdpowiedzUsuńZastanawiam się, czy Klaus faktycznie mógłby wrócić. Bardzo bym chciała. Trochę mi go tu brakuje, jako że nie widzieliśmy nigdy, żeby faktycznie choć raz rozmawiał z Damonem.
To wszystko przez to, że fragment z Richardem tak mi się jakoś rozciągnął. Nie chciałam też żeby rozdział był tak długi, więc Damon i Areanna pojawiają się na pewno w kolejnym i następnym też.
UsuńNo niestety Pauline i Elijah wciąż są jakoś daleko i wszytsko ich omija. Na razie brak mi pomysłu, by coś tam namieszać, więc chyba przez jakiś czas bedziesz mogłą pocieszyć się ich szczęściem.
Powrót Klausa to kusząca propozycja, ale to by była przesada. Zabiłam go żałuąc tego, bo już wtedy wiedziałam, że jego nie będzie mi wolno sprowadzić z powrotem.
Pozdrawiam.
Mam podobne wrażenia co Paulinex.
OdpowiedzUsuńRównież jest mi przykro, że nie pojawił się Damon.
Też spodobał mi się Stefan i to, że próbuje znaleźć Damona. Jestem tylko ciekawa, czy z chęci zemsty, czy z tęsknoty za bratem i nie ukrywam, że byłoby miło, gdyby chodziło o tą drugą rzecz.
Spodobała mi się zmiana Raphaela, jednak obawiam się, nie wiem czy słusznie, że z tej zmiany wynikną duże kłopoty.
Ja również cieszyłabym się z powrotu Klausa. A jeśli nie możemy na to liczyć, to naprawdę byłoby super, gdyby Klaus mógł porozmawiać chociaż przez 5 minut z Damonem. Nie ważne kim był/kim jest. Został rodzicem i nigdy nie miał okazji poznać swojego syna, więc zasługuje na chwilę rozmowy z Damonem.
Gratuluję świetnego rozdziału,
Buziaki ;*
Damon bedzie już niedługo i może się okazać, że bedziesz miała go dość. Powoli historia zaczyna się krystalizować, co znaczy, że jedni dostaną po tyłku, a inni wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńZ żadnego z powodów wymienionych przez ciebie :)
Dobrze myślisz!
Klaus był najpotężniejszym elfem w całym opowiadaniu. Każdy inny mógłby mu buty czyścić, ale nie spełnia warunków powrotu. Jedyne co mogłabym wziąźć pod uwagę to jakiś sen, ale to chyba nikogo nie zadowoli, więc nie wiem czy ma to sens...
Świetnego? Nie powiedziałabym, bo byłby nudnawy gdyby nie akcja Stefana, na którą mnie naszło przypadkiem. Cieszę się, że jednak jakoś daje radę ;)
Pozdrawiam.
Mnie tam rozdział zadowolił, bo opisujesz wszystko tak wyraziście, że czuję się tak, jakbym była obserwatorem opisanych wydarzeń, a nie tylko czytelnikiem.
UsuńI jeśli chodzi o Damona, to on raczej nigdy mi się nie znudzi.
No i trochę szkoda, że tylko sen wchodzi w rachubę, jeśli chodzi o próbę skontaktowania się z Damonem.
Naprawdę mi miło, że masz takie odczucia ;)
UsuńWiem, że chciałabyś czegoś więcej, ale na pewno nie jestem w stanie zaoferować ci jego stałego powrotu. Bo, sama przyznaj, czy nie czułabyś sie oszukana, gdyby każdy tak sobie wracał? Wydaje mi się, że to nie fair w stosunku do czytelnika i tylko dlatego tak się przed tym bronię.
Rozumiem to. A przynajmniej staram się zrozumieć. Ale jednak chyba rozumiem i muszę przyznać Ci rację - czułabym się oszukana gdyby każdy mógł od tak sobie wrócić...
UsuńRozdział nie miał ustalonej daty, więc znowu spamuję ;p
OdpowiedzUsuńZapraszam na obsadę w świątecznym wydaniu!
tvd-cast.blog.onet.pl