N
|
ieustannie podróżowali. Ta dziwna
wilcza dziewczyna prowadziła ich, choć najwyraźniej nie była pewna drogi. A
może było to tylko złudne wrażenie? Może to Isaac ciągnął ich wciąż przed
siebie lub ta wiedźma, czy też Eva? Jednego Caspian był pewny – nie
interesowała go podróż w tej trupie wariatów. Był przekonany, że nie będzie im
przydatny, że wzięli go tylko dlatego, iż obawiali się plotek o nich. Przecież zapewniłem ich, że będę trzymał
dziób na kłódkę! Ale nie! Oni i tak wiedzą swoje! Nienawidził, gdy ktoś tak
uparcie się nad nim użalał. Od dzieciństwa słyszał bajania ojca o tym jaka to
wspaniała była jego matka i jakie nadzieje z nim, jej synem, wiąże. Lecz
Caspian coraz częściej ulegał przekonaniu, że kobieta o jakiej wspomina jest
tylko tym, kogo Stefan chce pamiętać. Próbował
mi wmówić, że była jakiś cudem, kryształem i wzorem. Nigdy nie zrozumiał, że
nie tego potrzebuję – ciągłych oczekiwań i dążenia do przeistoczenia się w
czyjąś kopię. Caspian Salvatore chciał stać się niezależny, poczuć wolność
i poznać inne istoty podobne sobie. W
Mystic Falls czuł się zamknięty niczym w klatce, tam nikt nie słyszał jego
zawodzenia. A przecież chciał tak niewiele… Tymczasem jego własny ojciec
nieustannie wspominał jak bardzo przypomina matkę z wyglądu, jak jest do niej
podobny i jak dumna by z niego była. Jakby
obchodziło mnie zdanie obcej kobiety.
Caspian prychnął, a tuż obok niego wyrosła Eva. Wpatrzyła się w niego
ciekawie, jak zawsze z resztą. Eva miała w sobie coś, co nakazywało jej
interesować się losem i nastrojami wszystkich wokół. Była jak ciepły płomyk,
który jest tak przyjemny podczas zimowych nocy. Czasami Caspian zastanawiał się
czemu jest z kimś takim jak Isaac. Wilkołak bardzo przypominał swą siostrę,
Millie. Oboje mieli podobne rysy twarzy, co też naprowadziło dhampira na ten ich
pokrewieństwa, oraz niemal identyczne charaktery. Byli mrukliwi, nieufni i
bardzo zasadniczy, a przy tym uparci jak osły.
– Znów będziesz próbował uciekać? – zapytała
Eva, wzdychając.
Wydawała się być zmęczona ciągłym trzymaniem wart, lecz, gdy tylko
wspominano o jego uśmierceniu, broniła go. Caspian nie pojmował czemu to robi,
aczkolwiek był jej bardzo wdzięczny. Już na samym początku zrozumiał, że jest
tu najsłabszym ogniwem, a w każdym razie powinien nim być. Luis, choć był
nefilimem, zdawał się być najmniej wytrzymały z nich wszystkich – szybko się
męczył, protestował, gdy mieli ruszać, niemal nie używał magii, choć przecież
powinien mieć jej ogromne zasoby. A na domiar złego zupełnie nie odnajdywał się
w jakichkolwiek potyczkach. Podczas treningów
z Isaakiem nigdy nie udało mu się, choć chwilowo, odnieść sukcesu.
– Nie – odpowiedział Caspian, a ciszej dodał –
nie dziś.
– Słyszałam! – Eva uderzyła go lekko w ramię.
Już stracił rachubę w swych nieudanych próbach zniknięcia z tej szalonej
kompanii, lecz każda kolejna kończyła się tak samo. Tylko Eva wciąż miała
nadzieję, że ten młody dhampir zmieni zdanie i pozwoli im wreszcie wypocząć, a
przynajmniej zmniejszy ciężar podróży.
– Moglibyśmy wreszcie pozwolić mu zwiać – mruknęła Rachel.
Rachel była piegowatą, rudowłosą kobietką o dość ostrych rysach twarzy.
Caspian słyszał, że kiedyś była piękna, że ciągle się uśmiechała i potrafiła
każdego przekonać do siebie – tak twierdziła Eva. Jednak Rachel, którą poznał
Caspian była zupełnie inna. W jej oczach czaił się cień, a także coś, co
zakrawało na szaleństwo. Rzadko przebywała z innymi, najczęściej znikała gdzieś
z wiedźmą i wracała po kilku godzinach. Caspian tylko z opowiadań znał
niezwykle zażyłe relacje czarownic i dhampirów, ich tworów. Jego własna
stwórczyni zabiła się w dniu jego narodzin. Ojciec opowiadał, że to przez to,
że zabiła jego matkę, a swoją przyjaciółkę. Chyba
miała na imię Bonnie. Tak, Bonnie Bennet.
– Przestań opowiadać głupoty – warknął Isaac. –
Tam się zatrzymamy – powiedział, wskazując niewielki las na północ.
Po ataku bombowym ogromne połacie Francji zostały kompletnie
wyniszczone. Caspian wiedział o tym i nie miał ochoty tam wracać. Byłem tam. Tuż przed tym jak spadły – ledwie
uciekłem. Już tutaj dawało się zauważyć
skutki kataklizmu. Pousychane drzewa, zrównane z ziemią góry, śmierdzące
truchła zwierząt i ta majestatyczna trawa,
ostra niczym brzytwa.
Rozbili obóz na niewielkiej wypalonej polanie na skraju lasu. Od strony
południowej byli nieosłonięci, wystawieni na niepożądane spojrzenia
zdeformowanych istot. Caspian nie znosił, gdy obserwowały go te zdegenerowane
zwierzęta, którym to mianem określał również ludzi. Był łowcą i nie interesował
go zbytnio los zwierzyny.
Tradycyjnie już Caspian nie otrzymał namiotu na własność. Zazwyczaj
musiał nocować w tym samym namiocie, co Millie i tylko sporadycznie wymieniała
się ona z Evą. Jednak tej nocy znów przyszło mu przebywać głównie z wilczycą. Z
jakiegoś powodu nie przepadał za nią. Była dość mrukliwa i ciągle wspominała o
swojej przyjaciółce, Estelle. Uratowała Caspiana, wstawiła się za nim na
początku, gdy ich spotkał, lecz nic więcej dla niego nie zrobiła. Nigdy nie
powiedziała też dlaczego to zrobiła – mogła równie dobrze go zabić, a nikt nie
miałby do niej pretensji. Przynajmniej nie na długo.
– Rozłóż nasz namiot – poleciła mu Millie. –
Ja pójdę się trochę rozejrzeć po okolicy. Może natknę się na jakiekolwiek ślady
magii.
Wilczyca nie czekała na jego odpowiedź, odwróciła się i zrobiła kilka
kroków w stronę lasu.
– Jasne, jasne – mruknął pod nosem Caspian. –
Zrób to, zrób tamto, a co ja z tego mam? Po co tu w ogóle jestem? Mógłbym być
teraz w Rzymie, podobno tamtejsze kobiety są takie smaczne i…
Nie dokończył, bo usłyszał świst, a potem na jego policzku wylądowała
dłoń Millie. Caspian spojrzał na nią, nie rozumiejąc co to ma znaczyć. Do tej
pory miał ją za mruczka, ale teraz dochodziła do tego jeszcze agresja. Może jest niezrównoważona psychicznie?
Nozdrza Millie falowały niebezpiecznie szybko, a jej oczy wyrażały niesmak i
obrzydzenie. Jej usta pozostały spięte w cienką kreskę, jak zawsze.
– Twój ojciec zapadłby się pod ziemię, gdyby
cię usłyszał – powiedziała. – A twoja matka podążyłaby za nim. Nie spodziewałam
się, że z takich osób, może narodzić się coś takiego jak ty: mały, wredny
potworek, który nie liczy się z niczym i z nikim, który nie ma żadnego celu w
życiu.
– Mam cel – odparł butnie Caspian.
– Dobrą zabawę? – Chłopak spuścił wzrok,
wyraźnie speszony. – I na co ci ona? Myślisz, że możesz tak wiecznie? Po stu,
dwustu, może pięciuset latach wreszcie ci się to znudzi i co ci wtedy
pozostanie? Kim wtedy będziesz, gdy i twój ojciec umrze? Teraz możesz się izolować,
ale nie myśl, że zawsze będzie cię szukał i ratował z opresji.
– On mnie nie rozumie, nikt mnie nie rozumie i
ty też! – wybuchnął. – Przestań prawić mi morały, bo nie wiesz jak to jest, gdy
ciągle się ciebie porównuje ze wspaniałą, MARTWĄ matką!
Caspian czuł jak kipi w nim od dawna skrywany gniew, jak przełamuje tamę
i toczy swe spienione wody przez czeluście jego umysłu. Kimże była ta
wilkołacza kobieta, by mówić mu, co jest dobre, a co złe? Kątem oka zauważył,
że Eva chciała podejść, lecz Isaac ją powstrzymał. Luis z ciekawością spoglądał
na to przedstawienie, lecz Rachel i Sara nie zwróciły na to najmniejszej uwagi,
wciąż zajmując się rozłożeniem namiotu.
– Jesteś naprawdę biedny, prawda? – zapytała
Millie z ironią. – Miałeś ojca, który cię kochał, lecz zabrakło ci matki i to
dlatego było ci tak ciężko, czy tak? Rzeczywiście to straszne, a ja nie mogę
cię zrozumieć. Wiesz czemu?
Caspian uniósł dumnie czoło, choć wiedział, że to błąd. Rozgniewał ją. Jeżeli myślisz, że twoja łzawa historyjka
sprawi, że zapłaczę, to grubo się mylisz. W duchu liczył, że po tym zajściu
pozwolą mu odejść i wreszcie będzie mógł w spokoju rozkoszować się przepyszną,
świeżą krwią prosto z żyły. Mimo wszystko, nie odpowiedział.
– Bo miałeś więcej niż ja, a Stefan Salvatore
to wspaniały materiał na ojca. Doprawdy nie wiem jakim sukinsynem trzeba być,
by stać się taką zakałą jak ty.
Zabolało. Bardziej niż się spodziewał. Znała go – przemknęło mu przez myśl. Ojciec nigdy nie wspominał o
nikim ze swej przeszłości i to była kolejna zadra w ich relacji. Każdy miał
jakąś rodzinę, lecz nie Caspian. Gdy miał dziesięć lat znalazł fotografię ojca
i jakiegoś mężczyzny, który zupełnie nie przypominał Stefana. Po drugiej
stronie był jednak napis: „Stefan i Damon Salvatore”, nic więcej. Gdy zapytał o
to ojca, ten wściekł się i zabronił mu mówić o tym człowieku. Powiedział:
– Damon był moim bratem, ale od dawna jest
martwy. Przynajmniej dla mnie. Bardzo zawiódł twoją matkę, gdyby…
Później znów wypominał synowi jej śmierć, a Caspian odnosił wrażenie, że
ojciec obwinia go o to. Ale kłamał. Damon
Salvatore nie umarł, został nefilimem. Prawdopodobnie najpotężniejszym, jaki
się narodził. Nigdy też nie zawiódł Eleny, wręcz przeciwnie – kochał ją i
chronił.
Millie odeszła szybko, nie oglądając się za siebie.
W serce Caspian wbiła się zadra – nikt nigdy tak go nie upokorzył, nie
powiedział jak niewiele jest wart i ile naprawdę znaczy jego życie. Cichy głos
w głowie powiedział mu: Ona ma rację. I naprawdę trudno było temu zaprzeczyć.
***
Z
|
najomy, prosty, włoski domek był
już w zasięgu wzroku Areanny. Wracała tu z nadzieją i przestrachem. Nie była
pewna na ile może ufać w prawdziwość słów Ethel Bennet, lecz był obecnie
jedynym źródłem, z którego mogła otrzymać interesujące ją wieści.
Lot nie trwał długo. Areanna była anielicą i potrafiła używać wszystkich
swoich talentów. Gdy tuż po buncie Richarda i odkryciu istnienia Damona,
zjawili się aniołowie, by ją pojmać i w kajdanach zawlec przed sąd, ona stawiła
im odważnie czoło. Było ich trzech, jednak byli wysoko postawionymi aniołami o
niewiarygodnej potędze. Gdyby tylko mogła pojedynkować się z nimi osobno, lub
gdyby było ich tylko dwóch, miałaby szanse. Mimo wszystko nie pozwoliła im
zrealizować zamierzenia i sama stawiła się na miejsce, wytłumaczyła i przyjęła
karę. Czasami mam wrażenie, że lepiej
było się wyrzec nieba i pozostać z nim, pilnować i czuwać na nim. Może wtedy
nie stałby się wampirem i nie musiałby cierpieć? A może nic by się nie
zmieniło? Areanna nie znała odpowiedzi na te pytania, lecz zawsze
wyobrażała sobie jak to wszystko by wyglądało, gdyby wtedy sprzeniewierzyła się
wszystkiemu, w co wierzyła.
Anielica wylądowała spokojnie, delikatnie uginając nogi. Śmiało ruszyła
przed siebie, po drodze chowając skrzydła. Jej blask był tak mocny, że biegnący
w jej stronę kot natychmiast zmienił kierunek. Nie potrafił skupić spojrzenia
na postaci lśniącej takim blaskiem. Przekroczyła próg, rozejrzała się, lecz
zobaczyła tylko dwie córki czarownicy. Przeszła dalej, ignorując ich przerażone
spojrzenia, krzyk i zaklęcia, które miały wyrządzić jej szkodę. Ethel znalazła
na ławce za domem. Stara wiedźma przesiadywała tam, wystawiając pomarszczoną
twarz ku słońcu. Gdy nagle zjawiła się przed nią Areanna, Ethel wyciągnęła
dłoń, by chronić oczy.
– Po co przybywasz, duchu anielski? – zapytała
czarownica, wciąż nie mogąc spojrzeć na jaśniejącą postać przed nią.
– Wymogłaś na moim synu nikczemną obietnicę,
która musi zostać dopełniona – powiedziała chłodno, a blask wzmógł się.
– Areanna… – jęknęła Ethel. – To było słuszne
przyrzeczenie.
– Nie było! – wykrzyknęła anielica, a
światłość zaczęła razić czarownicę, która krzyknęła. – Wiesz dobrze, że przy
niej by się zmienił, że to już się zaczęło. Jesteś świadoma tego, że Estelle
nie zasłużyła na ten los. – Areanna wciąż mówiła podniesionym głosem. –
Chciałaś zemsty za to, co zrobił, nie waż się zaprzeczać! Dlatego chcesz, by
stanął na rozdrożu, z którego każda droga zawiedzie go ku cierpieniu.
– Zabijał moich krewnych i nigdy nie żałował!
Pamiętam, jak zamordował moją matkę, widziałam to, Areanno! Musi ponieść karę,
musi…
– Przestań!
Krzyk dziecka wyrwał anielicę z amoku. Była wściekła, miotały nią
uczucia, których nie czuła nigdy wcześniej. Mała Zena podbiegła po babci, nie
zważając na światłość bijącą z Areanny i objęła ją ciemnymi rączkami.
Dziewczynka wtuliła się w Ethel. Areanna uspokoiła się i powściągnęła moc,
która zaczęła wymykać się jej z pod kontroli.
– Wybacz, Ethel – szepnęła. – Ale jesteś mi to
winna i jemu także.
– Czego chcesz? – zapytała wiedźma, choć miała
zaciętą minę i widać było, że wcale nie chce udzielać pomocy, nie jej, nie po to,
co chciała zrobić, co mogła uczynić.
– Estelle. Sprowadzisz ją z powrotem.
– To Lydia stworzyła zaklęcie. Była elfką,
dlatego i ty musisz znaleźć elfa. Bardzo potężnego elfa, bo ona jest w piekle.
Areanna skamieniała. Piekło.
Było to miejsce, którego sama się obawiała. Wiedziała, że czystym duszom nie
wolno tam przebywać. Ani elfom.
Elfowie byli nieśmiertelni, związani z tym światem i dlatego nie było im
przeznaczone ani niebo, ani piekło. Nawet
tym, którzy upadli. Błękitny Lud podążał do krainy podobnej Ziemi, lecz
lepszej, z przed skażenia przez zło. Tam było ich miejsce bez względu na to, co
uczynili i czego się dopuścili.
– To niemożliwe – szepnęła. – Estelle jest
elfką.
– Półelfką – przypomniała jej Ethel. – Jakaś
wiedźma imieniem Gabrielle powołała się na pradawne prawo i oddała własne życie
w zamian z jedno życzenie.
– Cienie – stwierdziła Areanna. – Zażądała, by
jej nie opuszczały podczas wędrówki.
Mściwy, bezzębny uśmiech Ethel mówił sam za siebie. Areanna nie miała
powodu, by gościć tu dłużej. Musiała się pośpieszyć, bo wiedziała jak piekło
potrafi wypaczyć nawet najszlachetniejsze dusze.
– Zjawią się tu – stwierdziła beznamiętnie
anielica. – Spalą i zniszczą ten domek – potoczyła spojrzeniem po budynku. – A
ty pamiętaj, że musisz spełnić swoją część umowy, inaczej czeka cię pustka.
Jestem aniołem, również mogę zażądać życzenia w zamian za własne życie i nie
sądź, że się zawaham.
***
J
|
ules zajęła się wszystkimi
sprawami związanymi z pogrzebem i czym prędzej opuściła miasteczko. Nie miała
sił, by uczestniczyć w ceremonii. Za
bardzo przywiązała się do Gabrielle. W dodatku wiedziała, że zwlekanie tylko
pogorszy sprawę z Richardem. Był jednym z pierwszych wilkołaków i dlatego
posiadał władzę nad swoimi potomkami – każdy wilkołak był z nim spokrewniony.
Okazało się, że czarownik, jakim był Richard z racji przynależności do elfów,
dzięki magii krwi, zdolny jest zmusić do posłuszeństwa powinowatych z nim. A teraz muszę się tłuc przez ogarniętą wojną
Europę, tylko po to, by spełnić jego zachcianki.
Stanęła przed niewielkim, francuskim hotelikiem. Już tylko dzień dzielił
ją od wyznaczanego miejsca spotkania. Nikt nie musiał jej mówić, gdzie ma się ono
odbyć, był to kolejny element czaru Richarda. Wiedziała też jakim tempem musi
się poruszać, by zdążyć na czas, czy raczej dotrzeć możliwie najszybciej przy
najmniejszych kosztach zmęczenia. Może i
jego zabije magia? Tak jak zamordowała Gabrielle.
Budynek był niewielki, a jego prawa część zwęglona, jakby kiedyś stała
tam druga część hotelu, jednak w wyniku bombardowań została zniszczona. Przynajmniej usunięto większość zgliszcz. Część
osmalonych cegieł i kilka większych desek stropowych pozostało nie ruszonych,
jednak i tak było to więcej niż w wielu innych miejscach. Uschnięty bluszcz
wciąż wisiał na lewej stronie hoteliku, a dawno zepsuty neon był ponuro
przekrzywiony i Jules niemal uderzyła w niego głową, przechodząc przez próg.
Minęła wąski, długi korytarz, zastanawiając się czy w tym hotelu-widmo
wciąż ktoś przemieszkuje. Zdziwiło ją, że musiała przebyć niemal cały hol, by
wreszcie dotrzeć do kasy, przy której
jednak siedziała kobieta. Była młoda, lecz patrzyła na Jules zmęczonymi,
starymi oczyma. Przez czoło i prawą stronę twarzy biegła okropna, czerwona
blizna. Nos dziewczyny był potwornie zdeformowany i Jules zastanawiała się jak
ona może oddychać. Na sobie miała pstre ubrania, które do siebie nie pasowały,
lecz musiały być jej jedynymi, bo łokcie i boki miała bardzo mocno
poprzecierane.
– Masz czym zapłacić? – zapytała, zanim Jules
zdążyła cokolwiek powiedzieć. – Nie chodzi o pieniądze, musimy przygotować się
na zimę.
– Mam suchary – mruknęła wilczyca, grzebiąc w
plecaku. Nie spodziewała się aż takich problemów z żywnością, więc nie zabrała jej zbyt wiele.
Gdy tylko kobieta otrzymała dwie paczki, schowała je gdzieś pod
kontuarem. Jej przebiegłe, dzikie spojrzenie uważnie zlustrowało Jules.
Ostatecznie jednak kobieta powiedziała:
– Pokój na górze, drugi po prawo –
odkaszlnęła, by mówić wyraźniej i dokończyła – możesz zostać na jedną noc,
wyżywienie we własnym zakresie.
Jules podążyła więc we wskazanym kierunku. Drewniane, misternie wykonane
schody niebezpiecznie skrzypiały, a poręcz była niestabilna. W kilku stopniach
ziały dziury wielkości pięści, co upewniało wilczycę, że pensjonat nie był
remontowany od dawna. Ostatecznie jednak Jules bezpiecznie dotarła na piętro i
odnalazła wskazany pokój.
Pokój był małym kwadratowym pomieszczeniem z jednym, niewielkim oknem,
którego szyba została wybita. Wiat hulał po pomieszczeniu, wznosząc do góry
jakieś dokumenty. Najwyraźniej był to jedyny pokój w jakim można było jako tako
spędzić noc, lecz wcześniej zapewne pełnił rolę gabinetu. Nikt nie zadał sobie
trudu posprzątania tej rudery, nikogo nie interesowało jak wygląda górne piętro
pensjonatu. Jules nie trzeba było wygód, potrzebowała tylko kąta do spania, bo
nie chciała nocować na zewnątrz – nie teraz, gdy nie można było być pewnym co
czai się w mroku.
Usiadła na rogu łóżka, które zatrzeszczało. Z pościeli unosił się zapach
stęchlizny, którego nie wypędził nawet wiatr. Przeciągnęła dłoń po pościeli,
zastanawiając się.
Wzywa mnie, ale jak mogę być pewna
tego, że mogę mu ufać? Czy skrzywdziłby kogoś, w kim płynie jego krew?
Jules nie musiała się długo zastanawiać, by domyślić się odpowiedzi. Każdy miał jakieś słabości. Lydia pragnęła
zemsty, Klaus miał Areannę i Damona, a Elijah był honorowy. Tymczasem Richard
nie wydawał się być związany z kimkolwiek, nie przestrzegał też niczyich reguł.
Jeśli w ogóle na czymkolwiek mu zależało, to musiał to bardzo dobrze skrywać. Jules
potrząsnęła głową jakby jakaś mucha natrętnie
kręciła się wokół jej ucha. Uśmiechnęła się. Nie ważne. Jedyne, co mógłby mi zabrać, to życie, które nagle okazało się
tak puste i bezsensowne. Tylko czemu tak trudno się go wyrzec?
***
Przepraszam, że tak późno, ale zwyczajnie wczoraj byłam kompletnie rozkojarzona. Nie wiem co sie ostatnio ze mną dzieje, ale naprawdę coraz ciężej napisać mi rozdział. Tak więc obawiam, że się niedługo będzie jakaś przerwa, bo chyba potrzebuję oddechu.
Nie czuć tego, że idzie ci ciężko. Mi czyta się lekko i szybko ;)
OdpowiedzUsuńPostać Caspiana zaczyna mi się wydawać interesująca. Stefan musiał naprawdę rozpaczać, skoro potrafił mówić tylko o Elenie i w dodatku wyparł się Damona. Widzę też, że Areanna staje się coraz wązniejsza i pałam do niej coraz większą sympatią. Nie mogę się doczekać rozwinięcia jej wątku. Jak zareaguje Damon, kiedy się dowie, że jest jego matką? I urzekło mnie to, że Areanna walczy o powrót Estelle. Ja sama też bardzo bym tego chciała.
Przerażają mnie nieco te opisy rzeczysistości, którą przedstawiasz.Są bardzo realistyczne. Co oznacza, że wykonałaś kawał dobrej roboty ;) Oby tak dalej :D
To cieszę się, że przynajmniej nie widac tego mojego "wypalenia". Gdyby było widać, byłoby naprawdę źle ;).
UsuńOj, był zły i rozgoryczony i wciąż jest. Tak, tak Areanna to narawdę wspaniała osoba. Znając Damona - nie za dobrze, wystarczy poparzeć na to ja wspomina Klausa, on nigdy nie nazywa go ojcem.
Cieszę się, chociaż wolałabym poopisywać coś straszniejszego, bo to taki raczej wstęp ;). Postaram się, obiecuję.
Mówisz, że ciężko Ci idzie pisać kolejne rozdziały? Ja odniosłam zupełnie inne wrażenie. Ten rozdział czytało mi się bardzo dobrze, chyba nawet najlepiej jak dotychczas.
OdpowiedzUsuńTwoje opisy ,,obecnej sytuacji" są tak realistyczne, że mam wrażenie, że stoję gdzieś z boku i obserwuję to wszystko. Ogólnie mam dość dobrą wyobraźnię, ale żeby doprowadzić mnie do takiego stanu, w którym nie mam kontaktu z otaczającym mnie światem, trzeba być naprawdę mocno utalentowanym.
Nareszcie doczekałam się Caspiana! Zaczynam go rozumieć, dostrzegam również w nim podobieństwo do Damona, jednak zastanawiam się, co Caspian sądzi o Damonie.
Areanny w takim wydaniu chyba jeszcze nie widziałam, niemniej polubiłam ją taką i strasznie się ucieszyłam, gdy pokazała swoje pazurki.
Zastanawiam się, czemu Richard wzywa wilkołaki. Mam jakieś podejrzenia, jednak mam nadzieję, że nie okażą się one słuszne.
Życzę Ci dużo weny ;*.
Ale tak jest, niestety :( Pewnie wynika to głównie z faktu, że nie do końca wiem w jakim kierunku zmierzam i nieco mnie to przytłacza. Tzn. mam wrażenie, że czagoś brakuje, że nie ma tego błysku. Chyba zwyczajnie za długo siedzę w wampirzych historiach, bo jest mi teraz naprawdę ciężko zaskoczyć samą siebie. Jakby wszystko już było...
UsuńCieszę się :). Naprawdę zawsze miło jest przeczytać taką uwagę, więc bardzo wielkie dzięki.
A jest Caspian - specjalnie dla ciebie, powiem szczerze ;). Och, tak są bardzo podobni i cieszę się, że to dostrzegłaś. Dla Caspiana Damon jest kimś bardzo intrygującym, kogo chętnie by spotkał i porozmawiał z nim. Jeszcze nie wie dokładnie jaki jest, ale z tego co udało mu się podsłuchać, wnioskuje, że jest bardzo potężny i pewnie znacznie ciekawszy od Stefana. W tym też widać tę jego dziecinność :).
Właśnie ta sprawa z Richim mnie najbardziej frustruje... muszę już dokończyć, bo niby coś mi tam świta, ale wydaje mi się, że to nie do końca tak powinno być. A jestem ciekawa co też ty podejrzewasz, szepniesz słówko?
Dzięki, bo naprawdę by się przydała ;).
Sądzę, że Richard chce się jakoś zemścić na Stefanie. Zamierza zabić/porwać Damona/Caspiana, albo każe przyprowadzić do siebie Damona i tak mu zamąci w głowie (np. powie mu, że sprawdzi Estelle, jeśli ten mu pomoże i wywinie jakiś numer, dzięki któremu Damon będzie cierpiał bardziej niż teraz.
UsuńStrasznie Ci dziękuję za Caspiana! Jestem szczęśliwa, że pomyślałaś o mnie i umieściłaś go specjalnie dla mnie. :)
Blisko ;). Wiem jak to załatwię, a w kazdym razie w większości tylko zastanwiam się kogo poświęcić, bo ktoś będzie musiał kopnąć w kalendarz ;) Teraz mam nastrój na zabijanie i kopanie po tyłku, więc paru osobom pewnie się dostanie w najbliższej przyszłości.
UsuńNie ma za co xD. Naprawdę lubię o nim pisać, bo jest ciekawy, taki nie milusi jak coponiektórzy, choć tych sympatycznych też staram się powoli zmieniać, ale może tego jeszcze nie widać.