G
|
niew i złość buchały z oczu
Stefana. Czuł się zdradzony, odarty z prawa wymierzenia sprawiedliwej – w jego
mniemaniu – kary. Wiedział, że nie powinna kierować nim chęć mordu, lecz miał
już serdecznie dość tego, że winnym wszystko uchodzi na sucho, a on cierpi za
nich. Tym razem więc postanowił przedłożyć własny interes nad przekonania. Był pewny,
że Damon stanie po jego stronie. Dlaczego by nie? Byli braćmi, a w każdym razie wychował ich ten sam człowiek, a
starszy Salvatore traktował Penelopę jak biologiczną matkę. To w niego
najbardziej uderzyła śmierć żony Giuseppe’a i jego późniejsza wściekłość. Więc, czemu, na wszystko, co mi drogie, czemu nie zrobił tego, czego od niego
oczekiwałem? Stefan musiał przyznać
sam przed sobą, że te dwadzieścia lat zmieniło ich bardziej niż gotów był
zauważyć na samym początku. Miał niejasne wrażenie, że zamienili się rolami, co
wcale go nie zadowalało.
Chciał odejść, nie widział już sensu pozostawania z Damonem, skoro nie
mogli dojść do porozumienia nawet w tej kwestii. Bo co ich łączyło? Więzi krwi?
Nie. Więzi emocjonalne? Nie. Wspólne cele? Nie. Szanse na przyszłość? Nie.
Stefan uśmiechnął się gorzko pod nosem.
Zrozumiał, że wszystko to nie służy niczemu, nigdy tak nie było. Cała ich
wyprawa była jednym wielkim żartem i zapewne jedynym powodem, dla którego
Areanna zgodziła się na to, było pozbycie się na jakiś czas Damona. Pewnie zastanawia się jak mu powiedzieć, że
jest jego matką. Gorycz zalewała całe jestestwo Stefana. Miał serdecznie
dość tego, że jego brat może odzyskać wszystko, co utracił, a on sam nie.
– Stefan, stój – usłyszał za sobą krzyk brata.
Nie zatrzymał się, nawet nie zwolnił kroku.
Może odnajdę Katherine? Powinienem
jej chyba pomóc z Richardem, a przynajmniej spróbować. Zresztą i tak nie mam
już o kogo walczyć. Caspian wyrzekł się mnie lata temu i najwyraźniej beze mnie
jest mu znacznie lepiej. Kilka lat temu Stefan dowiedział się, że to wuja,
a nie ojca poszukuje jego syn. Zabolało to bardziej niż chciał przyznać, a
teraz stara rana ponownie zapiekła żywym ogniem.
– Zatrzymaj się!
Damon wyrósł nagle przed nim. Unosił się w powietrzu, a ciemne, mgliste
skrzydła poruszały się miarowo niczym smuga mrocznej mgły. Z jego twarzy bił
blask, a oczy ciskały pioruny. Stefan znał to spojrzenie, po raz pierwszy
widział je niecały tydzień temu. Była w nim ta sama moc, ta niewysłowiona
potęga i coś, co sprawiało, że nie sposób było oprzeć się żelaznej woli
właściciela ów spojrzenia. Damon spokojnie wylądował na ziemi, a skrzydła
zniknęły jakby rozpuszczając się w świetle zapadającego wieczora. Aż do tej
pory Stefan nie zdawał sobie sprawy z potęgi Damona, która w swojej pełnej
krasie emanowała, przytłaczając go.
– Jestem winien ci wytłumaczenia – powiedział
skruszony, z jego wzroku zniknęły ślady złości i zastąpiła je troska.
Stefan nic nie odpowiedział, nie miał na to ochoty, nie po tym, jak
zrozumiał jak niewiele znaczył dla własnego brata. Jestem durniem! On nie jest moim bratem! Nigdy nim nie był, nie do
końca.
– Penelopa była wspaniałą kobietą, była wzorem matki i żony. Giuseppe
kochał ją nad życie i tylko dzięki jej wstawiennictwu znalazłem się w domu Salvatore’ów.
Dali mi więcej niż możesz sobie wyobrazić, bo wtedy ojciec nie był taki, jakim
ty go znałeś – Damon położył dłoń na ramieniu Stefana. – I choć wszystko, co
złe wydarzyło się przez śmierć matki, to nie Leonarda powinieneś winić. –
Nefilim cofnął dłoń i skrzywił się, patrząc na brata. – To wszystko moja wina.
– Co? Przestań opowiadać głupoty – przerwał mu
Stefan. Zrobił kilka kroków naprzód, a później wrócił. – To Leonard zabił naszą
matkę i naprawdę nie wiem jak możesz sam siebie za to obwiniać. Czas najwyższy
żebyś pogodził się z tym, że nie wszystko kręci się wokół ciebie.
– Nie słuchałeś go – stwierdził cierpliwie
Damon. – Leonard nigdy nie chciał skrzywdzić Penelopy, chciał mojej krwi i
gdyby nie wyszła tamtego feralnego dnia, tylko po to zresztą, żeby mnie
odnaleźć, wciąż by żyła. A ty, Stefanie, wychowałbyś się w pełnej rodzinie,
beze mnie, a za to z gromadką młodszego rodzeństwa. – Zaczerpnął powietrza
i wypuścił je ciężko. – Więc tak,
uważam, że to moja wina. Jeśli chcesz kogoś winić, wiń mnie. Przede wszystkim
mnie i moją przeklętą krew.
Stefan spojrzał na Damona z mieszaniną zwątpienia i rezygnacji. Złość
gdzieś się ulotniła, zastąpiona przez smutek i gorycz. Wampir uściskał brata, a
zapach jego krwi uderzył w jego nozdrza. Stefan umknął więc z dala od niego.
Rozumiał dlaczego Leonard pożądał krwi Damona. On sam pragnął znów jej
posmakować – była dla niego niczym syrena kusząca słodkimi obietnicami
spragnionych żeglarzy. A mimo to nie potrafił wybaczyć, bo to oznaczałoby
akceptację.
– Odejdźmy stąd – powiedział wreszcie.
– Powiedziałeś, że winni muszą ponieść karę –
przypomniał mu Damon. – Jestem tu i czekam.
Nefilim rozłożył ramiona, nie miał zamiaru się bronić. Stefan jednak
skrzywił się tylko.
– Jesteś moim bratem i nic tego nie zmieni,
nawet jeżeli czasami sam siebie próbuję przekonać, że jest inaczej. Poza tym,
nie miałbym komu się naprzykrzać, gdyby nie ty.
Obaj uśmiechnęli się serdecznie. Żaden nie ważył się podejść do
drugiego. Teraz wiedzieli już jak wielka jest przepaść między tym kim byli,
lecz przestało to być problemem. Cokolwiek miało stanąć na ich drodze, gotowi
byli stawić temu czoła.
– Powinieneś o czymś wiedzieć – powiedział z
wahaniem Stefan, wciąż nie będąc pewnym czy postępuje właściwie. – Areanna…
Nim jednak skończył miedzy nimi
pojawiła się świetlista kula, która powiększała się i wreszcie przeobraziła się
w kobieca postać. Anielica spojrzała na nich zmęczonym wzrokiem, a widząc ich
zmieszanie, zaniepokoiła się, choć mogła być to tylko ułuda.
– Wszystko jest na dobrej drodze – zwróciła
się do Damona. – Powinieneś udać się jak najszybciej do Francji, tu masz adres
– wręczyła mu zwitek pergaminu. – Odnajdź Philipa i przekonaj go, by sprowadził
Estelle. Może nie być chętny do współpracy, ale w żadnym wypadku nie próbuj się
z nim mierzyć – zastrzegła.
Areanna odwróciła się, patrząc na dom. Zmarszczyła brwi, najwyraźniej
poznając to miejsce. Potem znów spojrzała na Stefana i, choć nic nie
powiedziała, młodszy z Salvatore’ów miał wrażenie, że anielica jest na niego
zła. I właśnie to utwierdziło go w przekonaniu, że ma rację. A więc jednak Damon to twój syn. Nie myliłem
się.
– Śpieszcie się – upomniała ich jeszcze, nim
znów pochłonął ją blask.
Nie waż się mu mówić. Nie powinien
o tym wiedzieć, nie teraz.
Stefan rozejrzał się wokół, lecz nikogo już tu nie było. Głos w jego
umyśle był głosem Areanny, choć ona nie otworzyła nawet ust, choć przed chwilą
zniknęła stąd.
– Trzymasz się? – zapytał Damon, z uwagą
przypatrując się bratu.
– Tak – mruknął niemrawo. – Ruszajmy – dodał z
werwą
***
Z
|
atrzymali się. Po wielu dniach
nieustannej podróży, umykania przed niepowołanymi oczyma i maskowania wszelkich
śladów swej bytności – zatrzymali się. Znajdowali się gdzieś na północy
Francji, w miejscu, gdzie zieleniły się ostatnie fragmenty wyniszczonego kraju.
Z jakiegoś powodu w tych okolicach życie wciąż toczyło się swym dawnym rytmem.
Ludzie prowadzili pensjonaty, mieli domy, utrzymywali rolę – jakby wojna wcale
nie toczyła ich ojczyzny, jakby było to jedyne spokojne miejsce, do którego nie
docierały klęski. Jedynym świadectwem, że i ta kraina nie jest wolna od śmierci
i przemocy byli uchodźcy, przybywający tu z najodleglejszych krain, szpecący
swą brzydotą. Nie tylko fizyczną, lecz przede wszystkim duchową.
Caspian zatracił część siebie w tej podróży, choć nie chciał przyznać
tego przed samym sobą – zmienił się. Wciąż przede wszystkim myślał o sobie,
wciąż interesowało go własne dobro i wciąż chciał się uwolnić od tych
przymusowych kompanów, lecz powoli zaczynał zdawać sobie sprawę, że nie może
wiecznie prowadzić takiego życia. Uświadamiał sobie jak bezwartościowy i pusty
jest w środku. Nie znaczyło to oczywiście, że nagle zapałał chęcią zbawienia
świata – o nie! Caspian chciał spotkać kogoś, do kogo by się przywiązał i z kim
mógłby iść przez życie dobrze się bawiąc. Dlatego też coraz częściej spoglądał
w stronę Evy. Była mu ona najbliższa ze wszystkich i miał wrażenie, że ona
jedna go rozumie. Uwielbiał z nią rozmawiać, kochał jej śmiech i szczery
uśmiech, jej szczere oczy i miękkie, czekoladowe włosy, jej dziecięcą twarz i
otwartość, która z niej buchała na każdym kroku. Jednak był również Isaac. To
jego dziewczyną była Eva, to z nim dzieliła namiot i najwięcej czasu, to na
niego czekała i o niego się niepokoiła. Więc Caspian spoglądał tylko na nią, na
swoją najlepszą i jedyną przyjaciółkę.
Millie nie odezwała się do niego ani słowem od pamiętnego wyznania.
Traktowała go jak powietrze, a Caspianowi niespecjalnie to przeszkadzało.
Wiedział, że Eva bardzo lubi tę sztywną i niebezpieczną wilczycę, ale sam nie
potrafił się do niej przekonać. Niejednokrotnie chciał zapytać Millie o ojca,
wuja, czy matkę, dowiedzieć się jacy byli kiedyś, lecz nie miał odwagi spojrzeć
jej w oczy. Nie, gdy powiedziała mu tych kilka słów prawdy za dużo.
Dhampir przestał próbować ucieczek, wiedział, że już niedługo znajdą się
na miejscu i wtedy prawdopodobnie będzie wolny. To natomiast powodowało coraz
częstsze myśli o tym, co będzie z nim dalej, w jakim kierunku się zwróci, gdzie
podąży, jaka przyszłość go czeka. A w takich chwilach zamyślenia, znów
spoglądał w kierunku Evy i znów czekał na niego zawód, ponura rzeczywistość.
Ruth podeszła do Caspiana, co go zdziwiło. Wiedźma trzymała się z dala
od niego, a cały swój czas spędzała z Rachel, która wciąż opłakiwała siostrę.
Czasami Caspian miał wrażenie, że Rachel popada w szaleństwo, a z jakiegoś
powodu nikt tego nie dostrzega lub nie chce dostrzec.
– Jesteś wolny – powiedziała sucho i odwróciła
się na pięcie.
– Co? – zapytał Caspian, spoglądając na
czarownicę ze zdziwieniem.
– Możesz odejść, dotarliśmy i nie jesteś już
dłużej potrzebny – powiedziała prosto z mostu. – Millie i Isaac postarają się wspólnie
odnaleźć Philipa, więc to już koniec. Przynajmniej dla ciebie. Nie udawaj, że
nie czkałeś na to od samego początku.
Ruth miała rację, jednak od ich pierwszego spotkania minęło dużo czasu,
teraz, gdy wreszcie Caspian mógł pójść tam, gdzie go nogi poniosą, zdał sobie
sprawę, że wcale tego nie chce. Z jakiegoś powodu czułby się pusty i… samotny.
Przywiązał się do niezdarnego Luisa, wyniosłej Ruth, rozpaczającej Rachel,
chłodnej Millie, zimnego Isaaca, a przede wszystkim do wiecznie radosnej Evy.
Trudno byłoby iść dalej samemu, w ciszy
i spokoju. Ale tego nie mógł wyznać nikomu.
– Dlaczego tak chłodno mnie traktujesz? –
zapytał, odchodzącej Ruth. – Jestem podobny do Rachel, mógłbym ją lepiej
zrozumieć ale, gdy tylko się do niej zbliżam, pojawiasz się ty. Co jest we mnie
takiego złego?
Ruth odwróciła się i przeszyła go wściekłym spojrzeniem. Z jej twarzy
zniknęła maska lodu i obojętności, a zastąpiła ją furia. Wiedźma ruszyła
szybkim krokiem wprost na Caspiana, celując palcem wskazującym prosto w jego
pierś.
– Ty nie jesteś w niczym podobny do Rachel! –
krzyknęła, uderzając go. – Nie możesz mieć bladego pojęcia, co ona przeżywa. To
tak jakby straciła cząstkę siebie, a ty…! – zamknęła na chwilę oczy, by
dokończyć spokojniej. – Jesteś wynaturzeniem, potworem. Twoje narodziny
pochłonęły najpotężniejszą wiedźmę i dlatego nigdy więcej nie waż się pokazać
mi na oczy, bo przysięga, że cię zabiję.
Kobieta odeszła, a Caspian stał wciąż za nią patrząc. Kolejna osoba, która obwinia mnie o czyjąś
śmierć. Widać byłem całkiem zdolnym niemowlakiem skoro mając ledwie kilka
sekund już potrafiłem zabijać. Mężczyzna spoglądał za odchodzącą
czarownicą, uśmiechając się pod nosem, gdy tuż koło niego pojawiła się Eva.
– Co cię tak cieszy? – zapytała lekko, patrząc
na niego z zaciekawieniem. – Mnie Ruth nie powiedziała nic zabawnego od śmierci
Sary.
Caspian przeniósł spojrzenie na Evę i mimowolnie uśmiechnął się szerzej.
Zawsze, gdy pojawiała się gdzieś w pobliżu, poprawiał mu się humor. Objął
dhampirzycę ramieniem, przyciągając do siebie. Uwielbiał to robić, czuć zapach
jej włosów, ciepło jej ciała i nie liczyło się wtedy, że dla niej był to tylko
przyjacielski gest. Tym razem jednak Eva wymknęła się z pod jego ramienia i
spojrzała na niego jakimś dziwnie poważnym wzrokiem, którym nie obdarzyła go
nigdy wcześniej.
–- Powinieneś porozmawiać z Millie –
stwierdziła. – Wiem, że tu nasze drogi się rozdzielają i właśnie dlatego musisz
zadać jej te pytania. Wiem, że chciałbyś wiedzieć więcej o rodzinie, o tym skąd
się wywodzisz.
Caspian przewrócił oczyma i założył ręce na piersi.
– Nie zamierzam was opuszczać – powiedział, a
Eva wysoko uniosła jedną brew w wyrazie powątpiewania. – Jeszcze nie. Bo… Eva,
ja się tak zastanawiam… czy ty naprawdę kochasz Isaaca?
– Skąd to pytanie? – tym razem Eva wyraźnie
była zszokowana. – Oczywiście, że tak! Czy sądzisz, że tkwiłabym w związku bez
miłości? Masz mnie za jakąś masochistkę, czy co?
– Ja.. pomyślałem tylko… – Caspian nie miał
teraz sił skończyć tego, co zaczął. Mimo wszystko wziął się w garść. Taka szansa już nigdy się nie powtórzy. Raz
kozie śmierć! - Czy nie poszłabyś ze mną? Zostawiłbyś dla mnie Isaaca? Po…
pokochałabyś… m… mni… mnie? – zapytał szybko.
Przez ułamek sekundy miał nadzieję, że Eva się zgodzi, że może odpowie
twierdząco, ale później zobaczył żal w jej ślicznych, zazwyczaj roześmianych
oczach. I już wiedział. Caspian pokiwał tylko głową i zrobił kilka kroków w
tył. Musiał odejść, zniknąć i w spokoju lizać rany. Po co się łudziłem! Przecież od samego początku wiedziałem jak to się
skończy, wiedziałem, że ktoś taki jak ona nigdy za mną nie pójdzie, nie
wybierze mnie. A jednak… to wciąż boli.
– Nie – odpowiedziała, utwierdzając go w tym,
czego się dowiedział.
Caspian zostawił ją. Poszedł do namiotu zabrać swój śpiwór. Uznał, że
skoro spędził w nim tyle czasu, to nikt nie będzie protestował, gdy zabierze go
ze sobą. W tej chwili potrzebował tylko znaleźć się gdzieś indziej. Eva nie
poszła za nim. Nie zatrzymała go.
Wszedł do części obozowiska, w której rozbito namioty. Na środku polany
rozpalono ognisko, przy którym zgromadzili się wszyscy. Prócz mnie i Evy. Najbliżej siedzieli Millie i Isaac. Trzymali się
za ręce, a ogień buchał coraz wyżej. Oboje drżeli, a na ich skroniach perlił
się pot. Reszta otaczała ich, ale twarze pozostałych były wyraźnie pełne
zaniepokojenia. Coś idzie nie tak.
Płomień wystrzelił na kilka metrów w górę, a potem nagle zgasł. Fala
energii rozerwała połączenie, odrzucając wszystkich i nawet Caspian upadł,
obijając się i koziołkując aż wreszcie zatrzymał go głaz. Zaklął i powolnie
wstał, czuł pulsujący ból w dole pleców, lecz teraz się to nie liczyło.
Gdy podchodził, widział, że inni także powoli wstawali. Ruth pomagała
już Rachel. Gdzieś na skraju lasu gramolił się Luis. Millie czołgała się w
kierunku czegoś ciemnego. Widać nawet jej
nie udało się wyjść bez szwanku. Momentami Caspian życzył Millie
wszystkiego najgorszego.
Jeszcze nie rozumiał, co się stało. Wtedy zobaczył Evę. Wybiegła zza
krawędzi drzew i pognała w kierunku, w którym czołgała się Millie. Krzyczała
coś, ale Caspian nie słyszał co. I, gdy podbiegła do tego ciemnego kształtu i
wcięła go w ramiona, Caspian zrozumiał, że to Isaac. Podszedł do nich, a gdy
znalazł się przy Evie, zawahał się. Nie potrafił nic powiedzieć, nic zrobić,
nie po tym, co się stało. Tak więc sterczał w miejscu, patrząc bezczynnie na
żałość dhampirzycy.
Eva pośpiesznie gładziła rękoma głowę wilkołaka. Tuliła go, szeptała
uspokajające słówka. Aż nagle wyciągnęła dłoń z pod jego szyi i krzyknęła. Ręce
Evy były splamione krwią. Dhampirzyca zaczęła się trząść, jęczeć, a po jej
policzkach spłynęły słone łzy. I wtedy Caspian przełamał się i podszedł do
niej. Znów objął ją ramieniem. Nie zaprotestowała, wtulając się w niego, a
ciepłe krople rosiły koszulę dhampira.
– Żyje – usłyszeli jak przez mgłę głos Millie,
która wreszcie doczołgała się do brata. – Żyje.
***
V
|
ictor czuł, że coś zachwiało
równowagą, kolejny wstrząs, który być może wreszcie miał spowodować rozdarcie
zasłony. Od lat czekał na to, co już niedługo miało nastąpić. Polował na własne
dzieci, pragnąć ich śmieci. Od kiedy pamiętał, chciał tylko nieśmiertelności,
chciał daru, który mieli jego przodkowie, a który jemu został wydarty. Dlatego
też zaklął własne potomstwo, mając nadzieję, że kiedyś czar zostanie
dopełniony. A do tego potrzebna była śmierć. Śmierć i jej zniszczenie,
rozerwanie zasłony, nowy porządek. Victor niczego nie robił przez przypadek. Nawet
pojawienie się własnych dzieci zaplanował, z takim zamiarem uwiódł ich matki, a
na sam koniec chciał je zgładzić. Własnoręcznie zabił pierwszą żonę, gdy tylko
domyślił się, że te dzieci nie sprostają zadaniu, że są za słabe, mają za mały
potencjał. Czy żałował? Nie miał czego, w końcu to tylko środek do celu.
A teraz Estelle znalazła się po drugiej stronie, była tam i już niedługo
miała powrócić. Ktoś na pewno sprowadzi
ją tutaj, do mnie. A wtedy… wtedy dostanę to, na co czekałem tyle lat.
Nieśmiertelność.
Victor zaśmiał się. Jedynym godnym przeciwnikiem od zawsze był Klaus,
który nigdy nie tolerował przy sobie osób pokroju Victora. Ale Klaus jest już martwy i nie stanie na mojej drodze. Problem z
pierwotnym polegał na tym, że gotów był poświęcić więcej niż ktokolwiek inny.
Tymczasem Richarda bez problemu można było owinąć sobie wokół palca, patrzeć
jak robi, to czego się od niego oczekuje i dawać mu wrażenie, że to on jest
górą, że jest władcą świata. Zadziwiające
jak łatwo uwierzyć, że jest się najpotężniejszym, podczas gdy twój własny syn
gra ci na nosie, a ty tego nie dostrzegasz.
O nie, tym razem nie zgodzę się z Areanną. Damon powinien wiedzieć. A Stefan powinien mu powiedzieć, jeśli ona sama nie zamierza. Ale poza tym to znowu mieliśmy taką piękną scenę między braćmi <3 No i aż ciężko uwierzyć, że Damon aż tak się zmienił i aż tak czuje się winny. A mimo wszystkich wątpliwości, Stefan ostatecznie stwierdził, że zawsze będą braćmi.
OdpowiedzUsuńOch, Caspian. Wiesz, szkoda mi go, że wszyscy winią go za coś, na co przecież nie miał wpływu (bo jestem pewna, że wcale nie chciał zabić Eleny) i nikt nigdy właściwie nie poświęcił mu należytej uwagi. Eva to zrobiła i dlatego z jedenj strony szkoda, że na tapecie nadal jest Isaac, z drugiej, dobrze, że Eva nie daje mu nadziei.
Uwielbiam ostatnie zdanie <3 I nie mogę doczekać się, co będzie dalej :D
Weny!
Uwielbiam Pamiętniki wampirów a najbardziej ze wszystkich postaci kocham Damona.
OdpowiedzUsuńZ ciekawości postanowiłam zajrzeć do ciebie i nie żałuje.
Wprowadziłaś nowe postacie a znane pokazałaś z całkiem innej strony niż bym przypuszczała.
W sumie najbardziej intryguje mnie Twoja wersja Damona.
Jest zupełnie inny niż myslałam z początku.
Zawsze lubiłam mściwego i znienawidzonego Damona ale podoba mi się ten opisany przez Ciebie.
I aby nie trując już więcej pełna uznania gdyż blogów o TVD jest naprawdę dużo.
Ja cieszę się że trafiłam na jeden z najlepszych.
pozdrawiam serdecznie.
http://pokochac-lotra.blogspot.com