S
|
łońce znów leniwie wstawało,
oświetlając gabinet Philipa. Większość papierów, niegdyś skrzętnie poukładana
na równe kupki, teraz spoczywała w najróżniejszych kątach pokoju. Właściciel
nie znosił bałaganu, więc było to bardzo dziwne dla tych, którzy nie wiedzieli
o przybyciu Richarda.
Stary elf był ojcem Philipa i jednocześnie jednym z pierwszych
wilkołaków. Nigdy nie miał dobrych kontaktów ze starszym synem, więc ich relacje
były dość napięte, a zważywszy na ostatnio obrane cele – wręcz wrogie. Dlatego
też wizyta rodziciela przewróciła zamek Philipa do góry nogami. Dosłownie.
Oczywiście nie znaczyło to, że jego prawowity właściciel pozostawił wszystko i
odszedł w bliżej nieokreślonym kierunku. O nie, Philip bardzo cenił sobie
własną pracę, a w to zamczysko i jego ochronę zainwestował naprawdę dużo
wysiłku.
Jedna z kartek uniosła się w górę i można by pomyśleć, że to tylko wiatr
poderwał ją i zaraz opadnie. Jednak okno było zamknięte na zasuwkę, a papier
nie osunął się na podłogę, a zawisł w powietrzu. Wtedy drzwi otworzyły się i do
pomieszczenia wtargnęła smukła wampirzyca. Miała naprawdę nietęgą minę, a drzwi
zatrzasnęła z hukiem. Nie zdziwiła jej lewitująca kartka. Spojrzała tylko w jej
kierunku z rezygnacją i złością. Katherine Pierce nie znosiła gdy coś nie szło
po jej myśli.
– Nie musisz się ukrywać, nie przede mną –
mruknęła kobieta, siadając na miękkim, obrotowym fotelu.
Katherine położyła ręce wygodnie na oparciach, a nogi złożyła na blacie
biurka, nie przejmując się gniecionymi właśnie dokumentami. W pokoju zalśnił
kształt, a później okazało się, że kartka wcale nie żyje własnym życiem.
Trzymał ją dość wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna. Spoglądając na wampirzycę,
skrzywił się jakby poczuł wyjątkowo nieprzyjemny zapach.
– Och, znów patrzysz na mnie tym wzrokiem –
mruknęła wyraźnie rozeźlona i zamaszystym ruchem zdjęła nogi z blatu. – Nawet
nie starasz się zrozumieć. Jesteś jak każdy mężczyzna, Williamie. I wiesz co?
Myślałam…
– Nie, nie wiem i wiedzieć nie chcę – przerwał
jej. – Dowiedziałaś się czegoś? Ilu ma?
Wampirzyca prychnęła niezadowolona. Wstała i podeszła do Williama, choć
on wyraźnie sobie tego nie życzył. Cofnął się o krok, gdy wyciągnęła dłoń,
chcąc dotknąć jego twarzy. Zawsze to robił. Zupełnie jakby była trędowata, a on
mógł się zarazić. Katherine opuściła więc rękę, nic na siłę. Mimo to przez
chwilę w jej ciemnych oczach zagościł smutek, coś na kształt odrzucenia. A może
to po prostu wschodzące słońce zaigrało w jej oczach?
– Będzie chciał przeprowadzić rytuał jak
najszybciej – powiedziała, zdecydowanym głosem. Nie patrzyła na niego, zajęta
lustrowaniem grzbietów licznych ksiąg na wysokim regale. – Mówi o piątce, ale
to już wiesz, prawda?
William nie odpowiedział, nie musiał. Philip zawsze wiedział więcej. To
jego pomysłem było wpuszczenie tu Richarda i ukrycie wszystkich, tak by nikt
niepowołany nie mógł ich dostrzec. Istniały obawy, że stary elf wyczuje
podstęp, magię, która tu wyraźnie była silniejsza niż wcześniej. Philip
zaryzykował, zawierzył własnym umiejętnościom i zrozumiał jak niewiele znaczy
moc Richarda przy jego własnej. Katherine natomiast wiedziała, że stanęła po
właściwej stronie.
– Ma już Cesara – powiedziała, patrząc uważnie
na reakcję syna, jednak nic nie dał po sobie poznać. – Jules przybyła niecałe
dwa dni temu, a wczoraj zjawił się Lucius. Brakuje mu już tylko bliźniaczej
krwi i ofiary.
– A elf? – zapytał wampir. – Potrzebuje elfa,
który będzie inkantował zaklęcie. Cesar jest za słaby, nie poradzi sobie z tak
skomplikowaną strukturą.
– Richard zrobi to osobiście. Nie ufa
Philipowi i chyba zaczyna coś podejrzewać. Wasze zniknięcie jest podejrzane, a
to że przesiaduję tu tyle czasu… coraz trudniej mi się tłumaczyć. – Katherine
położyła dłoń na klamce, zmierzając do wyjścia. – Isaak i Millie zmierzają tu z
Caspianem, nawet Richard to wyczuwa. Wolałabym gdybyś znajdował się daleko stąd,
gdy zacznie się rytuał.
Katherine wyszła, pozostawiając Williama samego. Patrzył za nią długo, a
lód w jego spojrzeniu nieco stopniał. Wciąż nie potrafił się przemóc i pozwolić
sobie na choć krztynę zrozumienia, na zaufanie jej. Zbyt wiele się o niej
dowiedział, zbyt wiele ich od siebie dzieliło. Na początku miał za złe
Philipowi, że to jemu zlecił kontakty z tą wampirzycą, jednak teraz… Wiele się zmieniło. Może, gdy ten rozdział
zostanie zamknięty…?
Pomieszczenie znów rozbłysło delikatnym blaskiem, by ponownie pogrążyć
się w półmroku. Kartka upadła na podłogę zataczając kręgi, a drzwi otworzyły
się i zamknęły cicho, ciszej niż oddech.
***
P
|
auline czuła zawirowania w magii.
Daleko stąd, po drugiej stronie działo się coś, co nie zwiastowało niczego
dobrego. Raphael nie wrócił, choć minął już blisko miesiąc. Kobieta nie
wiedziała ile może zająć taka podróż, nie pytała też o to upadłego, lecz
uważała, że minęło już stanowczo zbyt wiele czasu. Zgodnie z umową odesłała
Carę jeszcze tego samego dnia, gdy wyruszał Raphael. Od tamtej pory starała się
odzyskać większość utraconych mocy, potęgi, którą strwoniła przeciw naturze.
Wiedźmy zawsze musiały żyć w zgodzie z zasadami. Musiały ściśle trzymać
się ustalonych dróg, bo zboczenie z nich mogło mieć naprawdę przykre
konsekwencje. Utrata mocy, czy brak panowania nad nimi był tylko najlżejszą
karą. Bo odpowiedzialność za czyny nie dotyczyła jedynie świata żywych, wiedźmy
zbyt wiele swej potęgi czerpały z duchów przodków.
Jednak czas uciekał, a Pauline czuła, że zgromadziła już odpowiednią
ilość energii. Wiedziała, że jeżeli będzie zwlekać zbyt długo może nie mieć już
czego ratować. Ze słów Raphaela jasno wynikało, że przedłużająca się
nieobecność będzie zwiastunem klęski. Takie więc założenie przyjęła Pauline.
Musiała się jednak upewnić, wiedzieć, gdzie znalazła się Estelle – był to
warunek pomocy. Gdyby została w czyśćcu, Pauline mogła mieć nadzieje na
wydostanie jej przy niewielkiej pomocy, lecz jeżeli… Nie, nie powinnam nawet o tym myśleć – skarciła się w duchu. Piekło
leżało daleko poza jej zasięgiem. Tylko ten jeden, jedyny raz pozwolono jej na
sprowadzenie kogoś z zaświatów. Nigdy więcej historia się nie powtórzy.
Poczuła chłodne dłonie obejmujące ją w pasie. Delikatne pocałunki na
szyi utwierdziły ją w przekonaniu, że to Elijah znów się za nią stęsknił. Był
jak jej anioł stróż – zjawiał się zawsze, gdy tylko go potrzebowała. To ze
względu na niego zdecydowała się pomóc Estelle. Elijah był zbyt honorowy, by
żyć, wiedząc że swoje szczęście zbudował na cudzej śmierci. Nawet Pauline
ciężko byłoby umknąć wyrzutom sumienia, a przecież robili to. Dwadzieścia lat wydartych przeznaczeniu i
śmierci. Dwadzieścia lat, które ukradliśmy i za które będziemy musieli
zapłacić. Teraz jednak Pauline wtuliła się w policzek ukochanego, przez
chwilę chciała znów zapomnieć. Tak łatwo
mówić o pełnych wyrzeczeń, bohaterskich czynach, lecz, gdy ma się wybór, o
wiele wygodniej wybrać spokój i własne szczęście. Pauline właśnie za to
oddanie zasadom, honorowi podziwiała Elijah. Był dla niej nie tylko partnerem,
był także wzorem do naśladowania.
– Myślisz o Raphaelu? – wymruczał jej do ucha.
– Nie zdradził, nie tym razem.
– Wiem. Jednak coś jest nie tak, nie udało mu
się. Czujesz to?
– Nie – powiedział. – Nie jestem pewien –
zreflektował się po chwili. – Nie powinniśmy dłużej czekać. Tylko tego jestem
pewien. Jest ktoś, kto mógłby nam pomóc – powiedział w końcu, niepewnie
wypuszczając ją z objęć.
Pauline odwróciła się w jego kierunku, wstała i wyciągnęła dłoń, by
pogładzić go po policzku. Elijah uniknął jednak jej ręki i spuścił wzrok. W
jego postawie było coś wstydliwego, jakiś cień i obawa.
– Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona
wiedźma.
– Po tym jak odeszłaś – szepnął ledwie
słyszalnie – myślałem, że straciłem cię na zawsze. Długo nie potrafiłem się
pozbierać, ale w końcu… – westchnął ciężko. – Poznałem Areannę i pokochałem ją.
Nie przypominała ciebie, nie fizycznie, ale potrafiła ukoić mój ból.
– To nic złego. Nie wiedziałeś, nie mogłeś
wiedzieć, że kiedykolwiek wrócę. Nie mogę cię winić za to że chciałeś żyć.
– A mimo to, ile razy wspominam tamten czas,
mam wrażenie, że cię zdradziłem. Bo ja naprawdę ją kochałem. Wciąż kocham.
Pauline wreszcie udało się przedrzeć przez zasłonę Elijah i dotknęła
jego policzka. Delikatnie, pieszczotliwie. Gdy pierwotny na nią spojrzał,
zobaczył, że się uśmiecha. Na jej twarzy nie malował się gniew, złość, czy
zawód – wydawała się być spokojna, wręcz zadowolona. Nie pojął tego na
początku, zrozumienie przyszło z czasem. Pauline kochała go bezwarunkowo, nawet
jeżeli on kochał kogoś jeszcze. Bo czy można żądać miłości wyłącznej,
egoistycznej?
Twarz wampira oświetlił blask, anielski blask. W ich skromnym, górskim
pokoiku zmaterializowała się lśniąca postać anielicy. Była ona wysoka, smukła i
majestatyczna – jedyna w swoim rodzaju. Złociste włosy wzmagały wrażenie jakby
miała w sobie cząstkę słońca.
– Witaj Elijah – powiedziała swym
krystalicznie czystym głosem Areanna. – Ty musisz być Pauline, prawda?
Uśmiechała się, choć nie był to radosny uśmiech, nie ten, który widywał
na jej twarzy wieki temu. Gdy była z nim
i nosiła jego dziecko. Damon – imię mężczyzny wróciło do niego po latach.
Był do niej bardziej podobny niż mu się zdawało. Mieli te same błękitne oczy, w
których można było dostrzec skrawek nieba. Elijah nie wątpił, że Areanna
odnalazła syna – nie oparłaby się pokusie, nie teraz, gdy to prawdopodobnie
ostatnia szansa. Tęsknił za nią, musiał to przed sobą przyznać, jednak jej
pojawienie się nie bolało, nie tak, jak myślał, że będzie. Wciąż była tak
daleko, choć stała ledwie kilka kroków od niego.
– Nie mylisz się – odpowiedziała Pauline. –
Jak sądzę jesteś tu w sprawie syna. Rozumiem – powiedziała nim Areanna zdążyła
wyjaśnić po co się zjawiła. – Elijah
opowiadał mi o tobie.
– Wzajemnie. Wiem, że chciałaś ją sprowadzić i
w tym celu zaangażowałaś w to Raphaela. Nie ma tu jego, Estelle nie wróciła, a
znajoma wiedźma powiedziała mi, że dziewczyna znalazła się w piekle – Areanna
wydawała się być przytłoczona, takiej Elijah jej jeszcze nie widział. – Mój syn
zawarł umowę z czarownicą, choć nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji.
Potrzebuję dwunastu czarownic i elfa. Wiem, że wiele przeszłaś i zrozumiem,
jeżeli będziesz chciała odmówić, lecz proszę cię o pomoc.
Wtedy Pauline zrozumiała. Areanna nie była pewna, co się z nią stanie,
nie była w stanie zagwarantować bezpieczeństwa. Mało tego – wyraźnie
sugerowała, że Pauline ponownie może zostać odarta z życia. Spojrzała więc na
Elijah. Szukała spokoju, pewności, był jej opoką i to on zawsze wiedział jak
należy postąpić. Patrzył na Areannę, a jego oczy wyrażały determinację. I
Pauline już wiedziała. Czy mogła mu odmówić, czy była w stanie złamać zasady,
jego zasady? Nawet gdyby chciała, nie mogła – to by oznaczało zrobienie krok w
tył i zrezygnowanie z tego, o co walczyła. Bo przecież trzeba zostawić po sobie
coś, co będzie znakiem życia. Aileen,
moja piękna córeczka. Nie pytałam o nią, ale zbliża się ten czas. Muszę
wiedzieć jak dopełniło się jej życie, jak… odeszła.
– Więc masz mnie – powiedziała czarownica,
patrząc znów na Areannę. – Ile jeszcze?
– Troje po tej stronie i troje po tamtej oraz
elf – stwierdziła anielica, a uśmiech, który pojawił się na jej twarzy, znikł.
– To będzie Philip, prawda? To musi być on –
wtrącił Elijah. – Jest najpotężniejszy i nawet Klaus się z nim liczył. Ale nie
można mu ufać.
– Masz rację – Areanna spojrzała za okno,
jakby gdzieś się spieszyła. – Nie mamy jednak nikogo innego. Jest
najpotężniejszym elfem, który pozostał.
Coś w głosie anielicy świadczyło o jej głębokim smutku. Patrzyła w dal,
ale nie dostrzegała niczego. Wspominała,
wspominała jedynego, którego pokochała. Nie płakała. Była silniejsza niż każda
znana Elijah kobieta, silniejsza niż on
sam i Klaus. Zawsze wiedziała co robić – to jej zawdzięczał to, kim się stał.
– Bonnie Bennet i Derrick Powell pomogą, będą
tymi z zaświatów – kontynuowała Areanna. – Przy Philipie jest wiedźma, ma na
imię Cora i zrobi wszystko, co ten elf jej nakaże. Z Ruth powinnam sobie poradzić, ale Flavia…
straciła obie podopieczne. Nie wiem czy zechce w ogóle ze mną rozmawiać.
– Była czarownicą Ileanny i Deanny? – zapytał
Elijah.
Areanna skinęła głową. Wampir po raz
pierwszy od tak wielu lat widział jak anielica się niepokoi. Pamiętał ją po
tymczasowej śmierci Klausa, pamiętał jak zdecydowała się oddać syna i wtedy,
gdy wygrali bitwę, a przegrali wojnę. Wiedziała, że będzie zmuszona odejść, a
jednak nie załamała się, była chłodna i nieczuła – zupełnie jakby wyłączyła
uczucia, człowieczeństwo. Lecz przecież
była, jest aniołem. Czy jednak można mówić o człowieczeństwie w jej wypadku?
Czy jest to może słabość? Elijah wolał nie znać odpowiedzi na te pytania.
– Tak – odpowiedziała. – Proszę byś zjawiła
się we Francji – zwróciła się do Pauline, wręczając jej kartkę. – Zatrzymaj się
w pobliżu tego miejsca i postaraj nie wychylać póki ja się nie zjawię.
Pauline kiwnęła głową, a Areanna podziękowała sucho i zniknęła. W jej
zachowaniu było coś, co kazało przypuszczać, że nie wszystko idzie po jej
myśli. Złoty blask ponownie rozświetlił pomieszczenie.
– Rozumiem czemu ją pokochałeś – szepnęła
Pauline, jakby bała się powiedzieć to głośniej.
Elijah nic nie odpowiedział. Nie musiał.
– Ileanna i Deanna to dhampirzyce, prawda? –
zapytała czarownica.
– Tak, zginęły dwadzieścia lat temu. Ileanna
stała po naszej stronie… lub raczej udawała, że tak jest. Później… – Zamyślił
się przez chwilę. – Później wszystko się zmieniło. Pozabijały się nawzajem.
Deanna chciała sprawiedliwości, Ileanna chyba się broniła. W każdym razie ich
los przypieczętowała Joan. Dowiedziałem się tego długo później, gdy ich ciała
już dawno zgniły i nie pozostało po nich nic prócz wspomnień.
Pauline spojrzała na Elijah i wtuliła się w niego. Potrzebowała jego
odwagi, by żyć, by umieć właściwie obrać drogę. Uwielbiała jego zapach, który
kojarzył jej się z tą spokojną, beztroską, z przeszłością. Zanim zjawiły się czarownice, zanim pojawił się Klaus, zanim przyszły
śmierć i magia. Bo wtedy wystarczyła twoja obecność, bo wtedy nie liczył się
świat, dobro, zło, nic prócz chwili.
– Co stało się z Aileen? – zapytała wreszcie.
To pytanie dręczyło ją już od dawna, lecz bała się je zadać. Wiedziała,
że minęło z górą tysiąc lat i jej ukochana, maleńka córeczka musiała umrzeć.
Pauline pamiętała tamte czasy aż za dobrze, by mieć pewność, że los nie
oszczędził i jej dziecka. Mimo to musiała wiedzieć.
Elijah odwrócił się, nie patrząc na nią. Nagle uleciały z niego wszelkie
pozytywne uczucia. Pauline odniosła wrażenie, że wampir postarzał się w tej
jednej chwili o kilkanaście lat i przytłoczyło go brzemię lat. Chciała położyć
dłoń na jego ramieniu, jednak on odsunął się, wyczuwając jej zamiar. Jego barki
zaczęły się trząść, a Pauline zaniepokoiła się.
– Powiedz mi – szepnęła niepewnie. – Zniosę
każdą prawdę, wiem, że już dawno nie żyje.
– Masz rację. Aileen umarła.
Pauline miała problem z ustabilizowaniem oddechu, cały jej świat
zawirował, a ziemia stała się nagle niebem. Przez chwilę miała wrażenie, że
spada w przepaść, jednak nie upadła na
chłodną podłogę, bezwładnie niczym lalka – to Elijah ją złapał. Zawsze, gdy
upadała, zjawiał się on i pomagał jej powstać. Czarownica zobaczyła jak coś
błyszczącego spada na jej suknię i podniosła dłoń do twarzy. Była mokra!
Pauline płakała, choć niegdyś wiele razy obiecywała sobie, że tego nie zrobi,
że przyjmie tą wiadomość ze spokojem. To
nie tak miało być! Nie chciałam robić mu wymówek, nie mógł inaczej, nie… nie
mógł zapewnić jej nieśmiertelności, nawet on, nikt.
– Przepraszam – wyszeptała wprost do jego
ucha.
Elijah wciąż trzymał ją mocno w ramionach. Tulił ją do siebie jakby miał
ją stracić, jakby coś, co zamierzał powiedzieć miało zmienić wszystko. Teraz
Pauline była pewna, że płakał. Czuła jego gorące, słone łzy spływające na jej
własne policzki i na jej szyję. Mieszały się z jej własnymi i tworzyły ich
wspólną rzekę żalu.
– Ona… –
usłyszała cichy niczym wiatr głos ukochanego. – Ja… wybacz. Nie zdołałem jej…
nie…
– Ciii już dobrze. – Pogładziła dłonią jego
plecy, wtulając się w niego mocniej. – Nic nie szkodzi, nic nie mogłeś
poradzić. Tak było przeznaczone.
– Nie rozumiesz! – Elijah oderwał się od niej.
Jego oczy były zaczerwienione i płonął w nich gniew. – nic nie ro… – jego głos
znów się załamał. – To wszystko moja wina! Moja i tylko moja! To przeze mnie
jest… jest… – Dalsze słowa nie chciały
przejść mu przez gardło.
– Czym jest? – zapytała zaniepokojona Pauline.
– Ona przecież nie żyje. Sam to powiedziałeś.
Wówczas gniew z jego oczu zniknął i zastąpił go żal, żal i pustka. Coś w
nim pękło, tama została przerwana i teraz, po raz pierwszy w całym swoim życiu,
widziała go załamanego. Patrzył na nią wzrokiem bez nadziei. Nagle wydawał się
być takim słabym, bezsilnym, upadłym.
– Potworem. Jest potworem takim jakim jestem
ja sam.
I wtedy zdała sobie sprawę, że tego jednego nie będzie mogła mu
wybaczyć, że wszystko zostało stracone.
Relacja Kath i Willa zmierza w ciekawym kierunku. Czyżby ich stosunki miałyby się kiedyś naprostować? To by dopiero było.
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się, czy Areanna nie zażądała za wiele..., ale potem pomyślałam, że Pauline zdaje sobie sprawę, że jej spokój nie będzie trwał wiecznie i pewnego dnia nadejdzie coś, co zniszczy jej bańkę mydlaną. Jestem pod wrażeniem, że tak spokojnie podeszła do Elijah zakochanego w Areannie. Jest wyjątkowa pod tym względem.
A więc córeczka Pauline jest wampirem? To w jej mniemaniu los gorszy od śmierci... Jednak byłoby szkoda, gdyby Pauline nie potrafiła wybaczyć mu tego czynu. Zamierzasz wprowadzić Aileen z powrotem?
Dla Katherine i Williama to mam całkiem interesujący (dla mnie) pomysł. Ale dla nich mam dużo czasu, więc nie ma pośpiechu ;).
UsuńAreanna raczej prosiła i gotowa była zaakceptować brak zgody ze strony Pauline. I tak, masz rację, na pewno nie żyliby sobie wiecznie w spokoju :) nie ma tak dobrze. Jest tak wyjątkowa jak jej imiennniczka ;). Ale oni są już dość dorośli, by wiedzieć, że uczucie uczuciu nie równym i pewne rzeczy po prostu trzeba zaakceptować.
Bo Pauline to jednak wiedźma, która była uczepiona Klausa przez wieki i jej córka jako wampir to najgorszy możliwy scenariusz. Tak, zamierzam ;). Jak już sie pojawi, to sporo namiesza, bo to całkiem zajmująca osóbka :D.
To naprawdę fajnie, że Katherine stara się zbliżyć do Williama, ale zastanawia mnie fragment jej wypowiedzi (,,Wasze zniknięcie jest podejrzane, a to że przesiaduję tu tyle czasu… coraz trudniej mi się tłumaczyć."). Czyżby Kath miała coś wspólnego z tym zniknięciem?
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że Kath ma słuszne obawy co do tego rytuału i zaczynam się martwić, bardzo się martwić.
Nie spodziewałam się, że Areanna przybycie do Pauline i Elijah, oraz że poprosi Pauline o pomoc. Czekało mnie miłe zaskoczenie, bo nie sądziłam, że Pauline od razu godzi się pomóc anielicy.
Wszystko było pięknie a tu nagle trach! Elijah wyjawia, że Aileen stała się istotą mroku. Boję się, oby niesłusznie, że Pauline w obliczu tego wszystkiego nie pomoże Areannie.
Życzę weny ;*.
Nie, Kath nie ma za wiele z tym wspólnego. Dopiero później zaczęła współpracować z Williamem, a przez to z Philipem. natomiast to zniknięcie to zwyczajny czar (znaczy niezwyczajny, bo bardzo skomplikowany :D) Philipa, a jest po to, by poszpiegować Richarda i oszczędzić sobie kłopotu z szukaniem nowego lokum xD. Philip jest strasznie wygodnicki.
UsuńAno zrobił się straszny fetor ;). Niedługo trzeba będzie popchnąć ich znacząco do przodu, a Pauline będzie miała ciężki orzech do zgryzienia. Za wiele oparła na Elijah, a tym kim był dla niej i jej córki i zupełnie nie jest przygotowana na prawdę, a to co wie jest ledwie wierzchołkiem góry lodowej.
Dzięki śliczne, dobry duszku ;)