piątek, 22 lutego 2013

10 Dzieci


K
atherine przesiedziała kolejny długi dzień na zimnej, chropowatej posadzce, która w dodatku była zakurzona. Miała dość takiego egzystowania. Jej organizm dawał już bardzo nieprzyjemne oznaki wygłodzenia. Katherine, jako ponad pięćsetletnia wampirzyca, mogła wytrzymać naprawdę długo i nic do tej pory jej nie dolegało, gdy przeciągał się nieplanowany post. Teraz jednak było inaczej. Jej ciało osłabło, a powoli zaczynały nawiedzać ja wizje z przeszłości. Katherine obawiała się tego, bo świadczyło to tylko o jednym. Nie zabiła mnie najpotężniejsza hybryda, śmierć mnie nie odnalazła, a jednak teraz umieram. Konam z głodu, co za ironia. Katherine chciała zobaczyć chłopca, chciała choć tylko ujrzeć go z daleka, nie liczyła na zrozumienie, na to, że będzie dla niego cokolwiek znaczyć. Przez pięćset lat on mnie nie interesował, więc czemu ja miałabym obchodzić jego? A jednak zaczęła go szukać. Mogła powtarzać sobie, że to tylko dlatego, że nikt jej już nie pozostał, lecz nie była to prawda. Może to sumienie każe mi pozałatwiać sprawy zanim będzie za późno? Szybko jednak odrzuciła tę myśl, uznając, że przecież ktoś taki jak ona nie może mieć sumienia.  
   Po lochu rozniósł się odgłos kroków. Pierwszy raz od jakiegoś miesiąca. Czyżby to coś znaczyło? Richard zamknął ją w tej zatęchłej celi, nie słuchając wyjaśnień i zapewnień. Nie interesowały go jej wdzięki, nie obchodziły uwodzicielskie ruchy, nie zwrócił nawet uwagi, gdy rzuciła się na niego z zamiarem pozbawienia życia. Może dlatego, że miał przy sobie tego czarnucha, który go wyratował?
   Stefan nie dołączył do niej. Nigdy o nim nie mówiono, nawet gdy docierały do jej więzienia strzępy rozmów, nie dotyczyły one jego osoby. Katherine zastanawiała się, co takiego mogło się stać z młodszym z braci Salvatore. Czyżby wezwał brata na pomoc? Słyszała, że z aniołami i nefilimami można skontaktować się na płaszczyźnie umysłu, jednak nie wiedziała o tym nic więcej. Nie sądziła żeby Stefana zabito, bo w takim wypadku Richard straciłby wabik. Młody nefilim, którego łatwo zwieść to nie lada okazja dla kogoś, kto chce podporządkować sobie wszystkie wilkołaki i wyniszczyć wampiry. Czyżby więc uciekł? Potrząsnęła głową, uznając tę myśl za nazbyt fantazyjną.
   Kroki ucichły, a Katherine wpatrzyła się uważnie w drzwi. Zastanawiała się któż to zdecydował się ją odwiedzić. Mogła śmiało wykluczyć Dianę, bo ta nie znosiła Katherine i można było śmiało przypuszczać, że byłaby zdolna zabić ją tylko dlatego, że jest wampirzycą.
   Drzwi uchyliły się z dość głośnym skrzypieniem i Katherine usłyszała czyjś jęk. Najwyraźniej ten ktoś chciał pozostać niezauważonym, a tymczasem nie udawało mu się to. Potem drzwi zaczęły się zamykać. W wąskim promieniu światła Katherine nie widziała wiele, choć powinna była już ujrzeć tajemniczego gościa. Czyżby mój wzrok zepsuł się przez te ciemności? A może zaczynam mieć bardzo realistyczne omamy? Katherine przymrużyła oczy, lecz wciąż nic nie widziała. Usłyszała kroki tuż koło siebie. Ziemia, na której siedziała, niemal je tłumiła, jednak Katherine Pierce była wampirzycą i mogła z łatwością usłyszeć takie odgłosy.
 – Kto tu jest? – rzuciła pytanie w przestrzeń.
   Ktoś wyszeptał coś w nieznanym Katherine, śpiewnym języku. Blask oblał pomieszczenie przez jedną, krótką chwilę, a później znów zapadła ciemność. Gdy oczy wampirzycy przyzwyczaiły się do ponownej ciemności zauważyła czarny kształt obok siebie. Nie widziała rysów twarzy ani tym bardziej nie mogła się zorientować kim jest tajemniczy nieznajomy. Jedyne, co mogła stwierdzić to, to że jest to mężczyzna. Bił od niego bardzo charakterystyczny zapach wody kolońskiej.
 – Philip  jest ciekawy czy zechcesz mu pomóc – powiedział cicho, choć w tym lochu nawet szept odbijał się echem.
 – Philip wciąż tu jest? Niemożliwe, wszędzie pałętają się sługusy Richarda, nie mógłby… – Katherine nie dokończyła, zdając sobie sprawę z tego, kim jest Philip. Pradawny elf mógłby oszukać innego elfa, szczególnie tak uzdolniony jak Philip.
 – Nie masz pojęcia jak wiele on potrafi. Odpowiadaj szybko, nie mam całego dnia – warknął mężczyzna, pośpieszając ją. Katherine miała wrażenie, że nieznajomy wcale nie chce tu przebywać, a w każdym razie nie dłużej niż to konieczne.
 – Zgoda – odpowiedziała. – Ale mam swoją cenę, nic za darmo.
 – Czego chcesz? – mężczyzna zazgrzytał zębami z niecierpliwości. – Philip nie da ci wszystkiego, czego zapragniesz. Dostaniesz tylko to, na co zasługujesz.
 – Na początek wystarczy mi coś do jedzenia – wyszeptała spierzchniętymi wargami.
   Mężczyzna nachylił się do niej, a wąski strumień światła padł na jego twarz. Miał dość długie opadające w falach czekoladowe włosy. Jastrzębie oczy o znajomym, dawno zapomnianym stalowym spojrzeniu, które hipnotyzowało spojrzały wrogo na Katherine. Jego mocno zarysowana szczęka i kilkudniowy zarost dodawały mu nieodpartego uroku łowcy. Jedynie krzywy, złamany nos psuł obraz mężczyzny.
 – Na początek udowodnisz, że na coś się nadajesz – powiedział chłodno. – Myślisz, że nie wiem o zaklęciach, nałożonych na cele? Znajdź się w pobliżu Richarda, na pewno jakoś uda się wejść w jego łaski. – Katherine wiedziała, że ostatnie słowa powiały ironią. Wiedziała kto przed nią stał. Matka zawsze rozpozna swoje dziecko.
***
G
dy Damon powiedział Areannie o swoich planach, nie zajęła ona stanowiska. Damon miał wrażenie, że anielica coś przed nim ukrywa, lecz gdy ją o to zapytał, znów milczała. Czasami siadywała na ławce, spoglądając przed siebie niewidzącym wzrokiem, a później markotniała jeszcze bardziej. Radość z odnalezienia Stefana pękła jak bańka mydlana. Po powrocie z podróży Areanna spoglądała na Damona z mieszaniną współczucia i gniewu. A może był to po prostu żal? 
   Wreszcie w tydzień później Areanna zdobyła się na rozmowę z braćmi. Powiedziała, że musi odejść, że przez pewien czas będą musieli poradzić sobie sami. Nie zachęcała ich do podróży do francuskiej willi Leonarda. Odnosiła się do tego niechętnie, jednak z jakiegoś powodu nie potrafiła wyperswadować im tego pomysłu z głów. Poinstruowała Damona w kwestii używania pewnych aspektów mocy i pożegnała się z nimi. Obiecała jednak, że odnajdzie ich najszybciej jak to możliwe.
   Stefan i Damon nie musieli podróżować. Damon mógł się przemieszczać w świetle, zabierając jedną osobę. Szybko więc znaleźli się we Francji, omijając po drodze fronty wojenne. Zbyt duża część kraju była ogarnięta wojenną pożogą, by nie zauważyć skutków krwawego konfliktu. W wioskach zostały już niemal tylko kobiety, kaleki i dzieci. Nawet ci, którym udało się przeżyć do tej pory, nie wyglądali dobrze. Wybuch bomby atomowej skaził ich ciała i dusze, zamieniając w ponure cienie dawnych siebie. Przeżyli, choć ów życie było ciężkie i naszpikowane niezasłużonym przekleństwem. Tworzyli więc osady obdartusów z powyginanymi kręgosłupami, wykrzywionymi rękoma, naroślami na ciele i licznymi deformacjami. Rzadko kto miał dość sił,  by upolować cokolwiek do jedzenia, więc byli też przeraźliwie wychudzeni. Sklepy już dawno zostały zamknięte lub ograbione – żywność stała się niezwykle pożądana ze względu na swą niedostępność. Damon zatęsknił za Włochami, gdzie ta wojna dopiero docierała, gdzie wciąż można było wypocząć jakby w oazie pokoju.
 – Nie patrz na nich – Stefan stanął koło Damona. – To nic nie da. Dla nich jest już za późno.
 – Wiem, Stefan, wiem to aż za dobrze.
 – Nie, nie porównuj ich do siebie. Dla ciebie wciąż jest nadzieja, możesz zrobić jeszcze wiele dobrego, Estelle może…
 – Nie wypowiadaj jej imienia – warknął Damon. Po raz pierwszy podniósł głos na Stefana, odkąd spotkali się po latach.  – Nie masz do tego prawa. Nikt nie ma. Była najlepsza z nas wszystkich, a teraz co? Nie warto być tym dobrym.
 – Przestań! Mogę nie mówić jej imienia, ale to nic nie zmieni. Myślisz, że chciałaby żebyś się stoczył? Czy Areanna naprawdę niczego cię nie nauczyła?
   Damon spojrzał na brata, a w jego oczach gorzał ogień. Znów był nieokiełznanym duchem, który był zdolny do wszystkiego. A potem jego oblicze złagodniało. Myśl o dawno utraconej ukochanej uspokoiła go i przywołała do porządku.
 – Masz rację. Przepraszam, ale czasami… – Damon westchnął, odwracając wzrok od zdeformowanych ludzi.
 – Rozumiem. – Stefan położył dłoń na barku brata. – Spójrz na mnie, straciłem Elenę, a jednak wciąż żyję. A przynajmniej staram się żyć. Mam syna.
   Bez słowa ruszyli dalej, pozostawiając wioskę cieni za sobą.
   Późnym popołudniem, gdy mocne, niemal brutalne, promienie słońca uderzały w glebę, bracia Salvatore dotarli do swego celu. Stefan zapamiętał drogę dość dobrze, by tam trafić bez problemu. Przed nimi stał niski, lecz bardzo szeroki budynek o wielkich, kwadratowych oknach i szklanych drzwiach. Pomalowany na kremowo odcinał się od przeraźliwie zielonej trawy. Stefan z ciekawością zaczął przyglądać się trawnikowi.
 – Ciekawe dlaczego jest aż tak intensywnie zielony… – mruknął  w zamyśleniu Stefan.
 – Bo całkiem niedaleko stąd wybuchła bomba atomowa? – rzucił z sarkazmem Damon. – Nie wiem jakim cudem przetrwałeś tyle lat sam…
   Gdy znaleźli się przed drzwiami, zobaczyli, że ktoś zmierza ku nim. Była to dziewczynka najwyżej ośmioletnia. Miała bladą cerę, jasne, kręcone włosy sięgające pasa i duże błękitne oczy, które drapieżnie spoglądały na nowych gości. Z uroczym uśmiechem otworzyła drzwi, przyglądając się z ciekawością nieznajomym.
 – Nie mówiłeś, że Leonard lubi jeść dzieci – stwierdził Damon, z trudem maskując zdumienie.
 – Nie wiedziałem. Po raz pierwszy widzę tę dziewczynkę. Gdy byliśmy tu z Katherine, jej tu nie było.
 – Mówisz o cioci Katherine? – zapytała cieniutkim głosem dziewczynka. – Ona rzadko tu bywa.
   Stefan popatrzył uważniej na dziewczynkę, jednak w drzwiach pojawiła się dość niska kobieta o hebanowych włosach i ciemnych oczach. Była dość pulchna, jednak jej kształty były przyjemne dla oka. Wydawała się mieć nie więcej niż dwadzieścia lat, lecz jej oczy mówiły co innego. Bez trudu można było zauważyć, że to wampirzyca.
 – Natalie, wracaj do domu – powiedziała kobieta, a dziewczynka posłuchała jej, choć jej malinowe usteczka wygięły się w podkówkę. – Stefan, miło mi znów cię widzieć. Kim jest twój towarzysz?
 – To Damon, mój brat – odpowiedział Stefan, a kobieta na chwilę uniosła wysoko brwi. – Damon, to Ursula, jest partnerką Leonarda.
 – Wejdźcie, Leo przyjdzie tu niedługo. Wyszedł na krótkie polowanie.
   Stefan skrzywił się wyraźnie, choć Damona bardziej to rozśmieszyło niż zdegustowało. Zaczął się zastanawiać, czy wypicie napromieniowanego człowieka pozostawia skutki na wampirze. Rozbawiły go wizje podsuwane przez wyobraźnię.
   Domek urządzono bardzo przytulnie, wszystko znajdowało sie na swoim miejscu. Idealnie ułożone, dopasowane. Nie można było natknąć się na choćby jeden pyłek kurzu, na jeden klocek czy zabawkę. Przecież mieszka tu mała dziewczynka. Czyżby aż tak przestrzegali tu czystości? To niemożliwe. Damon pamiętał jak wyglądał ich dom, gdy byli mali. Wszędzie walały się strugane zabawki – koniki, żołnierzyki, modele strzelb i najróżniejsze klocki do budowania twierdz. A w ich domu znajdowała się służba. Damon powątpiewał, by zachowanie tak pedantycznej czystości było możliwe z małym dzieckiem pod dachem. W dodatku ruchy dziewczynki pełne były gracji, jakby to mała modelka sunęła przed nimi, kryjąc się w swoim pokoiku.
   Ursula poprowadziła ich do jasnego, przestronnego salonu i wskazała białe kanapy. Wyszła na chwilę, a potem wróciła ze szklankami wypełnionymi czerwoną substancję, które postawiła przed nimi na szklanym stoliczku. Damon skrzywił się, rozpoznając zapach krwi.
 – Wybacz, lecz nie mogę tego wypić – powiedział Damon.
   Ursula uśmiechnęła się pobłażliwie. Coś w jej postaci kazało Damonowi wystrzegać się tej kobiety. Z pozoru wydawała się ciepła i delikatna, lecz w rzeczywistości taka nie była. Był w niej jakiś mrok, który spowijał jej duszę.
 – Skoro tak mówisz – powiedziała i pociągnęła ze szklanki, która stała przed nią. – A więc po co przybyliście? – Ursula oblizała wargi, by nawet kropla się nie zmarnowała.
 – Liczyliśmy, że porozmawiamy z Leonardem – powiedział Damon, siląc się na uprzejmość. To miejsce wydawało mu się wynaturzone i chciał je jak najszybciej opuścić.
 – Nie zrozum nas źle. Chcielibyśmy tylko zapytać go o coś, co wydarzyło się bardzo dawno temu – wtrącił Stefan, próbując ułaskawić Ursulę.
 – Jestem z nim od samego początku. Mogę odpowiedzieć na wszystkie wasze pytania. – Damon odniósł wrażenie, że Ursula chce się ich pozbyć jak najszybciej. Zupełnie jakby nie chciała, byśmy byli tu, gdy Leonard wróci. Stefan jest wampirem, ja nim byłem, więc chyba nie sądzi, że to nas zbulwersuje. Nie, musi w tym coś być.
 – Czy byłaś z nim w Mystic Falls? – zapytał Damon i uważnie przypatrywał się twarzy wampirzycy. – Jakieś dwieście lat temu?
 – Nie, ale Leo powiedział mi, co się wtedy stało – odpowiedziała, a jej głos stał sie ostrzejszy.
   Wtedy jednak szklane drzwi salonu otworzyły się i do pokoju weszli mężczyzna i chłopiec. Leonard był mężem w średnim wieku ze zmarszczkami wokół oczu i pasmami siwizny we włosach. Nie grzeszył wzrostem, lecz promieniowała z niego pewna charakterystyczna złowroga aura, w czym przypominał Ursulę. Chłopiec natomiast był młodszy od dziewczynki o jakieś trzy może cztery lata. Jego pucołowate rysy i krótkie ciemne włosy emanowały dziecięcym urokiem, lecz jego twarz odstręczała. Jego usta były umazane krwią, oczy stały się ciemne, a ich czerń rozlała się na białka. Na całej dziecięcej twarzyczce odcinały się czarne, wampirze żyły.
   Damon wstał, wpatrując się w chłopca, który podbiegł do Ursuli i rzucił się jej na szyję. Objął ją swoimi pulchnymi rączkami, a potem oderwał się i z dumą powiedział:
 – Zabiłem dziś trzy osoby. Dziadka, który przysnął na ławce, młodą kobietę, która sądziła, że coś mi się stało i drwala w lesie – chwalił się z dumą. –  Z nim było najtrudniej. Uciekał i uderzył mnie siekierą – chłopiec wskazał na swoje zakrwawione ramię. – Ale nie dałem się. Tata przyszedł, gdy już się żywiłem.
   Damon zbladł. Nigdy wcześniej nie słyszał, by obecnie dzieci zmieniano w wampiry. Powszechnie krążyła opinia, że jest to niezwykle niebezpieczne i niemile widziane. Rozpowiadano, że kiedyś zabijano zbyt młodo przemienione wampiry razem z ich stwórcami, lecz od wieków nikt nie zawracał sobie głowy narażaniem się dla posiadania nieposkromionego stworka. Nad dziećmi trudno było zapanować, bo ich cechy jeszcze nie zdążyły sie ukształtować. Jedynym, co ulegało spotęgowaniu były więc beztroska, ciekawość i przywiązanie. Żadne dzieci-wampiry nie były w stanie do końca nad sobą zapanować, lecz zawsze gotowe były zginąć w obronie stworzyciela tak jak i on za swe dzieło. Teraz jednak stał przed nim najwyżej pięcioletni chłopczyk, który był wampirem i przechwalał sie trzema zabójstwami.
 – Co to ma znaczyć? – zapytał Damon, patrząc na Leonarda i wstając.
   Wampir przyglądał mu się przez ułamek sekundy, by zweryfikować z kim rozmawia i jakim niebezpieczeństwem może być dla niego. Potem zlustrował Stefana i wyraźnie się uspokoił.
 – Martin, idź do siostry – zwrócił się jednak do chłopca. – Nie rób takiej miny.
   Martin zamarudził chwilę, mrucząc coś do ucha Ursuli. Ona jednak ona szeptem obiecała mu nagrodę, jeżeli grzecznie odmaszeruje do pokoju. Chłopczyk wreszcie wyszedł, a Ursula uważnie obserwowała jak się oddala.
 – Jak sądzę jesteś bratem Stefana – zwrócił się do Damona Leonard.
 – Tak, ale nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
 – Mógłbym zapytać po co mnie nachodzicie, mógłbym zapytać dlaczego Stefan zjawił się tu bez Katherine, mógłbym po prostu was obu zabić. Ale nie zrobię tego, bo cię pamiętam – powiedział Leonard.
   W jego głosie pobrzmiewała nuta żalu, jednak Damon był pewien, że nie mogło tu chodzić o jego matkę. Leonard był tym typem wampira, który nie żałował żadnego morderstwa. Stefan także wstał, dołączając do brata. Ursula uważnie wpatrywała się w Salvatore’ów.
 – Wierz mi, wolałbym nigdy nie pojawić się w Mystic Falls. Gdy tam polowałem, to nie tę kobietę chciałem zabić. Zrobiłem to tylko po to, by móc spokojnie pożywić się tobą, ale wtedy zjawił się ten mężczyzna, a w pobliżu wyczułem innego wampira. Klaus był najpotężniejszym z nas. – W głosie Leonarda pobrzmiewał strach. – Nie chciałem mu się narażać, nie mogłem zaryzykować, choć twoja krew była tak kusząca – wampir oblizał wargi na to wspomnienie. – Znów jest.
 – Zabiłeś ją – warknął wściekle Damon.
   Damon pamiętał wszystkie ponure spojrzenia Giuseppa, cały żal, płacz i trwogę, które zapanowały w domu po śmierci Penelopy. To tamtego dnia ojciec zrozumiał co to wampir, tamtego dnia znienawidził je po kres swojego życia.  A razem z nimi mnie, bo gdybym nie wyszedł tej nocy, gdyby moja krew nie wezwała Leonarda, matka by żyła. Wiedział o tym, wiedział o tym wtedy tak jak ja wiem to teraz.
   Damon zacisnął dłonie w pięści, które drżały. Jego oblicze wypełnił blask. Ursula znalazła się koło Leonarda, który cofnął się przed Damonem. Cały dom zadrżał, a z pokoi wybiegli Martin i Natalie. Oboje przypatrywali się scenie z zaskoczeniem. Damon spojrzał na te małe monstra, lecz nie zobaczył potworów. Były tym, czym on był kiedyś. Widział dzieci obawiające się o rodziców, widział siebie w ciemnym lesie i przerażającego wampira, cuchnącego krwią.
 – Ale twoja śmierć nic nie zmieni, nie cofnie przeszłości, nie naprawi błędów – przemówił Damon, a jego glos drżał z gniewu. – Choć tak bardzo chciałbym widzieć cię martwego, nie zabiję cię.
   Stefan popatrzył na Damona z niedowierzaniem jakby czuł, że został zdradzony. Dopiero teraz Damon zrozumiał, czego chciał Stefan. Sam byś mu nie sprostał, więc liczyłeś na mnie. Nic z tego. Nie jestem tym, kim byłem.
 – Dlaczego? – zapytał Stefan. – Wiesz, co on zrobił! Wiesz, że zasługuje na karę! Popatrz, co zrobił tym dzieciom. Ja to wiem najlepiej. Caspian też był miły na początku, też był słodkim dzieciakiem. Ale później jego ciemna strona go pożarła. To potwór!
 – Mimo wszystko chcesz go ratować – stwierdził Damon. – Mówisz o drugiej szansie, a w nią nie wierzysz. Przestań, Stefan. Zostawmy to za sobą. Przyszliśmy tu po prawdę, by dać jej odejść. Penelopa by tego chciała.
   Stefan spiął się, lecz wyszedł za Damonem, nie oglądając się za siebie. Czekała ich rozmowa, pierwsza szczera rozmowa o tej dawnej, bolesnej przeszłości.

4 komentarze:

  1. Katherine w końcu dostała, to czego chciała. W końcu po wielu latach miała możliwość spotkania ze swoim synem. Pewnie nie odbyło się ono tak, jak Katherine sobie wyobrażała, ale zawsze to coś.
    Wizyta u Leonarda z pewnością zapadnie mi w pamięć na długi czas. Zastanawiam się nad jednym. Jak on mógł skrzywdzić te małe dzieci. One niczym nie zawiniły. Nie zasłuży na los wiecznego łowcy.
    Również Damon mnie zaskoczył. Sądziłam, że zabije morderce Penelopy a tu czekało mnie zaskoczenie.
    Mimo to rozdział spodobał mi się.
    PS Kojarzysz mnie tylko z tej części, bo zaczęłam czytać pierwszego bloga kiedy ten już istniał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jego wyobrażeniu wcale nic złego im nie zrobił, wręcz przeciwnie - dzięki niemu mogą żyć dłużej i cieszyć się wiecznym dzieciństwem. Kto by nie chciał? :D Problem w tym, że i one kiedyś dorosną psychicznie, lecz fizycznie - cóż pozostaną dziećmi. Tak czy siak tak źle też nie mają :)
      Cieszę się, że zwróciłąś na to uwagę - Damon się zmienił i Stefan także. Bo to młodszy z braci chciał śmierci Leonarda. Stefanowi zabrano matkę zanim miał szansę ją poznac i ma prawo być naprawedę zły.
      A to już wszystko jasne ;).

      Usuń
  2. A więc Katherine wreszcie spotkała swojego syna. Nie wyglądało to pewnie tak jak sobie wyobrażała, ale zawsze coś. Ciekawe, czy zdoła prztrwać u boku Richarda i wkupić się w jego łaski.
    Damon faktycznie się zmienił. zdecydowanie na lepsze. Estelle byłaby z niego dumna. Cały fragment był świetny, cały ten opis wojny, jak to wszystko wygląda...brrr
    Btw. dzieci były przerażające ;p
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Katherine to Katherine - zawsze się jakoś wywinie :). Fakt, nie sądziła, że spotka Williama w celi, a ten będzie tak mało przyjemny dla niej. Czy mogła jednak liczyć na coś więcej? Nie wydaje mi się. Ona dla niego jest raczej zupełnie obcą osobą. Wie kim jest ale to nic nie zmienia.
      Och, byłaby, masz zupełną rację.
      Przerażające? A byłam ciekawa jak je odbierzesz... Niby dzieci to dzieci i już się zastanawiałam czy ktoś nie wpadnie na to, że są słodkie :) ale dobrze, że na takie wyszły, bo miały takie być (wynaturzone, niepokojące).

      Usuń

Faith dla Zaczarowane Szablony